To była teksańska masakra piłką... do koszykówki. Jesteśmy słabsi od Houston w strefie podkoszowej. To oczywiste. Przewaga duetu Gargantua( Howard)- Pantagruel( Asik ) była łatwa do przewidzenia i raczej nie tu przegrałiśmy ten mecz.
Wypadliśmy blado bo:
- nasi rozgrywający, nie kreują gry. Oni strzelają za węgła i albo wejdzie, albo nie. Dzisiaj nie wchodziło...
- rezerwowy, rezerwowego centra, który złapał kontuzję, wymyka się wszelkim standardom, nie broni, nie zbiera i nie blokuje, za to pięknie rzuca z półdystansu.
- trener postanawia grać na razie wąską rotacją i korzysta, w szerszym wymiarze, tylko z trójki rezerwowych, choć aż prosi sie wypuścic na arenę takiego byczka jak T. Robinson
- rzucamy z osobistych na poziomie 65 %, To nawet w preseason byloby zawstydzające.
- R . Lopez, który świetnie wszedł w mecz( 3 bloki w 1 kwarcie), szybko złapał faule i nasza skąpa linia obronna przestała, właściwie- istnieć
- tylko jeden z naszych wygrał swój match-up. Nie, nie był to Lillard...
Nie ukrywam, liczyłem na zwycięstwo, ale nie wpadam w rozpacz po porażce. Przegraliśmy z zespołem lepszym, niestety( i tu spore rozczrowanie), dużo lepszym. Na razie występujemy w innej kategorii wagowej. Lejmy Denvery, nie wybaczajmy "słonecznych" wpadek, ostrzmy zęby na Mavs, Wolves, Pelicans i.... beat LAL!!!
Teraz dwumecz z Kings, potem Suns, Detroit. Bilans 6:2 przed eskapadą na Wschód bylby nice.
Portland powinno stanąc na głowie by dogadać się z Houston w sprawie ściągnięcia Asika. Oddać Lopeza i kilka picków i brać marnującego się w Texasie Turka. Wyobrażacie sobie o ile silniejsi bylibyśmy w defensywie z Asikiem na 5-tce.
OdpowiedzUsuń