I tak nic nie wygrają. Zmarnują prime
Lillarda.
Takie głosy z forów kibiców
Blazers słychać dość często, tutaj
na BlazersPL również. Czy Portland Trail Blazers to organizacja przegrywów? A
jeśli tak, to czy warto kibicować ekipie bez większych szans na sukces? W
ogóle , jak mierzyć sukces? Czy liczą się wyłącznie zdobyte trofea? W erze
Lillarda, drużyna regularnie melduje się w playoffach, dotarła dwukrotnie do półfinału
i raz finału Konferencji Zachodniej. Ale-rzeczywiście- do mistrzowskiego tytułu
nie było nawet blisko.
Etyka rezultatu- akurat w sporcie- wydaje się koncepcją
w pełni uzasadnioną. Jej zwolennicy, oczekujący kolejnych trofeów mogą czuć się
zawiedzeni osiągnięciami RipCity. Udaną emanacją tej filozofii było Toronto Raptors
2019 sciągające Kawhia Leonarda. Najlepszy wówczas wolny gracz na rynku, został
najęty w jednym celu- wywalczenia mistrzostwa. Udało się. Podobnie sztuczny
manewr, z tym samym graczem, zastosowany przez Clippers- nie przyniósł, na
razie, oczekiwanego rezultatu.
Martin Caparros autor “Głodu”
zapytany, czy jego monumentalne dzieło przyczyniło się do poprawy sytuacji niedożywionych i
głodujących, odrzekł, że nie podjął tematu, aby coś zmieniać, ale dlatego że
czuł potrzebę opisania tego problemu.
Wybrał etykę działania, robienia tego , co słuszne, bez oglądania się na
wynik. Choć w sporcie rezultat liczy się o wiele bardziej niż w literaturze,
stoję po stronie argentyńskiego pisarza.
Obserwując od tylu lat Blazers
zaakceptowałem fakt, że droga, czasami kręta i wyboista, może być ciekawsza niż najbardziej
prestiżowy cel. Damian Lillard jest wybitnym profesjonalistą, znakomitym graczem i liderem grupy, postacią, której talenty wykraczają daleko poza koszykarski parkiet. Dlatego nic nie straci w moich oczach, nie zdobywając
żadnego tytułu. Sam, wbrew martwiącym się przesadnie o jego rzekomo marnowany
prime, ma podobne, zdrowe podejście do tematu mistrzostwa.
Miałbym wybrzydzać
na grę CJ McColluma? Robiłem to nieraz, tak jak snułem wizje wymiany go na kogoś lepszego. Ale
zaraz wracała myśl, gdzie RipCity znajdzie
gościa o takiej elokwencji, horyzontach myślowych, który
rozprawia swobodnie z Kamalą Harris o sprawach dużo istotniejszych niż sport. Dla
wszystkich, mających prawo żądać od sportowców trofeów, podkreślanie ich
pozaparkietowych
walorów, będzie zwykłym
bajdurzeniem. Ja
widzę to inaczej.
Patrzę na drużynę sportową szerzej, na
grupę ludzi, ich charaktery, zainteresowania, na to co robią poza halą
sportową. I jestem przekonany, że
rdzeń
Blazers w osobach Dame’a oraz
Christiana Jamesa prezentuje się pod tym względem w skali ligi unikatowo. Dlatego
przymykam oko na brak tytułów. Od pogoni za mistrzostwem , ulepszania składu na silę gwiazdorami- najemnikami na jeden/dwa
sezony, wolę wychowanków-symbole organizacji, nawet bez pierścieni, zawodników,
którzy tworzą w naturalny sposób kulturę organizacji, przy okazji dają mi,
wbrew krytykantom, także wiele koszykarskich uniesień.
Nie chcę przez to powiedzieć, że jestem przeciwnikiem transferów. Z chęcią popatrzę na rozwój Simonsa, Trenta czy Little’a. Poczekam z zainteresowaniem na kolejną próbę reaktywacji Collinsa. Nie będę jednak zawiedziony, jeśli którykolwiek z nich zostanie oddany w celu usprawnienia składu. Nie, jestem raczej wrogiem osiągania celów za wszelka cenę i robienia rewolucji personalnych. A tak postrzegałbym próby rozdzielenia pary Lillard- McCollum, stanowiącej dla Portland coś więcej niż combo świetnych rozgrywających.
Można biadolić na Olsheya czy Stottsa, ale
ja jestem im wdzięczny, że pozyskali i zachowują dla Portland osobowości tak
wyjątkowe oraz świetnie się dopełniające jak Damian Lillard i C.J. McCollum. To czysta przyjemność trzymać
z Blazers w epoce tych Dwóch. Bo liczy się droga, nie cel.
Ps. Częściowo, w kontrze do mojego stanowiska wielce interesująca rozmowa. Przeczytajcie koniecznie
Wyjątkowo się zgadzam. Może w związku z przebiegunowaniem wartości na świecie. Warto marzyć o czymś więcej niż dwie krowy. CJ i Lillard są wyjątkowi.
OdpowiedzUsuńpozwolę sobie nie zgodzić się. etosem sportu w US jest "grać tylko po to by wygrać!". nie przez przypadek, żaden z typowo amerykańskich sportów nie kończy się remisem; liczy się tylko wygrany i niestety jest to reguła, która obowiązuje także w życiu... opowieści, że liczy się tylko rywalizacja nie pasują mi do NBA, ale do polskiej okręgówki w piłce nożnej
OdpowiedzUsuńKirownicteo Blazers podziela Twoje zdanie. Przy okazji, brak ryzykownych ruchów pozwala im zachować posady.
OdpowiedzUsuńhttps://www.blazersedge.com/2020/10/20/21525418/trail-blazers-should-keep-hassan-whiteside
OdpowiedzUsuńZagraliśmy 10 meczy w pełnym składzie i to od razu o wszystko, weszliśmy do playoffs z prawie beznadziejnej sytuacji.. Ten skład w pełni zdrowia ma ogromny potencjał, małe kosmetyczne zmiany wskazane oczywiście. Bardzo liczę na rozwój "Małego" Nassira i ogarnięcie się zdrowotne Collinsa, bo był najsłabszym naszym ogniwem w bańce
OdpowiedzUsuńzaden Collins Nassir Simons i nawet Trent niczego nie osiągną (mówmy o skali realnych sukcesów). Uwielbiam Blazers i ich nieoszacowany atak oraz bede narzekac na brak obrony, co nie tylko daje szanse na sukces (nie od razu) ale po prostu na skuteczny progres w sytuacji skomplenentowania ataku i obrony
OdpowiedzUsuńAmen!
OdpowiedzUsuńZa innym klasykiem: nie sztuka strzelać do celu, gdy cel jest ;)
BRoy7
I jeszcze, kontynuując: ci co mają szersze horyzonty, perspektywy zazwyczaj mają gorsze.
OdpowiedzUsuńBRoy7