4 kwietnia 2019

Obowiązkowe, pięćdziesiąte

GRIZZLIES (31-47) @ BLAZERS (50-28) 89:116


Drugie z rzędu triple-double Evana Turnera, double-double od Damiana Lillarda oraz Enesa Kantera zapewniły Blazers  50. wygraną w sezonie, tym razem nad przetrzebionymi Grizzlies.

Mniej więcej przez 20 minut tego spotkania to, co zostało z koszykarskiego Memphis stawiało w Portland  zaskakująco dzielny i skuteczny opór. 


Justin Holiday, Julian Washburn, Delon Wright oraz okruchy z lat świetności Chandlera Parsonsa na "dzień dobry" załadowali gospodarzom 6 trójek. Blazers przez zbyt długo w trybie " samo się wygra" albo zbyt statyczni, albo nadreaktywni, chaotyczni i byle jacy, z aż 8 stratami do przerwy. Jeszcze na 5 minut przed zmianą stron goście prowadzili 40:30. Ale końcówka należała do Kantera i Lillarda. Zrobili 15 z 22 punktów drużyny i wszystko wracało powoli do przedmeczowych wyobrażeń, o szybkim i przekonującym zwycięstwie.

Na otwarcie trzeciej części piorunujący run 7:0, który ostatecznie załamał Grizzlies. Nie to, żeby Blazers epatowali jakoś szczególnie formą. To rezerwy rezerw gości zaczęły grać zgodnie z oczekiwaniami Rip City. W 12 minut zdobyły 10 punktów z 19 prób. 38% Portland też nie powalało, ale czego nie trafiali zostało zbierane przez Kantera. 5 z jego 11 zbiórek  zdarzyło się po atakowanej stronie parkietu. Turecki center robił co chciał pod koszem, zdobył 8 punktów i to dzięki jego efektywności Damian Lillard nie musiał   tyrać do samego końca.

Z pierwszej piątki w dwunastominutowym garbage pojawił się tylko Hood.  Emocje ograniczały się to obserwowania  Evana Turnera usiłującego wyrobić brakujące mu do triple double asysty. Udało się, najpierw Collins ze szczytu, a potem:


13-12-11. Kolejny świetny występ Turnera. Nie tylko dobra dystrybucja, ale zwyżka formy strzeleckiej. W ostatnich minutach był bezbłędny,  to na jego rzutach z półdystansu oparty był atak. W Minneapolis i dzisiaj  rzucał dwunastokrotnie, pomylił się RAZ. To jest ta wersja The Kidet, która mógłby ułatwić   Blazers  co nieco w playoffach.

Nie jakoś szczególnie urodziwe, ale obowiązkowe zwycięstwo, nad zdziesiątkowanym rywalem, stało się faktem. Wspomniany Turner, Lillard, któremu zabrakło 3 zbiorek do triple double oraz Kanter-turecka bestia pod koszem to  główni producenci  wygranej nr:


Niestety Rockets zniszczyli Clippers, teraz przed nimi łatwe kąski w postaci Knicks i Suns. Trudno oczekiwać, że uda się wyszarpać tę 3. pozycję. Wiele wskazuje , że playoffy zaczną Blazers od spotkań z Jazz. Ale zanim się o tym przekonamy należy do kończyć sezon regularny. Przed nami weekendowy dwumecz z Nuggets.

CJ McCollum czuje się z każdym dniem lepiej, zaczął uczestniczyć w grach 3-on-3. Poleci do Denver, na razie w roli obserwatora.

13 komentarzy:

  1. Ktos nam zamienil Evana?

    Z Houston nie ma już szans- zabrakło tego nieszczesnego Detroit. Ale wciąż możemy powalczyć z Denver, tyle ze trzeba wygrać u nich....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zabrakło 2-3 win z pierwszej części sezonu. u siebie 1 pkt z Denver i LAC z winy Stottsa. Z OKC z winy Silvera/kalendarza, gdzie wszystkie praktycznie b2b były na wyjazdach

      Usuń
  2. Anonimowy11:17

    Ciężko w to wierzyć... ale wygrywając do końca wszystko skończymy na #2 seed. No nic... dopóki piłka w grze wszystko jest możliwe

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy12:31

    Trzeba się oswajać z 4 miejscem i Jazz w 1 rundzie. By wyprzedzić Rockets trzeba wygrać wszystko do końca. By wyprzedzić Nuggets poza tym, że trzeba wszystko wygrać to trzeba liczyć, że Jazz wygrają z Nuggets. Za dużo tego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Trzeba dojechać z tym co jest do końca bez kontuzji zamiast bić się o wyższe miejsce z przetrzebionym składem.Potem zmieniłbym przede wszystkim trenera. Za "nie jakoś szczególnie urodziwe zwycięstwa"... #stopbullshit ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Abstrahując od tego, że można niby zająć wyższe miejsca wygrywając wszystko do końca... Ci Jazzmani to nie jest wcale taki straszny matchup. Co prawda nie ma porównania do Goberta w strefie podkoszowej... ale nawet jak Nurkić był zdrowy i grał Gobert wygrywał z nim podkoszowo. A w tym wysoko wygranym meczu końcem stycznia Nurek nawet nie grał. Główną robotę w tamtym meczu zrobiła dwójka Lillard - CJ. A nawet jeśli CJ, który wróci po kontuzji nie będzie od razu w optymalnej formie, wcale nie jesteśmy straceni. Hood, Curry - dużo wnosili. Chimeryczny Aminu też czasami się budził. Zestawienie Kanter - Collins wyglądało czasami naprawdę solidnie... To nie muszą być tak złe playoffy jak malowaliśmy je jeszcze po meczu z Nets ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ta ciekawostka, że hala Nuggets jest na wysokości Śnieżki na pewno nie ułatwi gry. Na miejscu Stottsa posadziłbym Lillarda na nadchodzący mecz, ale co ja tam wiem.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zach pograł sobie na środku i od razu wykręcił miłe dla oka cyferki.

    OdpowiedzUsuń
  8. tutaj prawdopodobne rozstawienie na PO https://twitter.com/JacobEGoldstein/status/1113821301473517569

    OdpowiedzUsuń
  9. Jazz to chyba nie jest taki zły przeciwnik. Lillard nie powinien mieć jakoś wybitnie ciężko.

    OdpowiedzUsuń
  10. Anonimowy07:02

    Ustawienie obrony w decydującej, ostatniej akcji w obronie w meczu z Denver całkowicie dyskwalifikuje Stottsa jako coacha - w PO znowu będzie sweep, mam nadzieję że to koniec Stottsa w PTB
    Raf44

    OdpowiedzUsuń
  11. Lillard 39min 3-14/2 0-6/3. I po co?

    OdpowiedzUsuń
  12. Anonimowy17:14

    Zapytaj geniusza taktyki Stottsa

    OdpowiedzUsuń