8 maja 2019

5280 stóp


BLAZERS (2-3) @ DENVER (3-2) 98-124

 

Na tej wysokości znajduje się Pepsi Center, Denver, Colorado, gdzie zmierzyli się w swoim kolejnym meczu zawodnicy Portland Trail Blazers w drodze po swój drugi mistrzowski tytuł NBA. Takiej wysokości, jaką postawili im gospodarze meczu tym razem Blazers nie byli w stanie  pokonać. Choć się wspinali, padli w meczu już w połowie wierzchołka, a potem tylko w dół. Czy to zmęczenie, czy brak formy, czy też w głowach siedział im przegrany po końcówce mecz we własnej hali. Chyba wszystkiego po trochu. A przede wszystkim wyszło to niekoniecznie dla Portland dobre match-upowanie z zawodnikami Denver.

Początek nie był łaskawy. Gospodarze na dopingu, na fali wznoszącej, podekscytowani zwycięstwem w Portland w meczu nr 4, co dało im skrzydeł. U nas odwrotnie. Pamiętaliśmy, że Damian nie trafiał wtedy osobistych. No to teraz - też nie. Znak, że forma strzelecka uciekła. I to zmęczenie...

Blazers próbowało strzelać z dystansu ale niestety dystans nie siedział. W kolejnym więc etapie zawodów przeszli bliżej obręczy, ale tam, pomimo prób walki na deskach, też nie siedziało. Obijali obręcz w paint, czy to Kanter, czy Aminu, czy też niscy. Widząc to Lillard postanowił zagrać niejako hero-ball i na pewno zapamiętamy jego dwie akcje 3plus1. W końcu sędziowie zaczęli mu gwizdać te faule przy rzutach za trzy. Czy na pewno zapamiętamy?

Millsap postanowił przećwiczyć Aminu w trudnej sztuce walki jaką jest koszykówka, a Murray - on podejmuje same dobre decyzje. No i Jokić.... Ten Jokić. Pamiętam jak po wygraniu game 7 mocno obawiałem się dominującego centra po obu stronach parkietu, no i wszędobylskich obrońców, skoncentrowanych na defensywie i rozbijaniu ataku obwodowego Blazers. Pamiętacie serię z Pelicans? Tak też się teraz niestety dzieje, i w meczach, w których Kanter nie był już w stanie przeciwstawić się środkowemu rywali, jak wcześniej, Portland zaliczyło dwie porażki . W tym jedną kompromitującą.

Jokić dominował tablice i zbierał, a nawet trafiał jakieś absurdalne rzuty po piłce gdzieś tam wcześniej rzuconej, gdzieś odbitej. Kanter nie dawał rady. Myślę, że ta kontuzja już go zjadła. Stotts próbował rzucać na Jokicia wszystko, ale Aminu z Harklessem nie te gabaryty. Nawet Leonarda. I nawet Leonard wyglądał, nie odpuszczał fizycznej walki, za co poszły w drugiej połowie scysje i techniki. No dobrze, ale mecz był już rozstrzygnięty. Rozstrzygnął się do przerwy, kiedy Denver zbudowali na fali 20 punktów przewagi. Nawet nasz niedawny Barton nam dowalił, nie pierwszy już raz. 

Blazers zatracili dzisiaj skuteczność  - 37 z gry, 27 za trzy i 53 z linii! - meczu wygrać się nie da, zwłaszcza play-off. Nie było też tej nieustępliwości w obronie, co zwłaszcza było widac w serii z OKC. Aminu i Harkless nie przyszli do gry, a to głównie ich postawa była x-factorem w tamtej serii. Harkless odczuwa też skręconą kostkę, Kanter wybity bark.  Dziś jeszcze bardziej w  związku z tym all-eyes na Lillarda. I cała na nim obrona.

Damian nie będzie co mecz rzucał po 50 punktów i to było wiadome. Robi swoje, stara się robić swoje i kończy te swoje trudne lay-upy po penetracjach w gąszczu obrony i trafia rzuty z obejścia, nawet step-back trójki. To jednak będzie za mało, jeśli rywal tak łatwo punktuje nam w paint. Kanter nigdy nie był rim-protectorem, ale reszta graczy dziś równie słabo zagrała w tym elemencie. Wyróżnia się tutaj tylko Collins.

Zniknął dzisiaj McCollum i bardzo konsekwentnie Denver budowali przewagę. Mowa ciała Blazers nie dawała raczej wielu nadziei, to i mecz w zasadzie już w gdzieś tam w trzeciej kwarcie można było odłożyć, trudno. Jeśli rywal dokłada co kwartę 10 punktów i w 3 kwarcie przewaga sięga 30, to wiadomo, że ten wieczór się nie udał. 

