Blazers (44-20) @ Raptors (39-27) 113 - 97
Wyjątkowo w super ekspresowym tempie.
Blazers wygrali w Toronto swój 8 mecz z ostatnich 10, a Arron Afflalo jest w połowie drogi, do zostania tym graczem jakiego chcemy w Portland mieć. Wciąż za dużo ciężkich rzutów z półdystansu (1-5), ale catch-and-shoot i 4 celne rzuty za trzy na 14 punktów w całym meczu robią dobrze.
Blazers już po pierwszej połowie prowadzili 11 punktami, po trzech celnych rzutach za trzy w kolejnych trzech posiadaniach na niecałe 3 minuty do końca drugiej kwarty.
Damian Lillard był mądry prawie przez cały wieczór. W pierwszej połowie rezygnował z długich trójek nawet bez obrońcy w promieniu ponad metra - dwóch, zmieniając kierunek kozłowania i penetrując w paint. Tam podawał do Lopeza, albo na skrzydła lub do rogów. W pierwszych 24 minutach trafił 5 z 9 rzutów na 11 punktów, z czego 8 zdobył w paint na soft tego nocy wysokich Raptors. Ale to nie nasz problem.
W całym meczu Lillard trafił połowę z 20 rzutów, tylko 2/8 za trzy, miał 5 asyst - 4 w pierwszej kwarcie - i kolejny niezły występ zamknął 23 punktami.
Podwoili Raptors kilka razy LaMacrusa Aldridge'a w post-up, ale czy to była strategia od początku meczu? Nie. Aldridge trafił 9 z 14 rzutów na 24 punkty, grając tak jak gra. Raptors nie mieli na niego obrońców. Dwane Casey rzucał wszystko, wszystko gniło, Aldridge trafiał. Podobnie Robin Lopez. 11 punktów po dograniach od Lillard i Batuma w paint oraz 6 zbiórek. Chris Kaman natomiast... Chris Kaman natomiast miał 6 punktów z ławki, ale dziury w obronie gdy Greivis Vasquez przechodził obok niego nie pytając nawet o drogę.
Blazers trafili 13 z 29 trójek. 52.3% rzutów z gry, w tym 54% w pierwszej połowie.
Po przerwie Lillard przejął mecz i trafił 4 z 7 rzutów na 16 punktów przewagi. Raptors odpowiadali punktami swoich wysokich, ale pod koniec trzeciej kwarty Blazers zrobili to samo co podczas ostatnich kilku minut pierwszej połowy i po trójkach Steve'a Blake'a i Dorella Wrighta prowadzili 12 punktami.
Ostatnią część meczu zaczęli słabo, od kilku strat i tylko 1/5 za trzy, ale przenieśli swoją ofensywę pod kosz i zdobyli w paint 12 z 22 punktów zamykając mecz. Mecz w którym wrócił ball-movement - 27 asyst całego zespołu i 12 asyst Nicolasa Batuma wracającego na swoje miejsce trzeciej/drugiej opcji w ataku w coraz lepszych Blazers od kontuzji Wesley'a Matthewsa.
Dzisiaj back-2-back z Wizards w Waszyngtonie.
Lopez znowu szaleje z maskotka drużyny przeciwnej :-P
OdpowiedzUsuńBatum chyba już na dobre wrócił. Moje nadzieje na dobre PO też powoli wracają :-)
OdpowiedzUsuńBedzie ciekawie z tasowaniem sie druzyn im blizej konca:)
OdpowiedzUsuńPomyśleć jak cholernie mocni mogli być Blazers ze zdrowym Wesem, ehhh...
OdpowiedzUsuńI jeszcze gratulacje dla Piotra, który został oficjalnym blogerem na 6g:)