Strony

5 stycznia 2021

Czekając na wskazanie palcem

Miękiszoństwo? Ani kroku dalej

Dame i CJ są bezczelni. Stanowczo powtarzają, że są mocni, a właściwie bardziej – że mocni się czują. Reakcja kibiców Blazers? Po jednej porażce w starciu z dwukrotnym MVP NBA są gotowi stwierdzić, że Lillard „wyszedł na miękiszona mocnego głównie w gębie”. Świat stoi na głowie i macha uszami. 


Lillard i McCollum bez wahania wdają się w pyskówki z gwiazdami NBA. Paul „Bad Shot” George się lekko denerwuje.


Ba, Lillard bez wahania odpowiada o problemach innych gwiazd (Steph), choć wie jak łatwo media mogą wyrwać wypowiedzi z kontekstu, dopisując całkiem nowy (dokładnie jak w tym przypadku). 


Liderzy PTB uważają, że przynależą do grupy „gwiazdy NBA” i dzięki temu mają prawo trzymać się własnej, wieloletniej zasady „dziennikarze pytają, bo taki mają zawód, to my – jako kulturalni ludzie – odpowiadamy, na dodatek szczerze i wyczerpująco, bo takie mamy widzimisię”.


Nic ich nie interesuje fakt, że Pdxpl i Karol PTB uważają, iż powinni skupić się głównie na tym, by tyrać, trafiać celnie, bronić szczelnie i siedzieć cicho.


McCollum to już w ogóle osiąga szczyty bezczelności. Trochę gra w tym sezonie w basket, a ponieważ świetnie czuje media, niezwłocznie – z pomocą Jasona Quicka - rozpoczął operację „mimo tych wszystkich młodszych Mitchellów, Murrayów i Bookerów zamierzam stworzyć narrację, która może mi zapewnić przepustkę do ASG”.


Jak ich znam, większość kibiców PTB jest przekonana, że CJ jest gorszy od Mitchellów, Murrayów i Bookerów. 


A może jednak by się najpierw chwilę nad tym wszystkim poważniej zastanowić?


Może McCollum faktycznie okaże się gorszy, nie wykluczam. Ale póki co w tym sezonie jest lepszy niż kiedykolwiek wcześniej i, gdyby powołania do ASG rozsyłano dzisiaj, po prostu otrzymałby je.


Może Lillard „szuka formy” i „jest co najwyżej w średniej”. Miejmy nadzieję! Ale nie zapominajmy, że jeszcze nie tak dawno jego obecne 26,3 ppg, 6,2 apg i 4,3 rpg przy 36,5 3p% traktowaliśmy jako… normę. Niespełna dwa lata temu z bliźniaczymi osiągnięciami (25,8 ppg, 6,9 apg, 4,6 rpg przy 36,9 3p%) kończył sezon, po którym - mając u boku potencjalnie słabszego McColluma - meldował się w WCF. 


Może kibice PTB mogliby - albo wręcz powinni - cieszyć się, że dwaj liderzy ich ekipy nikczemny wzrost nadrabiają nietuzinkowym sposobem bycia? Choć w gruncie rzeczy – jakże normalnym.


Może to wręcz dobrze, że Steph rzucił Lillardowi 62 w szóstym meczu sezonu? Może będzie fajnie, gdy przed kolejnym ich starciem media – lub raczej to co z nich zostało – będą się zastanawiać, czy Dame aby nie zrewanżuje się, posyłając przykładowe 67?


Może to nie był „blamaż” Blazers, tylko przechodzący do historii wybitny występ jednego z 15 najwybitniejszych koszykarzy w historii?


Może, gdy drużyna przeciwna ma takiego zawodnika w składzie - nawet w jego późnym prime - to żaden mecz z nią nie jest „z kategorii do wygrania na sucho”?


Może poprzedni sezon, w którym Lillard, będący wg. ESPN dopiero 72. najlepszym graczem w historii NBA, wygrał kilka meczów mając u boku Tollivera, Whiteside’a i inne Hezonje, powinien nauczyć szacunku do tych najwybitniejszych? 


