20 grudnia 2014

Wielki Lillard. Wielkie zwycięstwo w San Antonio


Blazers (21-6) @ Spurs (17-10) 129:119

Najlepszy  mecz  Blazers w sezonie, jeden z najbardziej heroicznych w erze Damiana Lillarda i LaMarcusa Aldridge'a. Trzygodzinny spektakl z trzema dogrywkami. Zwycięstwo wyszarpane z gardła Spurs/mózgu Popovicha. Do utraty tchu, do utraty zmysłów... 
Wybaczcie zbytnią ekscytację, ale piszę prosto z foyer. Damian Lillard był o krok parę centymetrów od zostania  bogiem. Gdyby na 17 sekund przed końcem meczu skończył swój monster dunk. A tak  43 punkty( rekord kariery), z 55 % skutecznością, magiczna gra w najważniejszych momentach, absolutne przejęcie meczu, dają  mu "tylko"  wejście do top 5 point guardów tej ligi. Ten pokaz siły jest tylko ekscytującym potwierdzeniem tego, jak dojrzałym graczem w ostatnich tygodniach staje się rozgrywający Blazers. Selekcja rzutów, dywersyfikacja rozwiązań ofensywnych to czego brakowało mu w debiutanckim sezonie,  nadeszło teraz. Blazers robią postępy wprost proporcjonalne do rozwoju Lillarda. Dzisiaj był wielki. Ale swoje role w tym meczu odegrali też inni.

Spurs bez Leonarda i Parkera, Blazers pozbawieni Lopeza i Batuma. Kombinowane line-upy. Tym razem w pierwszej piątce Portland Crabbe i Freeland. Popovich zastosował rozwiązanie hokejowe i wymieniał całe piątki. Cały czas wet za wet. Obie ekipy wygrały po dwie kwarty. Żadna nie uzyskała przewagi większej niż +11. Wszystko trzymało się na barkach par liderów. Duncan (32 pkt) i Green (27pkt i 6 trójek)  oraz Aldridge z kolejnym double-double (32/16) no i wiadomo kto. 

Stawiam jednak  dolary przeciwko orzechom, że nie byłoby  tego zwycięstwa gdyby nie... Dorell Wright. Najbardziej wartościowy mecz Wrighta w barwach Blazers nadszedł w najbardziej potrzebnym momencie. Ani Crabbe, ani McCollum nie mają tyle doświadczenia( mam nadzieję , ze nie chodzi o talent), aby ważyć coś w tak soczystym meczu. Tymczasem Wright palnął w 4 kwarcie trzy trójki zatrzymując, łapiących flow Spurs. W całym meczu miał 12pkt, 8 zb, 4/5 za trzy. Wszystko na co najmniej 50 % skuteczności. A jeszcze kilka godzin przed meczem odbyłem małą pogawędkę z Piotrem Sitarzem na temat roli tego bieda back-upu Batuma. Wystąpiłem w roli Katona. Rację miał Piotr, ale tak jest zawsze kiedy fachowość zetrze się z emocjami. 

Po stronie Spurs z ławki atakowali Ginobilli i Belinelli,  i to była, o dziwo, szczęśliwa okoliczność dla Portland. Obaj trafili po 5 rzutów.To był mały sabotaż w ofensywie San Antonio. 

Przewaga Spurs uwidoczniała się za to w paint, gdzie Duncan i Splitter ćwiczyli Freelanda i Kamana. Ten drugi od momentu kontuzji Lopeza gra coraz słabiej (6pkt, -11). Czyżby jakiś  refluks po tym jak Stotts pomija go wyjściowym składzie? 

W każdym razie w decydujących momentach, tzn dogrywkach, Stotts zdecydował się grać small- ballem, a z wysokich do pomocy Aldridgowi (naprawdę tytaniczna praca w obronie) posłał Robinsona. Działało to co najwyżej średnio. Pierwszą dogrywkę uratował Lillard trójką na 13 sekund przed końcem, drugą Wright i Blake także rzucając za trzy. W trzeciej już tylko  one-man-show, będący tsunami po wcześniejszej burzy z tornadem.  Mieliśmy step-back, jump shot, lay-up, co tylko talent i praca na treningach dały. Na finał trójka i dwie minuty przed ostatnim gwizdkiem Pop, zdejmując Duncana poddaje mecz

To był "great way to start road trip" jak powiedział skromnie najlepszy gracz tego wieczoru. Wielkie zwycięstwo po heroicznej walce z wielkim rywalem na jego terenie. 

Ps Nic, co tu napisałem w afekcie, nie oddaje tego, co działo się dzisiaj w San Antonio. Po prostu to obejrzyjcie, koniecznie!!!





14 komentarzy:

  1. Behemot10:37

    Piękne to było. Dziś z Pelicans może jak dla mnie grać nawet druga piątka z Claverem na zmianę :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy10:37

    Jestem Judaszem i przestalem ogladac w trakcie 1 godrywki kiedy SAS wyszli na +7 i nie cale 2 minuty do konca.

    Dziekuje, dobranoc.

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy15:27

    Ją się Juz nauczyłem,ze mecze Portland trzeba oglądać do końca,bi nigdy niej wiadomo co Lilard z LA wymyśla.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dooorelll WRIGHT. Uratował nam mecz bez dwóch zdań, jakoś mi go żal zawsze było jak tak siedział smutnawy na ławce. Każdy w PTB może być bohaterem. Mathews tym razem trójki bez sensu, dobrze, ze znalazł sie LMA bo byłoby po meczu

    Pozniej chociaz raz pomylili sie sedziowie przy ratowaniu pilki przez LMA, dwa razy uratowało nas 0,1s przy oddaniu rzutu

    Pieknie, cudownie tylko godzina bez sensu, ale o 5 rano bylo mi juz wszystko jedno

    Ja obejrze powtorke to dam cynka jeszcze o Robinsonie, bo to co wyprawiał on przy jednym z wyprowadzeniu pilki przez SAS to było komiczne, ale może o 5 rano coś zle zarejestrowałem

    OdpowiedzUsuń
  5. Behemot16:35

    To co bardzo mi się podoba, to że nasz człowiek wreszcie dostaje tzw. "star calls". Dwa razy w 4 kw. wyraźne kroki (jedne z nich w ostatniej akcji) i oba puszczone. Swoją drogą gdybym był fanem SAS byłbym nieźle wkurzony, Marc Gasol zrobił im 2 dni wcześniej to samo doprowadzając do dogrywki.

    OdpowiedzUsuń
  6. tutaj w skondensowanej postaci historia ostatniej nocy https://www.youtube.com/watch?v=Fn3vV0ELHE0&feature=youtu.be NEVER SAY DIE!

    OdpowiedzUsuń
  7. Anonimowy21:31

    No ale z tym top 5 rozgrywających to chyba cię poniosło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy23:35

      Top 3?

      Usuń
    2. Anonimowy11:50

      raczej top 10

      Usuń
    3. Behemot12:42

      Curry, Westbrook, ewentualnie CP3 choć nie jestem pewien czy ciągle jeszcze, a potem nie widzę nikogo wyraźnie lepszego, choć oczywiście jest kilku graczy o podobnej sile rażenia (Lillard, Wall, Lowry, Parker). Wg mnie jednak jego umiejętność gry w końcówkach jak nikt inny w tej lidze daje mu to 4 miejsce. Oczywiście nie jestem obiektywny ;)

      Usuń
    4. Anonimowy15:29

      ja staram się być i proszę mnie dobrze zrozumieć mam nadzieję że jeszcze w tym sezonie ( a najpóźniej w przyszłym ) Lillard urośnie do miana najlepszego rozgrywającego ligi ale jak narazie Curry, Paul Wall, Rose, Westbrook a chyba wciąż Irving są lepsi

      Usuń
    5. a ja jestem przekonany, ze nigdy numerem jeden nie będzie, natomiast na tę chwilę nie widzę Walla i Irvinga przed nim.

      Usuń
    6. Anonimowy11:01

      czemu nie ? Powiedziałbyś jeszcze parę lat temu że Curry będzie najlepszym PG w lidze

      Usuń
  8. Anonimowy15:29

    ja staram się być i proszę mnie dobrze zrozumieć mam nadzieję że jeszcze w tym sezonie ( a najpóźniej w przyszłym ) Lillard urośnie do miana najlepszego rozgrywającego ligi ale jak narazie Curry, Paul Wall, Rose, Westbrook a chyba wciąż Irving są lepsi

    OdpowiedzUsuń