Strony

22 grudnia 2018

Piasek w trybach

JAZZ (16-17) @ BLAZERS (18-14) 120:90

Utah Jazz, odrabiające straty z początku sezonu, przerwali serię lepszych występów Portland Trail Blazers pokonując ich w Moda Center upokarzającym wynikiem. Było to zwycięstwo nie tylko pewne i zasłużone, ale co najsmutniejsze oparte na  zniwelowaniu dotychczasowych atutów Blazers.

Terry Stotts zachowuje się jak dziecko w piaskownicy bawiące się samochodzikami. Używa tylko tych, które sprawdzały się w ostatnich dniach. Jazz znaleźli wyłom w piątce rezerwowych, która przyczyniła się do zwycięstw w ostatnich meczach. A były nim mankamenty obronne: sztywny pod koszem Leonard, źle przesuwający się Collins, statyczni na obwodzie Stauskas i Curry. Obrona obwodu wyglądała mniej więcej tak:

W połowie drugiej kwarty Jazz wypracowali w ten sposób +14. Pierwszopiątkowicze mozolnie odrabiali straty. Trochę ożywił się CJ.
Widać było większą aktywność Harklessa. To pozwoliło zniwelować deficyt do 4 oczek na początku drugiej połowy meczu. Ale wówczas znowu Jazz przyśpieszyli koncentrując się na zniwelowaniu atutu trzeciej kwarty imieniem Damiana Lillard. Ten był tak rozkojarzony, że popisał się komicznym podaniem do przebywającego już na ławce rezerwowych Nurkicia. Ale ogólnie to nikomu w Moda Center nie było do śmiechu, bo przewaga Jazmanów zaczynała przekraczać 20 punktów.
A odrabiać ją zaczął nie Lillard, a Leonard, który jakby miał mało krytyków to dorobił się nowych wrogów w postaci smakoszy kurczaków McNuggets (to konsekwencje ostatniej akcji meczu z Grizzlies przy dorobku 99-punktowym).
Dobre zawody zagrał skuteczny Turner. To jednak było za mało. Dużo za mało. Jeszcze na początku ostatniej kwarty trójkę dorzucił Seth, ale to tylko sprowokowało zespół z Utah do kolejnej serii zespołowych akcji kończonych łatwymi punktami.
Co robi dzieciak z piaskownicy mając -19 w IV kwarcie? Dalej "żyłuje" ten swój najlepszy samochodzik. Stotts wpuścił liderów, którzy co prawda szybko rzucili 7 punktów.
Chwilę później zostali jednak zasypani toną piasku zupełnie dezaktywującego działający mechanizm.
Lillard w meczu przegranym 30 punktami spędził na parkiecie 34 minuty. Dopiero przy -25 trener się pogodził z porażką i wpuścił bandę Laymana-Swanigana. A komentatorzy podsumowali skalę porażki: "cóż tu powiedzieć, oprócz tego że Dallas w niedzielę?".

2 komentarze:

  1. Modelowy mecz , jak wygląda twoja ekipa , gdy nie masz skrzydlowych( który to już taki w sezonie?)
    Jazz wiedzą , co oznaczają punkty z obwodu, dlatego kilkanaście dni temu zaryzykowali i sciagneli zombie korvera. Od ramtej pory idą do góry. Przypadek?

    OdpowiedzUsuń
  2. Behemot15:31

    Otoz to. To były zespoły o podobnej skali talentu tylko Jazz potrafili dodać Crowdera i Korvera, a Blazers potrafili dodac Stauskasa i Currego. Minuty Lillarda masakra.

    OdpowiedzUsuń