Może to fajnie, że Lillard jest obecnie powszechnie stawiany z Currym na równi? Może to fajnie, że przed sezonem można było posłuchać podcastu o Warriors, w którym prowadzący dyskutowali czy „Curry może się okazać lepszy od LIllarda”? Wczoraj się okazał. 


Może to fajnie, że nie ma między nimi żadnych nieporozumień, tylko zdrowia - momentami naprawdę piękna, sól sportu wręcz - rywalizacja?


Może to fajnie, że Lillard potrafi, jak po wczorajszym meczu, ustać skok i oddać szacunek lepszemu tego dnia rywalowi?


Może możesz zrozumieć, że Warriors po prostu tego dnia trafiali częściej (wide-open 3s - 9 z 26, tightly contested 2s – 14 z 26), a Blazers – choć mieli więcej dobrych okazji – po prostu rzadziej (odpowiednio 10 z 35 i 17 z 41)?


Może to, że Blazers wypracowali sobie o 24 dobre pozycje do rzutu więcej od rywali może wręcz - w dalszej perspektywie - lekko cieszyć?


Może możesz sobie przypomnieć, że u progu sezonu - po klęskach w sparingach z Kings i Nuggets - 3-3 w pierwszych sześciu meczach wziąłbyś w ciemno?


Może zamiast płakać nad 28. obroną PTB uświadomisz sobie, że to dopiero początek wdrażania duetu RoCo- DJJ, a póki co (wyjąwszy dwumecz z GSW) graliśmy z rywalami, którzy są w ofensywnym Top10 NBA lub zapewne lada chwila do tej grupy dołączą (Rockets).  


I najważniejsze: może po prostu zastanowisz się, czy Dame i CJ aby nie znaleźli się w tym momencie karier, w którym mogą sobie pozwolić na pewność siebie graniczącą ze sportową butą? Może oni nawet czują, że tak muszą? Biorąc pod uwagę miejsce z którego startowali, osiągnęli niemało, choć - ściskajmy kciuki - prawdziwy prime jeszcze raczej przed nimi. Może obnosząc się wszem i wobec ze ze swoją butą podświadomie sami nakładają na siebie większą presję? 


Może dlatego, że od lat właśnie pod presją grają najlepiej?


I wreszcie - last and least - może zanim użyjesz określenia „miękiszon" zastanowisz się nad jego znaczeniem? 


- Miękiszon to ten, który poddaje się wtedy, kiedy można walczyć - wytłumaczył po fakcie znaczenie tego słowa jego twórca (dane osobowe pominięte celowo - jeszcze tylko polityki by tu brakowało). 


Reasumując: kiedy Damian „Miękiszon” Lillard, który „szuka formy” i „jest co najwyżej w średniej” przestał w tym niedzielnym „blamażu” walczyć? 


Autora tytułowego zarzutu uprzejmie proszę o wskazanie palcem.


BRoy7


PS. Tak, poznawczo też chciałbym ujrzeć jeszcze duet Lillard - McCollum w ich prime pod ręką innego trenera. I jestem pewien, że - jeśli ten sezon zakończy się klapą - zobaczę w kolejnym. Ale póki co Stotts musi dostać szansę. Melo też. Chociażby po to, by Stotts zyskał argumenty do zredukowania jego roli w sezonie regularnym. Czy jesteś taki pewien, że Melo nie przyda się nam w play-off do stania na skrzydle i - niczym w bąblu - ciskania trójek w decydujących momentach?


PS2. Po dwóch tygodniach sezonu zdania nie zmieniłem - największym problemem Blazers pozostaje Jusuf Nurkić. A właściwie jego brak. 



Ad vocem:


Zanim odniosę się szczegółowo, wyjaśnienie bardziej ogólne. Rzeczywiście być może zbyt pochopnie, użyłem za ostrych określeń. Ale to raczej sprawa skali/ proporcji, właściwego rozłożenia akcentów, o co trudno w formule recapu, pisanego na gorąco po meczu. Nie zmienia to mojej głównej tezy: Słowa Lillarda( niech będzie wyrwane z kontekstu) podkręcone przez media zmotywowały Curry’ego i Warriors , biorąc pod uwagę wagę spotkania i etap rozgrywek, znacznie ponad normę, co przyczyniło( nie przesądziło) się do dojmującej porażki nad przeciętną, w budowie będącą ekipą, dwa dni wcześniej pokonaną bez problemów.


