Wracając wczoraj od kolegi, z którym oglądałem mecz polskich szczypiornistów z Duńczykami, tworzyłem powoli w głowie narrację, w jakiej będę chciał poprowadzić relację z meczu przeciwko Wizards. Miało być smutno [bo wizja 6-8 tygodni przerwy LMA naprawdę nie napawa optymizmem], miało być mnóstwo dywagacji "Co gdyby Aldridge zagrał", a przede wszystkim miała to być relacja o porażce, bo wybaczcie, ale mocno zwątpiłem w szanse Portland, grających bez Batuma, Aldridge, Lopeza i Freelanda.
A tu taka niespodzianka...
Mecz nie zaczął się po myśli kibiców gospodarzy. Mnóstwo wymuszonych rzutów po stronie Blazers, niecelne dobitki po ofensywnych zbiórkach Kamana i solidna egzekucja Wizards, którzy niemalże każdą akcję kończyli rzutem już w 8-10 sekundzie akcji, szybko doprowadziła do stanu 13-2, kiedy Terry Sttots musiał ratować się time-out'em, by uspokoić i poukładać grę swoich podopiecznych. Wizards kontrolowali jednak przebieg gry przez resztę "ćwartki" i spokojnie utrzymywali swoje 10-punktowe prowadzenie. Po stronie Blazers nieźle radził sobie oczywiście gwiazdor wieczoru - Aldridge, schodząc na ławkę 4 sekundy przed końcem kwarty, z dorobkiem 10 punktów.
Na początku II kwarty na parkiecie znajdowała się piątka: Blake-Barton-Wright-Leonard-Kaman. Przez ułamek sekundy pomyślałem, że coś mi w LeaguePass'ie przeskoczyło i oglądam garbage-time. Co bardziej zaskakujące - Blazers byli w tym czasie +1, dzięki trójce...Leonarda.
Zdecydowanie lepszy moment gry w obronie (II unitu) i fatalny Andre Miller na Lillardzie pozwoliły odrobić stratę z pierwszej kwarty i dojść Wizards na 4 punkty. Wróciły jednak demony z początku spotkania - wymuszane rzuty L-Train'a (sekwencje 0/2 - 5/6 - 0/5), całkowite oddawanie półdystansu, gdzie pick'n'pop z udziałem Walla dosłownie niszczył Blazers. Starterzy gości trafili w pierwszej połowie aż 21/34 z gry, z czego aż 16 rzutów było asystowanych (6 asyst Walla, 4 dla Beala).
Po I połowie 45-55 dla gości.
Duże minuty otrzymał w tym meczu Will Barton, który po krótkim epizodzie w II kwarcie, gdy zablokował Pierce'a i ekwilibrystycznie skończył lay-up, zastąpił w wyjściowej piątce na II połowę zupełnie niewidocznego Allena Crabbe'a . Barton potrafił się odwdzięczyć: kompletne wyłączenie z gry Bradleya Beala na przestrzeni III kwarty, 4 zbiórki, 2 asysty (co najważniejsze +15 w ciągu 22 minut gry. Obok Wrighta, najlepszy +/- w drużynie). Na koncie ma też fantastyczne hustle-play, gdy uratował praktycznie straconą piłkę, podając ją za plecy do Dorella Wrighta, który trafił za 3 z faulem. Jeśli ktoś natrafiłby na tą akcję w formie .gif [mi nie udało się znaleźć] to serdecznie proszę o wrzucenie w komentarzu.
Chciałem napisać, że dobry występ zaliczył także Dorrel Wright, ale zorientowałem się, że później powinienem tak napisać również o Meyersie, Robinsonie, Blake'u, czy Kamanie. To zaskakujące jak dobra i równa była w tym meczu ławka Blazers - od trafiającego za 3 Leonarda, który raz po raz wyciągał podkoszowych na obwód i solidnie grał w obronie, co pozwoliło mu byc na parkiecie w ostatnich minutach meczu, przez mądrze grającego Blake, jak zwykle świetnego, choć tym razem znów w roli startera, Kamana [moje tegoroczne TOP3 jeśli chodzi o graczy z ławki w tej lidze], a na wulkanie energii w postaci Thomasa Robinsona, kończąc.
Cała ławka zdobyła 32 punkty i to bez udziału Kamana. Oby jak najwięcej takich spotkań w tym sezonie.
