Blazers (32-15) @ Hawks (39-8) 99:105
Dwa dni po wyrównanej, ale jednak przegranej- walce z Kyrie Irvingiem, Portland Trail Lazaret zawitali do najlepszej aktualnie ekipy w NBA. I przez 36 minut spotkania można byłoby mieć nadzieję na szczęśliwy finał. Niestety dla Blazers w decydujących momentach Atlanta pokazała dlaczego nie przegrywa w tej lidze, pozwalając sobie nawet na komfort trzymania na ławce przez połowę ostatniej kwarty dwóch ze swoich trzech All-Star. Liczą się schematy, liczy się zespołowość , liczy się obrona.
Każdą z pierwszych trzech kwart kończyli Blazers z przewagą. Zaczęli od mocnego uderzenia, grając pierwsze 12 minut na ponad 70% skuteczności. Bardzo dobrze funkcjonowały trójki. Trafiali wszyscy z podstawowej rotacji Stottsa, poza Batumem, który wolał nam tego oszczędzić i Kamanem który strzela ewentualnie z, a nie zza łuku. W sumie 5/6 pozwoliło dowieźć dwupunktową przewagę do końca. Coś optymistycznego na początek. Natomiast poźniej...
To, że gry z taką skutecznością nie da się utrzymać na dłużej było wiadomo. Można było jednak oczekiwać, że gra zespołu będzie nadal zbilansowana. Tymczasem na polu bitwy pozostał tylko L.Aldridge. Jego mid-range to jedyna pewna rzecz , która pozostała z listopadowo-grudniowych dni chwały oregończyków. 37 pkt, 11zb. 2/3 za trzy, prawdopodobnie bez kciuka, robi wrażenie, ale wobec nieobecnych partnerów nie daje zwycięstw. Damian Lillard obolały pominięciem w ASG zdobył 13 punktów z 20 rzutów, grając jakby wbrew sobie, gorzej z każdą upływającą minutą. Zero zdobytych punktów w 4 kwarcie musi otworzyć dyskusję o przyczynach słabszej ostatnio formy Mr. Clutch. 211 spotkanie z rzędu, zawsze w pierwszej piątce, średnio 37 minut spędzonych na parkiecie, to wskaźniki, których nie da się pominąć analizując kryzysowe dni D. Lillarda. Ta dawka zachwiałaby prawdopodobnie nie jednym stachanowcem, iron-menem i kobietą pracującą.
Symptomy zmęczenia można zauważyć i u Wesa Matthewsa. Efektywny jeszcze nie tak dawno w grze post-up, wchodzący śmiało pod kosz teraz umiera/ czeka w letargu gdzieś tam na szczycie i tak jak dzisiaj przeciwko Hawks trafia coraz rzadziej. 16 punktów z 30 % skutecznością. To już jest strefa żerowania Nica Batuma.
Słabsza postawa starterów nie jest niestety kompensowana grą rezerwowych, tak jak dzieje się to w przypadku Atlanty. Teague i Milsap, grajacy zresztą bardzo przeciętnie, pojawili się na parkiecie dopiero w połowie finałowej odsłony. Budenholzer mógł/chciał tak zrobić bo duet Scott- Schroder niszczył piatkę Blazers, zdobywając 14 punktów. All-Star Hawks weszli już tylko na obgryzienie kości wycieńczonych rywali. Dla porównania ławka Portland wysmażyła wówczas trójkę Wrighta i jedyne w meczu 2 punkty Bartona. A mimo to na 4 minuty prze końcem Atlanta prowadziła tylko 94:91. I być może gdyby nie zmęczenie to Matthews trafiłby łatwego jump-shota, Aldridge nie spóźnił się do Milsapa, trafiąjącego za trzy, Lillard nie spudłowałby kolejnej trójki z rogu, a Kaman zebrawszy piłkę po tym rzucie nie podał jej od raz w ręce Korvera. A tak pozostało 20 sekund i... los przy czteropunktowej przewadze Atlanty, postanowił dać Blazers jeszcze jedną szansę.Lillard przechwycił podanie Horforda, odegrał do stojącego w rogu Matthewsa. Stary,dobry Wes trafiłby to...Starzy, dobrzy Blazers wygraliby taką końcówkę...
Ostatecznie 18. z rzędu zwycięstwo Hawks, 8 styczniowa porażka Blazers. Jedni są na szczycie, drudzy stopniowo się z niego osuwają. Tylko L. Aldridge i... M. Leonard trzymają poziom. Całość jednak nie napawa optymistycznie. Lillard i Matthews nie czerpią radości z gry, patrzą z nienawiścią na parkiet. Potrzebny jest spokój i odpoczynek, czyt. ograniczenie czasu gry starterom, nawet kosztem kolejnych porażek. Nie sądzę, żeby wobec bałaganu w Oklahomie, strata pierwszego miejsca w dywizji była realna. Pozycja wyjściowa (przewaga parkietu) w PO jest raczej pewna, nic z niej jednak nie będzie jeśli Blazers przystąpią do nich graczmi , których siły psycho-fizyczne zostały zbyt wyeksploatowane.
Dzisiejszym meczem w Milwaukee Blazers kończą koszmarny styczeń. Aby do All-Star Game. To może być ten niezbędny pit-stop, po którym silnik bolidu z napisem PTB powinien znów pracować z pełną mocą
Też tak uważam, poza tym to dodatkowa motywacja, dla nas tylko lepiej :)
OdpowiedzUsuń