A teraz  już konkretniej


“Po jednej porażce w starciu z dwukrotnym MVP NBA są gotowi stwierdzić, że Lillard „wyszedł na miękiszona mocnego głównie w gębie”. “Miękiszon to ten, który poddaje się wtedy, kiedy można walczyć - wytłumaczył po fakcie znaczenie tego słowa jego twórca (dane osobowe pominięte celowo - jeszcze tylko polityki by tu brakowało). “


Nie , zarzut nie tego dotyczy. Słowa mają wiele znaczeń, nie ma obowiązku stosować ich w rozumieniu ich twórcy, który  pokrętnie i po czasie wyjaśnił co miał na myśli. Miękiszonem może być też ktoś , kto po prostu nieumiejętnie, źle poprowadził jakieś sprawy, które wbrew zamierzeniom obróciły się przeciwko niemu i grupie , której przewodzi. Lillard wypowiedział się na temat gracza i drużyny,  których właśnie rozgromił i za chwilę zagra z nimi rewanż. Rozsądek, kultura i szacunek nakazywałyby nie wymądrzać się akurat w takim momencie. Nie trudno było się domyślić, że zmobilizuje to dodatkowo całe Golden State. Bo jak wyjaśnić szaloną radość graczy Warriors po każdym zdobytym punkcie, jakby  to był 7. mecz  finałów. Czepiam się Lillarda, bo wybrał zły czas na analizowanie rywala, a przegrywając z nim zdecydowanie bezpośrednie starcie, unieważnił , w jakimś stopniu, sens własnych słów. Czyli miękiszon, nie dlatego, że nie walczył, ale, dlatego że źle rozegrał sprawy, gadał o słabościach przeciwnika, po czym zebrał od niego łomot. Zwyczajnie, okazał się mocny, jeśli już, wyłącznie w gębie. 


“Może to nie był „blamaż” Blazers, tylko przechodzący do historii wybitny występ jednego z 15 najwybitniejszych koszykarzy w historii? Może, gdy drużyna przeciwna ma takiego zawodnika w składzie - nawet w jego późnym prime - to żaden mecz z nią nie jest „z kategorii do wygrania na sucho”?


Przecież, to określenie nie odnosi do przegranej, a jej rozmiarów  i stylu. W lidze 72 meczów, można przegrać zawsze i z każdym, a już na pewno z GSW Curry’ego. Doceniam Warriors i wbrew wielu ekspertom, w przedsezonowej zapowiedzi umieściłem ich w grupie ekip, walczących o playoffy. Ale nie przesadzajmy, to zespół w rozstrojony, dopiero się budujący. Blowout dwa dni po miażdżącej wygranej wygląda słabo- pozwoliłem sobie nazwać to blamażem. 


Jak ich znam, większość kibiców PTB jest przekonana, że CJ jest gorszy od Mitchellów, Murrayów i Bookerów. A może jednak by się najpierw chwilę nad tym wszystkim poważniej zastanowić?” Może kibice PTB mogliby - albo wręcz powinnien cieszyć się, że dwaj liderzy ich ekipy nikczemny wzrost nadrabiają nietuzinkowym sposobem bycia? Choć w gruncie rzeczy – jakże normalnym."


W swojej relacji nie wspominałem o McCollumie w ogóle, ale jak już każesz się zastanowić, to ja zrobiłem to wcześniej. http://blazerspl.blogspot.com/2020/10/etyka-dziaania-etyka-rezultatu.html

Pouczać więc w kwestii roli i znaczenia Rain Bros dla PTB ,akurat mnie,  nie musisz. Co nie zmienia faktu, że wypowiadając się często, na wiele tematów, nierzadko w mentorskim tonie, z jednym WCF w karierze, jako sportowcy rozliczani z wyników, zawsze narażą się na krytykę i zarzuty w stylu “ Pokażcie nam swoje trofea, a potem mędrkujcie” Elokwencja, wiele mądrych zdań wypowiadanych przez McColluma czy Lillarda ominęłyby rafy złośliwości, gdyby wiązałby się z nimi realne sukcesy sportowe. Tak jak zyskałyby na znaczeniu słowa Lillarda o Curry'm, gdyby poszła za nimi wygrana nad GSW.


