Ach... jak dobrze wrócić.
Blazers po niemrawej pierwszej kwarcie podczas której oddali 34 punkty, głównie Russellowi Westbrookowi i Serge'owi Ibace w drugiej części spotkania odnaleźli właściwy rytm i zostawili Thunder w tyle grając, to co lubią, jak lubią i kiedy lubią, bo Blazers już w openerze pokazali jak mocni będą w każdej czwartej kwarcie sezonu.
Thunder byli o jednego strzelca od wygrania meczu, bo zanim ich gra zaczęła się sypać, zanim zostali zaskoczeni przez nadspodziewanie dobrą obronę Blazers, to prowadzili w zasadzie do pierwszych minut czwartej kwarty. Russell Westbrook był dokładnie tym graczem, którego chcieliśmy i będziemy oglądać do powrotu Duranta. Niemniej jednak Thunder nie mieli kim zdobywać punktów.
Serge Ibaka miał za dużo na głowie ze Stevenem Adamsem obok siebie, bo albo musiał kryć Aldridge'a - absolutnie on-fire w pierwszej kwarcie (15 punktów) - albo twin towers Blazers - Lopez, Kaman - albo cały frontcourt naraz. Perry Jones, Nick Collison i Sebastian Telfair trafili łącznie 3 rzuty z 28, a Lance Thomas pomimo swoich 14 punktów był najbardziej minusowym graczem w całym spotkaniu.
Damian Lillard, co prawda obudził się w czwartej kwarcie trafiając swoje dwa rzuty za trzy, ale przez cały mecz nie potrafił znaleźć właściwego flow i bardziej przeszkadzał niż był pożyteczny. Miał 4 faule, sam nie dostawał się na linię, miał tylko jedną skuteczną penetrację i to dopiero w trzeciej kwarcie oraz spodziewanie mocno przegrywał w obronie z Westbrookiem.
Terry Stotts reagował na olbrzymią przewagę Thunder na pozycji numer jeden, ale Steve Blake fizycznie jest kilka dekad za Westbrookiem. Natomiast trzeba mu oddać, że w ataku kreował partnerów - 5 asyst - i jego współpraca z Kamanem, którą obserwowaliśmy już w preseason wyglądała obiecującą.
W związku z tym mnie więcej w końcówce trzeciej kwarty, gdy Blazers łapali bezpośredni kontakt z Thunder, na Westbrooka przeszedł Nicolas Batum, który pozostał przy nim do garbage time. I był jak plaster. Na ponad 5 minut do końca, Blazers prowadzili 8 punktami zaczynając swój ostatni run 15-6. Thunder mieli któreś z kolei posiadanie w "ataku Scotta Brooksa", Nic Batum elegancko przeczytał podanie Ibaki i po przechwycie poprowadził kontrę na plus 10 punktów i zamknięcie meczu.
Kończący alle-oopa jak 18 latek LaMarcus Aldridge rzucił w całym meczu 27 punktów. 15 z nich już w pierwszej kwarcie siłując się w post z Ibaką i Collisonem, grając kilka akcji and-one i rzucając z mid-range po popowaniu na swoim ulubionym lewym bloku i TRAFIŁ ZA TRZY W TRANSITION. Z biegiem czasu Aldridge tracił swój ogień, ale grę przechwycił Wesley Matthews, który zdobył 22 punkty z 12 rzutów, trafił 5 trójek, 3 z nich w czwartej kwarcie zapowiadając swój kontraktowy sezon. Blazers zatrzymali Thunder na 89 punktach, 12.5% za trzy udowadniając swoją defensywną wartość na obwodzie, wymusili 13 strat naciskając na wysokich (Ibaka - 5, Adams - 4) i mieli w sumie 9 bloków.