Dzięki solidnej grze rezerwowych i świetnej postawie Wes Matthewsa, Blazers odrobili wreszcie straty i na 1:41 przed końcem 3-ciej odsłony wyszli na pierwsze w tym meczu prowadzenie. Od tego momentu byliśmy świadkami gry punkt za punkt, z efektownymi podaniami w wykonaniu weteranów [Blake,Miller], pojedynkiem Nene vs Aldridge, b2b trójkami od Matthewsa [który to już raz ratuje nam skórę w tym sezonie?], czy błędami sędziów, kiedy niesłusznie gwizdali akcję 2+1 dla Wizards, a nie byli w stanie tego zrobić po przeciwnej stronie parkietu, gdy naprawdę faulowany był Aldridge.
Mecz kończyła bardzo nietypowa dla Blazers '5' : Lillard-Barton-Matthews-Leonard-Aldridge.
Przy ponad minucie do końca spotkania Blazers grali swój ukochany pick'n'pop z Lillardem i Aldridgem, który jednak nie zdecydował się na rzut:
Piłka spowrotem trafiła do Lillarda, a ten po delikatnej penetracji odegrał ją na obwód, gdzie czekał już nasz oregoński Dirk Nowitzki - Meyers Leonard.
Za 3 niestety nie trafił ,ale przy rzucie był faulowany przez spóźnionego Nene [jego 6. faul] i trafił na linie osobistych, gdzie dzięki 3/3 doprowadził do 6-punktowego prowadzenia Blazers.
Meyers Leonard. Taka historia.
W odpowiedzi, faul na Lillardzie przy rzucie za 3 wymusił John Wall, przywracając 3-punktową stratę. Chwilę później na linię trafił L-Train, który przy akompaniamencie płynącego z trybun "MVP! MVP!", trafił 2 osobiste. Odpowiedzią Wizards znów był John Wall, a chwile później tą wymianę próbował zakończyć Wesley Matthews swoim rzutem za 3. Nie trafił, a więc Wizards stanęli przed szansą na doprowadzenie do dogrywki. A właściwie stanęliby, gdyby nie gapiostwo przy zbiórce. Piłka po rzucie Matthewsa trafiła w ręce Wrighta, a następnie Lillard, na linii osobistych, odłożył mecz do przysłowiowej "zamrażarki".
Blazers 103-96 Wizards.
Słowem jeszcze o Aldridge'u - cały mecz zagrał dość nierówno, ale skończył go ostatecznie z 26 punktami i 9 zbiórkami, Blazers mogli jednak na nim polegać w najwazniejszych minutach spotkania, a kiedy już wpadł w trans, potrafił trafić 4 -5 rzutów z rzędu, bez względu czy miał na sobie rywala, czy nie.
Zresztą - 9/22 z gry to całkiem typowa dla Lamarcusa skuteczność.Nie ma powodów do narzekania.
"My idea now is to play the rest of the season, But if it gets too much where I can't handle it or I'm not playing at a very good level then I'll stop. But hopefully it goes well for us." -L-Train, po meczu.
Przed Blazers mecz z Brooklyn Nets, w poniedziałek o godzinie 1:30.
To był szalony weekend - rozpoczęliśmy go bardzo złymi informacjami o długiej absencji Aldridge'a, a kończymy ważnym zwycięstwem z Wizards i optymistycznymi perspektywami w sprawie LMA. [Nie wiem ile razy padły już dziś słowa LMA, Aldridge, Lamarcus, L-Train w tym tekście- jeśli zbyt wiele to przepraszam, ale nie mam już pomysłu jak go odmieniać,a nie sposób pominąć tak ważny temat :) ]
Przy okazji wyjaśniło się o co chodzi z Batumem. Ten ma zerwane więzadło z kolei w nadgarstku. Co oni im tam za witaminy dają, że takie nietypowe kontuzje jedna za drugą...
OdpowiedzUsuńPodobno z wywiadów pomeczowych dało się "między słowami" wychwycić, że kontuzja Batuma i jego absencja [mówi się o 2 tygodniach] tez miały wpływ na decyzję LMA.
UsuńMoże Nic powróci odmieniony?
Nicolas wróci,tylko drżę o Lillarda.Ile razy lądował na parkiecie? (IV kw!)Dużo za dużo upadków z 2 piętra na pełnej szybkości -to w ataku.W obronie zaś co chwila gleba po ruchomych zasłonach. Ok,to NBA,tak się gra,itd....Ale ciało ma swoją wytrzymałość. I nerwy kibica też. RIPCITIZEN
OdpowiedzUsuńNie ma meczu z Nets... Może to i dobrze, może wydobrzejemy.... Tylko kiedy w końcu wraca do gry Lopez? No i Frreland mógłby już wrócić z tego L4
OdpowiedzUsuń00:41