“Może możesz sobie przypomnieć, że u progu sezonu - po klęskach w sparingach z Kings i Nuggets - 3-3 w pierwszych sześciu meczach wziąłbyś w ciemno?Może zamiast płakać nad 28. obroną PTB uświadomisz sobie, że to dopiero początek wdrażania duetu RoCo- DJJ, a póki co (wyjąwszy dwumecz z GSW) graliśmy z rywalami, którzy są w ofensywnym Top10 NBA lub zapewne lada chwila do tej grupy dołączą (Rockets)".


I w poście, do którego się odnosisz, i we wcześniejszych podkreślałem, że nie ma co ferować wyroków, że sezon wczesny, po wyjątkowo krótkim preseason, że trzeba cierpliwości. To nie oznacza, że wszystko mi się podoba. Na przykład  to , jak Stotts chce wdrażać DJJ i RoCo. Trzymając ich w crunch time na ławce?


Ale póki co Stotts musi dostać szansę. Melo też. Chociażby po to, by Stotts zyskał argumenty do zredukowania jego roli w sezonie regularnym. Czy jesteś taki pewien, że Melo nie przyda się nam w play-off do stania na skrzydle i - niczym w bąblu - ciskania trójek w decydujących momentach?”


Broniłem Stottsa przed jego krytykantami, ale w “Odpowiedź Curry’ego” sygnalizuję dlaczego jego  9 rok w Portland może/ powinien być ostatnim. Argumentów do zredukowania roli Melo jest masa - każdy jego mecz dla Portland. Nie idzie o to, że Stotts  go używa, ale  że  źle i za dużo go używa-w izolacjach zamiast jako spot up shootera. Pisałem o tym w przedostatnim recapie. 


"Może to fajnie, że Lillard jest obecnie powszechnie stawiany z Currym na równi? Może to fajnie, że przed sezonem można było posłuchać podcastu o Warriors, w którym prowadzący dyskutowali czy „Curry może się okazać lepszy od LIllarda”? Wczoraj się okazał”


Aktualnie, być może tak. Curry wraca po kontuzji, Lillard jest po bardzo dobrym sezonie. Ale daj mi opinie eksperta , który ma Damiana przed Stephem, biorąc pod uwagę całość. Porównanie osiągnięć , ale też zwykłych statystyk head-to-head, mówi jasno, kto jest lepszy. To są fakty, które nie umniejszają  wielkości Lillarda, a pozwalają zyskać racjonalny ogląd. 


Dzięki  za krytyczny tekst. To ważny dla mnie sygnał, że ktoś czyta to, co piszę. A, że nie zawsze ( jak wykazałem powyżej) , rozumiejąc intencje autora, to pewnie efekt również mojej nieprzejrzystej argumentacji, za co przepraszam. 

Go Blazers!!!


5 komentarzy:

  1. Piękny artykuły panie pdxpl. Nieważne jak zespół zaczyna , ale ważne jak kończy, i miejmy nadzieję ,że skończy dobrze nawet ze słabym strategiem. Wiem ,że każdemu mogą puścić nerwy ale bądźmy przekonani, że nadzieja umiera ostatnia.Pozdrawienia dla wszystkich blazermaniaków

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy17:48

    Pdxpl - żeby była jasność: baaardzo szanuję pracę, którą tu wykonujesz i zgadzam się z wieloma Twoimi opiniami nt. PTB. Pod linkowanym powyżej Twoim tekstem nt. szerszego postrzegania „epoki Dame/CJ" mogłem się podpisać jedynie wymownym „amen”.