Zawalczył Hood i w drugiej połowie nieźle pokazali się Collins i Leonard, pokazując też rzut dystansowy. No, ale nie oszukujmy się, wynik był rozstrzygnięty i obrona rywala rozluźniona. Nie tak jak wcześniej Craig i Harris na naszych obwodowych. Oprócz jednej kwarty w play-offach tych rozczarowuje Curry, a przyspawany do ławki Turner nie gra nic i wygląda na to, że dla przyszłości tej drużyny jest zbędny.

Co teraz? Stotts powiedział, że dwa mecze o życie. Ale nie wyglądał na zbyt szczęśliwego na tej konferencji... Szanse na wyjście z tego wyniku na 4-3 nie są duże. Mecz o życie na pewno w game 6. Jeśli Portland miałoby tę serię przegrać, z naprawdę poukładanym rywalem i dominatorem Jokiciem, to przegrali go nie w dzisiejszym meczu, który był najgorszy w całych play-off, ale w tym poprzednim, przegranym w końcówce po walce na własnym parkiecie.


14 komentarzy:

  1. Kicha :/

    Czy Aminu to może zagrać dwa razy pod rząd dobrze ? Zreszta każdy zagrał beznadziejnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja po meczu nr 4 powiedziałem, ze juz prdl i nie wstaje specjalnie...zeby to ogladac. Dzis okiem tylko rzucalem na espn/scoreboard.....

      Czuje sie zle i smutno mi, bo byla realna szansa na cos fajnego w tym sezonie - szczegolnie jak HOU awansuje

      Kibic Sukcesu Karol PTB

      Usuń
  2. Anonimowy13:23

    Jakoś mam tym razem optymistyczne nastawienie.teraz dwa szybkie zwycięstwa i jedziemy dalej.U siebie wyszarpiemy,a w siódmym należałoby ostro wystartować,bo dziś mieli zdaje się plan pierwszą połowę przeczekać. Poza tym kto by przypuszczał, że nas pojedzie niejaki Will B.,na którego swawolne podskoki kiedyś nie mogliśmy patrzeć. Ale to ile znaczą nasi byli guardzi to materiał na inny, całkiem osobny temat (Mills, Connaughton, Barton właśnie) Chłopaki sporo się nauczyli od Lillarda ;) a ten odpuścił drugą połowę. Z kącika zdvpyreferee: flagrant Myersa..buahahaa RIPCITIZENonTOUR

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mialo to znaczenia ale ten fragrant to przesada. Tymczasem Jok wali Currego jak czolg i nie ma 3 przewinienia

      Usuń
  3. Ten flagrant Meyersa, który powinien być technikiem dla Jokica podsumowuje całą serię. Nie da się grać w taki sposób i tyle. Koniec, kropka. Druga rzecz, że granie Kanterem i w ogóle zabieranie go do Denver, zamiast rehabilitowanie go w Portland to nie bylo, delikatnie mówiąc, najmądrzejsze. Mecz nr 6 jest do wyciągnięcia i zależy to od tego, czy Lillardowi zaczną wchodzić trójki (wierzę, że zaczną), czy Malone trochę odpuści i czy liga woli mieć dużą oglądalność w sobotę w meczu nr 7.

    OdpowiedzUsuń
  4. Behemot16:17

    Już nie wiem co tu kombinować z tym Milsapem, może Meyers?

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy19:50

    Moze Skal...

    LaMarcus

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonimowy07:31

    No i mecz 7:)
    Hood za Aminu.

    MFA

    OdpowiedzUsuń
  7. Anonimowy07:40

    Nie Hood, a Collins rzucony na Moskala.

    Jasiu

    OdpowiedzUsuń
  8. Anonimowy07:41

    Na Milsapa miało być

    Jasiu

    OdpowiedzUsuń
  9. Najwyższy to był czas na powrót LogoDame'a. Keep shooting them with confidence!

    OdpowiedzUsuń
  10. Aminu jednak te dwie trójki rzucił ważne i cos tam grał, Mo zgasł zupełnie ale z drugiej strony z nimi tak jest- nic nie grają a zaraz 20/15.

    Fajnie ze jest Game7 ale jak zawsze jestem mega optymista tak tym razem boje sie, iz w polowie meczu z Denver bedziemy juz szykowac wędki

    OdpowiedzUsuń
  11. A mnie się wydaje, że potrzebujemy tylko/aż pewnego siebie Damiana. Koniec podawania do przeciwnika. Niech rzuca z połowy. To najważniejszy mecz w jego dotychczasowej karierze.

    OdpowiedzUsuń
  12. Anonimowy10:52

    Dziś poza Dame'em i CJ'em świetną robotę zrobili Hood i Collins - jeżeli to utrzymają a dorzucą coś Mo, Chief i Seth (to najbardziej niewykorzystany gracz) powinno być OK
    Na Game7 wyszedłbym tą samą piątką - z szybką podmianą Mo i Chiefa na Collinsa i Hooda
    Raf44

    OdpowiedzUsuń