Win nr1
Spurs (3-1) @ Blazers (1-3) 92 - 103
Blazers wygrali mecz, który musieli wygrać. Zawalczyli i za to im chwała. Po 0-3 groził im sweep ale wybronili się - dzięki czemu? Po raz pierwszy w tej serii Portland zaczęli grać od pierwszej kwarty i pierwszej połowy. Dzięki temu do przerwy było plus 2 i zwyciestwo zaczęlo być mozliwe. Wcześniej wyniki -20 przesądzały wynik meczu do przerwy.
Po przerwie jak zwykle Blazers grają dobrze. Tutaj naprawdę ładnie popisała się ofensywa. Szczególnie zapadł mi w pamięć festiwal trójkowy Batuma i Lillarda - 3plus1, 3 i 3. Zrobiło się kilkanaście punktów i uwierzyłem, że mozemy wygrać.
Z drugiej strony Spurs pudłowali w ataku prawie wszystko i nie bronili. Wydaje mi się, że odpuścili ten mecz, chcąc skończyć serię w San Antonio. Drugą połowę Duncan i Parker w zasadzie obejrzeli z ławki, a to o czymś świadczy. Lillard i Aldridge rzucali na dobrej skuteczności (choć ten drugi zniknął w drugiej połowie), ale zaskoczyli mnie w ofensywie Robinson i zwłaszcza Barton. Ławka rzuciła 22 punkty - wszystkie ci dwaj. Niestety Mo Williams ma kontuzję i nie wiadomo, czy jeszcze na parkiecie się pojawi.
To czy Spurs mieli lekki kryzys, czy też nie chcieli tego meczu wygrać, okaże sie w meczu nr 5. Jesli Blazers chcą istnieć, muszą postawić im trudne warunki już od początku. Jeżeli Stotts zaskoczy czymś Popovicha, zwycięstwo jest do wyrwania, ale będzie ciężko.
Ja nie wierzę w odpuszczanie meczy żeby zakończyć serię w domu. Takie rzeczy na poziomie świadomym się wg mnie w profesjonalnym sporcie nie zdarzają. Po prostu chłopaki za bardzo się rozluźnili.
OdpowiedzUsuńCo do serii to nic się nie zmienia i po meczu nr 5 pewnie będzie po zabawie. Nawet gdyby nasi wygrali piąty mecz to nadal szanse na przejście dalej będą słabe. Ale niech seria trwa, każdy kolejny mecz to dobre doświadczenie.