Po znakomitym 17-23 za 3 z Jazz, wczoraj Blazers trafili zaledwie 9-30 zza łuku: Lillard 5/9, Batum 4/10, Matthews 0/4, Wright 0/3, Mo 0/4 (w tym wide-open na 10,8 sekund przed końcem meczu). Parafrazując banały mądrości z tekstów polskich raperów "Raz masz szczęście, raz go nie masz. Dzisiaj ci go zabrakło".
Szkoda tego spotkanie. Świetnie się je oglądało - mecz był niezwykle zacięty (prowdzenie zmieniało się aż 18-krotnie), sporo miłych dla oka akcji i emocje do samego końca.
Lillard mógł być bohaterem. Mógł być Brandon Roy'em w wersji 2013. W czwartej kwarcie 13 punktów i 3 trójki, w tym oczywiście to cudo:
Cały mecz na znakomite 32 punkty (wyrównał season-high) przy 9/18 i 5 asystach. Szkoda, że w przegranym meczu.
Blazers świetnie zbierali (8 ofensywnych zbiórek? Robin,ty urwisie!),
górując w tym elemencie nad Mavs 50-36, ale co zyskali nad ponowieniach,
oddawali znowuż w pomalowanym, gdzie Mavs wygrali 54-36. Nawet
kurduplowata wersja centra - DeJuan Blair zaliczył pod naszym koszem
swój season-high na 15 punktów (update: Pomyłka. W Orlando rzucił 18. Niemniej..15 to i tak dużo)
LaMonster wykręcił swoje kolejne double-double na 19 punktów i 13 zbiórek, ale nie był w stanie zapanować na Dirkiem Nowitzkim, który trafił 12/22 z gry (28 punktów), zaliczając przy tym 6 zbiórek i aż 7 asyst #wszechstronność. Dirk vs LaMarcus 1:0, następna runda 18-stego stycznia w Teksasie.
Przed Blazers teraz kolejne spotkanie z Jazz (oby poszło równie zgrabnie, jak w piątek), a następnie szansa na rewanż z Rockets .
Na pocieszenie i otarcie łez polecam:
Nad Dirkiem to może zapanować tylko sam Dirk. Podobnie jest zresztą z Aldrigdgem.
OdpowiedzUsuńMecz przegrany, ale wcale nie graliśmy źle... Winowajca? Wes Matthews, który nie dość że grał piach w całym meczu w ofensywie, to jeszcze spóźnił się w obronie w ostatniej akcji, zresztą LA tez mógł lepiej się zachować.
OdpowiedzUsuń