6 listopada 2015

Blow out z Memphis


Memphis (3-3) @ Portland (4-2) 96-115


Po raz kolejny zastanawialiśmy się, jak w meczu TrailBlazers wypadnie nasz obwód (o którym już wiemy, że decyduje o wyniku), jak wysocy (którzy grają w kratkę) oraz jakie warunki postawi nam drużyna przeciwna. Tymczasem w meczu back-to-back, który zapowiadał się na naprawdę trudny i do przerwy był dosyć wyrównany, Portland odpaliło wszystkie swoje atuty i w drugiej części spotkania odjechało przeciwnikom w siną dal, po raz kolejny potwierdzając, że tutaj nie będzie tankowania. Nie, jeśli w składzie jest taki twardziel, jak Damian Lillard. 


Mecz wyglądał na początku mniej więcej tak, jak się tego spodziewaliśmy, tzn presja na obwodzie na graczy z piłką i przewaga w walce pod koszem drużyny Memphis dawały im kilku punktową przewagę, którą planowo przewieźli przez pierwszą kwartę spotkania. Jednak czegoś przeciwnikom zabrakło, czegoś, co decydowało wcześniej o tłamszeniu rywali, takich jak gospodarze tego meczu. Intensywności, priorytetów, niezbyt stabilnej formy z początku sezonu oraz tego, że Portland mają duet graczy obwodowych, który - jeśli wybuchnie - powoduje, że rywalom brak jest argumentów przeciw. I tak to właśnie dzisiaj wyglądało. Podobnie jak w meczu nr 1, 4 i 5. Lillard i McCollum załatwili sprawę.

Nasz duet obrońców zdobywa w meczu średnio 50 punktów i w zasadzie oprócz super-duo Durant-Westbrook nie ma lepszej pary na boiskach NBA. Od nich zależy w tej drużynie wszystko i jeśli nie mają swego dnia to nie możemy wygrać, bo nasi wysocy - cóż, do mocarzy nie należą. Dzisiaj i tak ze strony frontcourtu nie było tak źle, bo - pomimo beznadziejnej postawy na linii rzutów wolnych -  Plumlee zbierał, zasłaniał i nawet grywa pivot do kosza. Leonard po przerwie wczoraj z powodu bolącej kostki dzisiaj trafiał, a nawet coś zebrał. Ale jednak mimo to wszyscy, którzy oglądali mecz widzieli, kiedy tak naprawdę Blazers zdobyli w meczu punktową przewagę - gry w III kwarcie graliśmy small-ballem. A zatem, mr Stotts - tędy widać prowadzi jak na razie nasza droga. 

Line-up zamiast wysokich pierwszej piątki, kiedy biegają tam Davis, Aminu czy Harkless, plus na swoim poziomie grający obwodowi, to szybszy ruch piłką, zbiórka wyprowadzająca szybki atak, przechwyty, dobitki oraz wolne pozycje pod koszem do rzutu dla skrzydłowych. Gdy gra Leonard, to zastanawialiśmy się, czy trafi (przeważnie nie) bo i tak nie ma kto tego zbierać, a jeśli Plumlee, to czy nie zaliczy straty, a w przypadku ataku kosza, to czy trafi wolne (zazwyczaj nie). Dzisiaj s5 wysocy zagrali razem nieco krócej, choć na dobrej skuteczności z gry. Jednak to skrzydłowi wykonali swoje zadanie, oprócz Vonleha, który - wciąż się uczy i jeszcze nie wie (ale to niedługo), że nie powinien rzucać z dystansu.

CJ i Damian mieli rewelacyjne 11/17 rzutów z dystansu, oprócz tego świetne rzuty po step-backu oraz pull-up jumpery i to dzięki nim głównie w III kwarcie Blazers mecz z wyrównanego zamienili na kompletny blow-out. Dodajmy do tego małą liczbę strat (9 - to zdarza się tylko wtedy, jeśli gramy z tak wolno grającą drużyną jak Memphis) oraz wygraną zbiórkę. No i przyznajmy - Grizzlies nie są w optymalnej formie. Dobrze zagrał z ławki Davis, a bardzo (jak na niego) skutecznie Crabbe. No i master Lillard - te trójki sprzed nosa każdego obrońcy potrafią zniechęcić każdą obronę NBA.

Ostatnie minuty to garbage time i mogliśmy podziwiać głębokie rezerwy. Zagrali Connaughton, Frazier i Montero, a nawet Chris Kaman, który wyglądał tak, jakby wolał być poza boiskiem niż na nim. No i dobrze, niech sobie grają jak najczęściej.  

Postawa w wynikach drużyny Blazers to na razie dla nas chyba mniejsze lub większe zaskoczenie in plus. Spokojnie, to dopiero początek sezonu...

6 komentarzy:

  1. skoro nikt jeszcze nie skomentował - LUIS MONTERO!
    :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Behemot10:02

    Ja widzę, że nie tylko Blazers robią postępy. Dużo lepsze relacje niż w zeszłym roku Clyde!

    OdpowiedzUsuń
  3. Na razie chyba nie ma się czym podniecać. Rywale jacy byli, każdy widział. Poczekajmy na prawdziwy test czyli Golden, San Antonio, Oklahome, Houston, Clippers oraz czołówkę wschodu. Wtedy będzie można powiedzieć cos więcej…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy22:17

      Raczej nikt się nie podnieca, póki co po prostu znacznie przekraczają przedsezonowe oczekiwania. Wiadomo, że do czołówki nie można Blazers porównywać.

      Usuń
  4. Cliff Alexander w składzie, Kaman out?:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy09:07

    Szkoda, że Terry nie dał pograć Cliffowi.
    Jak myślicie kogo możemy obwiniać za 4 kwartę, poza Terrym i słabymi wysokimi hehe ;-).
    GO BLAZERS GO!

    Karol PTB

    OdpowiedzUsuń