    I to WŁAŚNIE dlatego mnie wczoraj lekko zszokowałeś.

    By zakończyć temat:

    Doceniam - nawet jeśli dość karkołomne - próby obrony zasadności użycia „miękiszona” połączone z przyznaniem się do czepialstwa. Chyba jednak lepiej, byśmy dalej w to nie brnęli - mniej lub bardziej pogłębione analizy semantyczne i im podobne właśnie tutaj? Nonsens.

    Mam natomiast wielką ochotę wyjaśnić „szaloną radość graczy Warriors” która Cię tak zadziwiła. Otóż Curry robił wczoraj career-high. Był jak Aleksander Wielki pod Issos. Tylko nas, kibiców PTB, średnio ten widok kręcił. Większość fanów NBA spadała z krzeseł. A Ty się dziwisz, że koszykarze GSW się ze swoich podrywali… Trudno znaleźć w ostatnich latach bardziej znudzoną i mniej ekscytującą drużynę NBA od Detroit Pistons, prawda? To przypomnij sobie jak reagowali Tolliver i spółka gdy jakieś dwa lata temu Derrick Rose szedł po swoje career-high. To było 50 punktów a nie 62. To był Rose a nie Curry. To byli beznadziejni Pistons a nie - jednak trochę bardziej nadzejni - GSW. Zasadniczo większość koszykarzy po prostu lubi koszykówkę i, szczególnie w tego typu chwilach uniesienia, potrafi się nią cieszyć. Tak jak doskonale rozumiem emocjonalną konieczność „blazerscentrycznego” spoglądania przez nas na rzeczywistość, tak nie potrafię sobie wyobrazić, by wczoraj jakiś Toscano czy inny Mulder, skacząc końcówce meczu z radochy przy ławce, myślał sobie „ależ fajnie, że nasz Steph utarł temu Lillardu nosa”.

    Dzisiaj ten „zespół rozstrojony, dopiero budujący się” (bo Blazers to tworzą już taki monolit, że hoho) zmiótł z pakietu kolejnego rywala. Tak, to tylko Kings, ale wciąż - czy naprawdę upierasz się, że to był blamaż PTB? OK, masz do tego prawo. Ale zarzutów o „styl i rozmiary” już kompletnie nie rozumiem. Jakby położyli się na parkiecie przy -20 w 3Q… Ale - jakby na złość Tobie - no nie położyli się. Blowout nigdy nawet nie stał obok sytuacji "jestem -7 i mam piłkę w ręku 4-5 minut przed końcem". Więc o co chodzi?

    Nigdy i nigdzie nie zacząłem nawet sugerować, by ktokolwiek mógł kiedykolwiek sugerować, że Lillard ma bardziej udaną karierę od Curry’ego.

    Wystawienie przez Stottsa piątki Dame - CJ - Penny - Melo - Kanter (na początku 4q, jeśli mnie pamięć nie myli) to było jakaś abstrakcja. Próba ataku śmiechem, tudzież trollingu Kerra level hard na zasadzie „a może jego ludzie zgłupieją, gdy zobaczą na boisku komplet pięciu graczy, których wypada atakować i w efekcie nie będą mogli się zdecydować na zaatakowanie żadnego?”

    Jeśli po dwudziestu meczach nie będziemy mieli przynajmniej 12 zwycięstw - będzie słabo.

    BRoy7

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdybym pił szampana, to bym już sobie mroził.

    OdpowiedzUsuń
  4. Blazers przegrali z drużyną, która nie potrafi zrobić dwóch akcji z rzędu bez odgwizdania im kroków. Jeszcze jacyś optymiści? Hulu got 165 channels.

    OdpowiedzUsuń
  5. i to: https://twitter.com/jpsperspective/status/1346699212654710785?ref_src=twsrc%5Etfw%7Ctwcamp%5Etweetembed%7Ctwterm%5E1346699212654710785%7Ctwgr%5E%7Ctwcon%5Es1_&ref_url=https%3A%2F%2Fs9e.github.io%2Fiframe%2Ftwitter.min.html1346699212654710785

    OdpowiedzUsuń