16 grudnia 2014

Blazers lepsi od Spurs, ale na miesiąc stracili Lopeza


No i klops. 

Robin Lopez złamał - jeszcze nie wiadomo jaką - kość w prawej dłoni podczas trzeciej kwarty dzisiejszego meczu z San Antonio Spurs. Terry Stotts powiedział, że Lopez będzie poza grą "jakiś czas", ale możemy się spodziewać, że w tym roku kalendarzowym Blazers zostali z parą Kaman/Freeland pod koszem i minutami dla Thomasa Robinsona i Meyersa Leonarda. To taki powrót do przeszłości i okazja, żeby zobaczyć Chrisa Kaman grającego po 30 minut w następnych kilkunastu spotkaniach. 

Robin Lopez nie zagra przez cztery tygodnie. Dzisiaj (we wtorek) spotka się ze specjalistą.
Sam mecz znowu był czymś w rodzaju: come on gramy piąty mecz w ciągu siedmiu dni,a także To nie jest back-2-back, dla starych ludzi. Spurs bez Duncana, Splittera, Parkera i Ginobiliego byli w grze w zasadzie do ostatnich 4 minut spotkania. 

Blazers zaczęli do trzech celnych trójek Wesley'a Matthewsa, mnóstwa chaosu i forsowania rzutów. Matthews zdobył wtedy 10 punktów trzymał atak Blazers, biegał w obronie za Dannym Greenem, przez co spuchł i w następnych trzech częściach meczu trafił 2 z 6 rzutów. W sumie uzbierał 14 punktów. 

Oba teamy były wykończone. Blazers masowali się z Aronem Baynesem i jego dużą głową, próbowali zgadnąć gdzie pobiegnie Cory Joseph i przez moment przegrywali z nie pierwszym, nie drugim lineupem Spurs. Dopiero Will Barton ostatnim rzutem w kwarcie dał energię swoim partnerom i całej hali. Było smętnie, jakby duch Jacka Ramsay'a wiedział, że ktoś nie wróci do domu cały. 

Damian Lillard od drugiej kwarty przejął mecz, ale w pierwszych 12 minutach dominowała na tablicach - 5 zbiórek. W całym meczu miał 10 (career-high), do tego rzucił 23 punkty i zmienił swoją grę. Oddał tylko 3 rzuty z dystansu (trafił jeden) i często penetrował. Był tylko 6 na 13 w paint (5/10 spod kosza), ale agresywny Lillard, to dobry Lillard. Dostawał się na linię (6-6), odgrywał do partnerów - 6 asyst i prawdopodobnie delikatnie podkręcił kostkę w 2 kwarcie.

Źle w mecz wszedł LaMarcus Aldridge, który zdobył zaledwie 4 punkty w pierwszej połowie. Po przerwie było lepiej i 19 z 23 punktów w całym meczu - 14 w trzeciej kwarcie - pokazały kto był najlepszym graczem na parkiecie. Dostosował się do Damian Lillarda i zdobył 6 punktów spod kosza oraz tradycyjnie wziął dla siebie lewą połówkę mid-range. 

Nicolas Batum zagrał tak jak gra w ostatnim czasie. Był lepszy w obronie, zwłaszcza w pierwszej połowie, gdzie zatrzymał Leonarda na 3 celnych rzutach z 9. W drugą stronę było podobnie. Batum zdobył 7 punktów, miał 6 asyst i wciąż nie jest tym graczem, którego chcemy oglądać. 

Dużo pozytywów przyniósł występ ławki rezerwowych. Chris Kaman miał 11 punktów, Steve Blake 3 asysty, Will Barton wniósł energię z zamieszaniem, które wyjątkowo nie przełożyło się na jakiś kosmiczny run Spurs. Thomas Robinson zagrał swój najlepszy mecz od ohohoho ile to już mineło...  a Allen Crabbe powoli wyrasta na osmego gracza zespołu. Miał kilka momentów w obronie (przechwyt, 2 bloki) i trafił 3 z 4 rzutów. C.J McCollum wcale nie musi być najlepszym prospectem w Portland.

Kluczowy moment meczu nastąpił na około 8 minut do końca. Blazers prowadzili 9 punktami. Damian Lillard minął na obwodzie Kawhiego Leonarda i dostał się pod kosz, ale nie trafił kontestowanego przez Arona Baynesa layupu. Jednak udału mu się zebrać piłkę (3 zbiórka w ataku), ponowić akcję i trafić za trzy.

Blazers prowadzili 12 punktami, ale przespali idealną okazję do kończącego mecz runu. W następne 3 minuty Spurs zbiliżyli sie na 6 punktów po jumperze Leonarda, ale jeden ze swoich trzech momentów w ataku miał Nicolas Batum i trafił ważną trójkę korzystając z gapiostwa Danny'ego Greena. Blazers wrócili na 9 punktów różnicy i do końca meczu na każdy celny rzut odpowidali tym samym. 

Drużyna Terry'ego Stotts oddała Spurs 54 punkty w paint, wymusiła 15 strat, pozwoliła Kyle'owi Andersonowi na chwilę stać się gwiazdą meczu, unieszczęśliwiła Becky Hammon, wygrała 19 mecz w sezonie i ma 6 obronę ligi (99.5pts/100poss). Gdyby nie kontuzja, byłoby sympatycznie.

Kolejny mecz w środę. Do Rose Garden przyjadą Bucks. Godzin 4:00.

2 komentarze:

  1. Paradoksalnie ciesze się z tej kontuzji, albowiem:
    1) RoLo gra beznadziejnie i był najgorszym graczem naszej drużyny
    2) Batum potwierdził, że wciąż jest pod formą i jest tragiczny (kiedy on się obudzi???)
    3) W końcu zagrał T. Rob i to był najjaśniejszy dla nas moment ( 7 pkt w 2/2 i 3/4 z linii, + 4 w 9 minut)
    4) Patrzcie na zmienników: 37 % Batuma kontra: 75 % Crabbe, 100% Robinson, 50% Freeland oraz 66% Kaman i + 15 pkt... .
    5) Czekam na to, że Stotts w końcu dojrzeje, i zauważy, że:
    6) ceterum censeo Batum jest przepłacony
    7) dajmy więcej minut dla T-Rob-a, to jest energia, dynamit i nigdy nie wiesz, co jeszcze...
    8) skreślamy Leonarda i Wrighta...a pozostali niech grają, co umieją i z tego coś się wykluje...
    i wtedy, jestem pewien, będzie zupełne inaczej...

    OdpowiedzUsuń
  2. pdxpl21:43

    można by to Stottsowi twitnąć, ale nie miesci się w 140 znakach;)

    OdpowiedzUsuń