5 stycznia 2014

Nie znam się, ale... odc. IX


www.oregonlive.com

76ers(12-21) @ Blazers (26-8) 101:99

Kiedy tracisz najmocniejszą broń, a w decydującym momencie zawodzi ten, na którego w takich sytuacjach mogłeś liczyć prawie zawsze, to... przegrywasz mecz. Po rekordowym wyczynie w meczu z Bobcats(21 trafionych trójek) dzisiaj przyszła niemoc, tylko 3/22. Pozostałe elementy koszykarskiego rzemiosła wychodziły Blazers, tylko nieznacznie lepiej. 

Zaczęło się od serii pudeł i prowadzenia 76ers 9:0. Cała pierwsza kwarta przebiegała pod znakiem braku skuteczności i głupich strat(  aż 18 w całym meczu). Zakończyło się wynikiem 32:19 dla Philly. Dawno pierwsza piątka nie dostała takiego lania. W drugiej kwarcie sytuacja się odwróciła dzięki świetnej zmianie Mo Williamsa, który rzucił 11 punktów. Bardzo efektywnie, zwłaszcza na bronionej desce, poczynał sobie R. Lopez, zbierając 7 piłek i rzucając 5 punktów.W efekcie, na 1.24 przed końcem pierwszej połowy, Blazers objęli w końcu prowadzenie- 49:48. Ostatecznie skończyło się tylko dwupunktową stratą i rozbudzonymi nadziejami na lepsze jutro 24 minuty po przerwie.

I właściwie wydarzenia  w trzeciej kwarcie zdawały się wychodzić na przeciw pragnieniom fanów Portland. Wysoka skuteczność rzutowa76ers zaczęła lecieć na łeb na szyję. Nie trafiali nawet osobistych, tylko 50% przy bezbłędnych w tym elemencie Blazers. Aldridge postanowił coś udowodnić T. Youngowi,  zdobył  14 punktów, zebrał 6 piłek i zaliczył 3 bloki. 76:69 na starcie finałowej kwarty dawał pewien komfort.

Niestety to  nie był wieczór  łatwych rozwiązań, prowadzących do szczęśliwego końca. Znów zawodziła skuteczność( 23% FG i 73% FT!!!), Young dzielnie odgryzał się LMA, wygrywając to starcie 8:2. Na półtorej minuty przed końcem był remis 92:92.I to co działo się później zasługuje w zasadzie na bardziej szczegółowe potraktowanie, ale od czego jest League-Pass albo chociaż play-by-play więc napiszę tylko, że w ciągu finałowych 180 sekund Matthews nie trafil jednego osobistego ( tak, tak właśnie Wes). Następnie Lopez dotknął- jednak- zdaniem sędziów, piłkę lecącą na out po tym jak Carter- Williams nie trafił rzutu wolnego, by w 15 sekund później wykorzystać drżące ręce  świetnego do tej pory Turnera, i przechwycić piłkę. Zostało nieco  ponad 5 sekund i Lillard postanowił zrezygnować z rzutu z dystansu czyli tego, co do tej pory czyniło go gwiazdą clutch tej ligi, użył natomiast rozwiązania, które nigdy nie było jego mocną stroną, ale chwilę wcześniej doprowadziło do stanu 99:101- driving layup shot... Pudło, koniec.

To byli Blazers bez skuteczności- 36,4%, z wytrąconą najważniejszą bronią- 13% za trzy, liderami, którzy tym razem zawiedli- Aldridge 29 punktów z 30 rzutów, skutecznie zneutralizowany przez Younga; Lillard przyćmiony przez  własny back-up( 17 pkt 35 min/16 w 24min ; -15/+14).Niepokój budzi pikująca skuteczność ofensywna Batuma(1/9 FG i 0/4 za trzy). Niedługo stanie się specjalistą od nietypowych double-double, obejmujących asysty i zbiórki( tym razem po 10 jednego i drugiego). Obecność na parkiecie Wrighta budzi już tylko niesmak i zażenowanie.  Po drugiej stronie lustra solidny  Lopez z  kolejnym w sezonie double-double ( 14 pkt, 15 zb.), wzmiankowany Williams i... Freeland. Już dawno nikt nie robił tak wiele, w tak niewymierny sposób, dla tak wielu, w tak krótkim czasie. Wyróżnienie dla M.. Leonarda coraz bardziej efektywnego na tablicach ( 6 zb. w 11 minut)

Tymczasem, gdzieś tam, w dalekim Idaho trwają przygotowania do debiutu w NBA C.J. McColluma. W drugim meczu po kontuzji rzucił 24 punkty w ciągu... 24 minut. Tak, to jest chyba ten rodzaj zawodnika, którego Blazers potrzebują teraz najbardziej- strzelec wyborowy. Pierwsza próba już we wtorek przeciwko Sacramento

PS A poza tym uważam , że V. Claver powinien otrzymać szansę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz