11 stycznia 2015

Magic odprawieni z kwitkiem. 29-8!


To był must-win. Magic byli po 5-meczowej serii porażek, osłabienie brakiem swojego najlepszego strzelca - Tobiasa Harrisa, który z powodu kontuzji kostki, jakiej nabawił się poprzedniej nocy w Staples Center zmuszony był opuścić mecz w Moda Center.

Takim właśnie scenariuszem rozpoczął się ten mecz. Duet w postaci "Wysoki %USG Aldridge'a [8 ze swoich 22 rzutów oddał w pierwszej kwarcie]" + "penetrujący Lillard" szybko pozwolił Blazers na objęcie kilkupunktowego prowadzenia. Bardzo dobrze funkcjonowała obrona. Nicolas Batum w samej pierwszej kwarcie zaliczył 3 bloki[szkoda tylko, że pierwsze punkty zdobył dopiero w III kwarcie], Wes Matthews dołożył 2 przechwyty.Tu malutki plus dla Kamana, który wbrew moim przedmeczowym obawom potrafił nawet ustać momentami przeciwko Vucevicowi i zmusić go do oddania piłki.

Meyers Leonard jest 12/28 za 3 w tym sezonie. LaMarcus Aldridge 17/34. Fluke,czy po prostu właściwa selekcja rzutowa?

W drugiej kwarcie swój popis dała ławka rezerwowych. Bardzo efektywne i efektowne minuty zagrał Thomas Robinson. Punkty po półhaku? Wykończenie Alley-oop? Nie ma problemu. 3/4 z gry w zaledwie 6 minut. Dziwne, że nie dostał szansy w drugiej połowie, bo to właśnie z nim na parkiecie Blazers podobali mi się najbardziej. Tak, napisałem to. Ja - członek jedynego na świecie FanClubu Thomasa Robinsona.

Pomimo, że prowadzenie Blazers sięgało w II kwarcie już 19 punktów, to szybka gra ze strony Magic i chill-mode w ataku Blazers #pudło #strata #pudło #pudło spowodowały, że na przerwę schodziliśmy już tylko z 5-cioma punktami przewagi. Byłem lekko zdziwiony, gdy spojrzałem na box-score - Vucevic po I połowie miał już 15 punktów i 10 zbiórek. Taktyka na "dokładnie łapki tu, dokładanie łapki tam" była cholernie skuteczna.

Mecz jeszcze bardziej wyrównał się w III kwarcie. Magic co chwilę dogrywali piłkę do czarnogórskiego środkowego, który bez mrugnięcia okiem ogrywał w post Leonarda lub uciekał spod opieki Kamanowi. A jeśli juz nie dostał piłki to skutecznie pracował ciałem i dobijał niecelne rzuty kolegów z drużyny.

Blazers zupełnie nie mogli znaleźć na niego rozwiązania. Chyba pierwszy raz w tym sezonie tak mocno odczuwaliśmy brak Robina Lopeza. Magic zebrali aż 17 piłek na atakowanej tablicy, zamieniając je na 17 punktów drugiej szansy, co i tak nie jest zbyt surowym wymiarem kary.

The Magic out-rebounded Portland 49-43. The Blazers lead the NBA in rebounding at 46.7 per game.

W ostatniej odsłonie spotkania bardzo długo byliśmy świadkami wymiany punkt za punkt. Kluczowa dla wyniku meczu okazała się zimna głowa Wesleya Matthewsa. Przy 85-85 wykorzystał oba osobiste, następnie dwukrotnie przechwycił piłkę z rąk Oladipo i dołożył kolejne punkty przy akcji 2+1. Magic próbowali jeszcze zawalczyć [kolejne punkty Vucevica], ale na 1:12 do końca Matthews ostatecznie odłożył mecz do przysłowiowego "zamrażalnika", trafiając dagger-trójkę po dobrej zasłonie Kamana. You are the real MVP.

Przed Blazers naprawdę ciężka seria spotkań - już dziś spotkają się w b2b z Lakers, a następnie na przestrzeni 4 dni zmierzą się z Clippers, Spurs i Grizzlies.  Ja i mój LeaguePass już nie możemy się doczekać.

5 komentarzy:

  1. Ej ja też jestem w fan-clubie T-Roba :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy14:32

    nikola vucevic jest czarnogórskim środkowym :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Behemot15:10

    Elfrid Payton zrobił na mnie wrażenie w obronie. Niezły kot.

    OdpowiedzUsuń
  4. pdxpl15:37

    To jak Wes w końcówce wyjął piłkę Oladipo... śliczne:)
    Olshey skończył 50 lat. Czy zechce to uczcić ściągnięciem Chandlera?

    OdpowiedzUsuń