11 listopada 2013

Zapowiedź: Pistons @ Blazers


Portland Trail Blazers po dwóch łatwych wygranych z Kings w back-2-back, wracają do Rose Garden gdzie o 4 polskiego czasu zrobią krzywdę Robinowi Lopezowi dając mu zdecydowanie za dużo minut na parkiecie z Andre Drummondem na plecach i Gregiem Monroe w pobliżu. Wiesz, nad ranem może się okazać, że to jednak - nie-niespodzianka - największym wrogiem i problemem Lopeza jest piłka. Wiecznie śliskie dłonie, smarowane czymś co wciąż podtrzymuję włosy wannabe afro, które od 1 października wyglądają lepiej niż jego gra na obu tablicach. Rim-protector, obrońca głaz broniący w pomalowanym na poziomie ciut wyższym niż J.J Hickson - tak przedstawiały się oczekiwania Olsheya, który powoli zaczyna łapać u mnie minus za przyjście Boba. W paint Blazers tracą w tym sezonie 48 punktów na mecz. 29 miejsce w lidze. Nie zbierają jeżeli słabszy dzień ma Aldridge, Batum i sensacyjnie Wes Matthews. Lopez zebrał w sześciu spotkaniach grając 30 minut na mecz w sumie 33 piłki. Tyle samo co Lillard, mniej niż Kyrie Irving, mniej niż swój brat. Klops. Pierwszy klucz do wygrania meczu, to jakimś cudem ograniczenie frontcourtu Pistons, korzystając z Lopeza, Freelanda, Leonarda na piątce i Biblii w ich szafkach. Atletycznie będzie rzeź obracająca się wraz ze wskazówkami w dobijanie pomalowanych zgliszczy przez dwa potwory z Motown. 

 *

Drugi krok do zwycięstwa jest chamski. Pistons trafiają bardzo spodziewanie (tak, na to liczyliśmy) 30% zza trzy, oddając prawie 23 próby na mecz. Crazy Smith rzuca 7!!! trójek co mecz. 11 z Grizzlies. Jennings też powoli wchodzi w swój niedorozwinięty pomysł dostania maksa i ma 6 prób zza łuku co mecz. Wg Synergy ofensywa Pistons w 19% opiera się na akcjach spot-up, co przy takim braku rzutowego talentu jest dziwne, chore. Notka: Wykorzystać. Blazers za trzy są hot. W meczach z Sacto mieli ponad 40% skuteczność w trójach i ten wózek będzie jechał dalej. Może nie do końca sezonu, ale Pistons są na rozkładzie, bo czy jest sens pchać się pod kosz gdy - patrz pierwszy akapit? W piątce biegającej po parkiecie zawsze jest trzech gości od rzucania (można ciągnąc pod czterech, ale chodzi mi o 3PT więc Aldridge zostaje ze swoim lewym półdystansem), a coraz częściej Terry Stotts rzuca na boisko system 4-1 z dowolnym wysokim pod koszem i czterema strzelcami. Z różnym skutkiem, ale small-ball era dociera do Portland już od preseason i czeka na C.J McColluma. Zdrowia. 

*

Punkt trzeci to - fanfary - legendarna ławka. Wciąż z highlightami z ubiegłego sezonu, gdy Luke Babbit złościł się na osobistą praczkę za skurczone skarpety, ale też i z nadziejami, że Earl Watson kiedyś spoci się na parkiecie. Trąci żenadą, zwłaszcza gdy Mo Williams trafia jeden rzut. Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie dlaczego Allen Crabbe i Will Barton na 288 minut zagrali po dwie? Dlaczego rotacja ogranicza się do 9 gracz? Ćwiczenia przed play-offs? W 13 minut rezerwowi zdobywają 22 punkty, a skuteczność dupy nie urywa. Boli brak sixth-mana, którym (po raz setny) miał być Mo Williams, ale oprócz meczu ze Spurs gra kiszkę. Grzeczny Terry musi powiększyć rotację, bo Thibodowskie +40 skończy się serią omdleń i cegieł na półmetku, która przy wybornie złośliwym portlandzkim "szczęściu" skończy się dopiero na rybach.

2 komentarze:

  1. Anonimowy09:15

    Było dobrze. Wygrana :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Behemot09:54

    Widać przeczytali i postanowili zaprzeczyć ;)

    OdpowiedzUsuń