Terry Stotts trochę poeksperymentował m.in. z ustawieniem. C.J McCollum grał obok Lillarda, ale zagrał fatalny mecz. Rzucił tylko 2 punkty, miał 3 straty, z tego 2 w końcówce trzeciej kwarty, gdy Blazers byli jedno posiadanie od prowadzenia. O wiele lepiej wyglądał wchodzący z ławki Chris Kaman, który rzucił 12 punktów, miał 6 zbiórek i w pierwszym meczu sezonu zabrał resztki nadziei Joelowi Freelandowi na solidne minuty.
Kaman odnajdywał się w pick-and-rollach, rzucał z dystansu, pracował w post i wykorzystywał bezradnych Adamsa i Perkinsa. Popełnił kilka błędów w obronie grając nie jako center, a power foward obok Robina Lopeza zapominając o rozciągającym grę Ibace i zostawiając go wolnego w mid-range i na łuku.
Blazers nie grali small-ballem, ale po raz kolejny na trójce widzieliśmy Wesley'a Matthewsa. Co prawda swoją szansę dostał Dorrell Wright, ale w pięć minut był na absolutne 0 z przodu i 0 z tyłu. Nie były to duże minuty, ale ten lineup z Lillardem i McCollumem, oraz dwiema wieżami był wyjątkowo nieefektywny.
Stotts przygotował też kilka ciekawych akcji głównie dla ścinającego Wesleya Matthewsa. Samo zagranie nie jest nowością, ale cieszy fakt, że Coach wszedł w sezon z nowymi pomysłami, nawet jeśli to wariację tych podstawowych.
Blazers zaczęli sezon tak jak tego chcieliśmy i tak jak wypadało. Nie pozostaję im nic innego jak powrót z Sacramento z 2-0.
Jakoś ani przez chwilę nie drżałem o wynik
OdpowiedzUsuńPytanie, gdzie w rotacji może znaleźć się T-ROB? Kaman naprawdę solidna robota to może być transfer w 100% trafiony. Blake nieźle, ale te cegły za 3 to mało ciekawe. Beznadziejny mecz McColluma, ale jeszcze będą z niego ludzie :)
Obawiam się Robinson wypadł z rotacji na dłuższy czas - Kaman całkiem dobrze poradził sobie grając minuty jako PF [przynajmniej zapewnia jakiś spacing], więc Stotts pewnie pozostanie przy rotacji Lopez-Aldridge-Kaman + minuty dla Freelanda, który jest lepszym obrońcą obręczy niż Robinson, czy Leonard.
OdpowiedzUsuńBardzo ważne zwycięstwo w kontekście walki o Northwest Division, ale szkoda jednak, że nie danego nam było zobaczyć tego pojedynku w pełnej krasie - z udziałem Duranta, czy Jacksona :)
Spokojnie, jeszcze zdążymy się z nimi pomęczyć ;) Na razie cieszmy się łatwym zwycięstwem, bo takie na zachodzie nieczęsto będą się zdarzać.
UsuńBlazers zaczęli ten sezon z 30 minutowym opóżnieniem, ale jak już znaleźli rytm... A poza tym
OdpowiedzUsuń1. Blake daje z tyłu spokój, i wolę go od nadpobudliwego Mo Williamsa
2. Kaman jest doświadczonym kotem i wcale nie tak stetryczałym jak na mieście mówili.
3. McCollum, Wright powiedzmy, że oślepiła ich gładź nowego parkietu( wygląda całkiem przyzwoicie już się obawiałem, że pojdzie to w kierunku tego koszmarku, który zafundowali sobie w Phoenix)
4. Imponujące zachowanie kibiców w Rose Garden, którzy powitali brawami K. Duranta
Właśnie jestem po obejrzeniu meczu w League Pass, aktualnie trwa promocja to wykupcie sobie najtańszą opcję przy czym nic nie zapłacicie jeśli zrezygnujecie 4 listopada przed godziną 24. Jeśli ktoś ogląda mecze na żywo niech da znać, w większym gronie zawsze raźniej. GO BLAZERS !!!
OdpowiedzUsuń