Portland Trail Blazers są 21-4 po perfekcyjnym ubiegłym tygodniu, który oprócz 4-0 z Jazz, Rockets, 76ers i Pistons przyniósł także drugą z rzędu, a trzecią w sezonie nagrodę Player of the Week dla LaMarcusa Aldridge'a będącego już w TOP5 kandydatów do MVP sezonu według NBA.com. To dopiero grudzień, ale Aldrdge jest nudnym superstarem w obecnie najlepszej drużynie ligi. Blazers wskoczyli na pierwsze miejsce po nieoczekiwanej porażce Pacers z będącymi w druzgocąco ciężkim back-2-back Pistons, ale Indiana do tej pory rozegrała jeden mecz mniej. Cieszmy się.
Dzisiaj w Cleveland w miejscu
okrzykniętym najbardziej przygnębiającym w USA (via Forbes 2010) i
w mieście zimy, Blazers grają trzeci mecz na wschodzie w przeciągu
czterech dni, który ma być wprowadzeniem do jutrzejszego pojedynku
w Minnesocie – zima, zima, zima – Kevina Love'a i LaMarcusa
Aldridge'a będących daleko przed resztą silnych skrzydłowych
ligi, ale o tym, być może jutro.
Klucze do dwudziestego drugiego zwycięstwa Blazers, to
ograniczenie będącego hot Kyrie Irvinga, podtrzymanie serii meczów
z plus 100 punktami (12) i wytrzymałość. Po prawie 40 minutach dla
każdego z pierwszej piątki w meczu z dogrywką w The Palace Terry Stotts będzie musiał super rotować składem zwłaszcza, że Blazers rozpoczynają dzisiaj swoje drugie back-2-back od 14 grudnia, mając pomiędzy nimi tylko jeden dzień przerwy. Popatrzyłem sobie na minuty Batuma, który jako back-up ma tylko Dorrella Wrighta i w ostatnich trzech z czterech spotkań - bez blowoutu z Philadelphią - grał średnio 38 minut z 44 w Detroit. Aldridge w tej samej sytuacji był na boisku minutę dłużej. Pośród graczy, którzy grali w tym sezonie przynajmniej w 24 meczach, Blazers mają aż czterech zawodników w TOP25 (Aldridge, Lillard, Batum, Matthews), a Robin Lopez bardzo korzysta z dobrej formy Freelanda i jest w okolicach piątej dziesiątki. Wydaję się, że to póki co jest największy problem Blazers, którzy czekają na C.J McColluma ryzykując jednak - odpukać - brak formy lub długą aklimatyzację w lidze. Wzniesienie się na jeszcze wyższy poziom po przerwie na All-Star Weekend, żeby gonić (lub uciekać) Thunder, Spurs i reszcie prawie kontenderów z zachodu, będzie o wiele trudniejsze niż 11 zwycięstw z rzędu i 8-1 w grudniu.
Damian Lillard i Mo Williams grając na pozycji numer jeden będą mieli ciężki match-up z Kyrie Irvingiem, który po 0-9 z Atlantą wspólnie z Cavs ma trzy zwycięstwa z 27 punkami na mecz na 47% skuteczności z gry. Ciężki dla obrońców ball-handling oraz szybkość może spowodować, że wciąż mający problemy z obroną (głównie w transition D) Damian Lillard nie będzie w stanie poradzić sobie z Irvingiem np. wychodzącym po twardej zasłonie czy penetrującym pole trzech sekund po crossie. Zobaczymy czy Terry Stotts zrobi podobny manewr jak w meczu z Thunder gdzie, to Wesley Matthews w kluczowych minutach grał przeciwko Westbrookowi.
Blazers mają najlepszy atak ligi łącząc rzuty za trzy oraz z mid-range poprzez bardzo dobry ball-movement, extra-passy i wysoki procent asystowanych trafień np. z 76er. Ofensywna efektywność po 250 punktach w dwóch ostatnich meczach sprawiła, że Blazers rzucają 110 punktów na 100 posiadań oraz per mecz zdobywają ich 108 jednocześnie tracąc ponad 100.6. W samym grudniu tylko dwa razy ograniczyli przeciwników na mniej niż 100 punktach i w obu przypadkach byli to Utah Jazz - drugi najgorszy team w lidze. Cavaliers są w zupełnie innym miejscu w ataku (dzięki Mike Brown) zdobywając tylko 96 punktów na 100 posiadań i są trzecim najgorzej podającym teamem w NBA z 5.8 asystami na mecz od Irvinga i 3.7 od Jarretta Jacka. Do tego nie straszą rzutem za trzy i z mid-range, a w pomalowanym trafiają tylko 39.4% swoich prób. Blazers mają wiadro argumentów po swojej stronie i Robina Lopeza a.k.a Varejao twoja kolej...
p
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz