5 listopada 2015

Wygrana w Salt Lake City



Portland Trail Blazers pokonali Utah Jazz 108-92 i wygrali trzeci mecz w tym sezonie. Po bardzo wolnym spotkaniu w tempie 96 posiadań, bez przechodzenie do transition (tylko 12 punktów Blazers w kontrach), zdobywania punktów po stratach - 9 strat Jazz, 19 Blazers ale aż 6 Lillarda - i nieregularnego up-tempo, Blazers mają trzy zwycięstwa w pierwszych pięciu meczach sezonu.

Blazers mają jeden z 10 najszybszych ataków w NBA, ale nie było w tym meczu fajerwerków. Damian Lillard i C.J McCollum rzucili razem 62 punkty (Lillard - 35, McCollum 27) z 39 rzutów. Trafili 8 z 16 rzutów za trzy punkty (reszta zespołu 3/9), ale nie było to tak efektowne jak pierwsza kwarta McColluma z Pelicans, i tak jak mogłoby być gdyby oba zespoły grały ten mecz w Rose Garden.

Blazers przez 48 minut mieli mecz pod kontrolą. Od pierwszej do ostatniej kwarty. Nawet na 6 minut do końca spotkania gdy Jazz z 13 punktów straty zbliżyli się na 7. Po time-oucie Terry'ego Stottsa, Damian Lillard trafił pull-up jumpera, następnie Aminu zagrał bardzo dobrą obronę na Gordonie Haywardzie - wymusił stratę i faul - a na celny rzut Rodney'a Hooda odpowiedział C.J McCollum. Blazers do końca meczu nie oddali prowadzenia. Blokowali każdy run Jazz, każdy moment, który zapowiadał punktowy zryw graczy Quina Snydera. Z nawiązką odpowiadali na każdą stratę punktów, robiąc spokojny blowout. 

W końcówce pierwszej kwarty Meyers Leonard opadając po rzucie stanął na stopę Trevora Bookera i skręcił prawą kostkę. Zastąpił go Ed Davis i Terry Stotts grał więcej minut klasycznym smallballem, z Aminu i Moe Harklessem na pozycjach numer cztery. To nie byli szybsi Blazers. Stali tak samo szeroko, ale grali lepiej w obronie z Davisem na środku niż z którymś z dwójki Leonard - Plumlee.  Lepiej rotowali, lepiej przemieszczali się z paint na obwód, Ed Davis czyścił błędy Lillarda i McColluma.

Plan na mecz zakładał przechodzenie pod zasłonami stawianym point-guardom Jazz, ale Raul Neto trafił 2 z 3 rzutów za trzy punkty w pierwszej połowie, a Trey Burke w trzech ostatnich meczach trafił 53% wszystkich swoich rzutów i po pierwszej kwarcie Blazers bronili pick-and-rolli tak jak zwykle. Damian Lillard jednak nie musiał pracować w defensywie tak ciężko jak w poprzednich czterech meczach, ponieważ grę w ataku brał na siebie Gordon Hayward, którego Al-Farouq Aminu i Mo Harkless (15 punktów i 10 zbiórek) ograniczyli do 7 celnych rzutów z 20 oddanych.

Dobry mecz zagrał Mason Plumlee. Na 12 punktów i aż 16 zbiórek w matchupie przeciwko Rudy'emu Gobertowi i Derrickowi Favorsowi. Trafił jednak tylko 2 z 9 rzutów wolnych, i skuteczność z linii, nie tylko jego, ale całej drużyny staję się kolejnym problemem.

Blazers wymuszali faule penetrując pod obręcz w zasadzie każdym graczem. Oddali 30 rzutów spod samej obręczy, zdobyli 44 punkty w paint i prawie, prawie zdominowali tam frontocurt Jazz. Gobert i Favors mieli co prawda 6 bloków, ale spacing Blazers - bardzo pozytywna rzecz na przestrzeni pięciu spotkań - który Stotts utrzymywał niską piątką (oprócz fragmentu gdy na parkiecie przebywali w tym samym czasie Davis i Plumlee) skutecznie wyciągał ich z paint. Dużo szczęście mieli Blazers, że Derrick Favors i Utah Jazz nie potrafili punktować w post-up przeciwko froncourtowi Aminu-Davis czy Harkless - Plumlee. Wtedy ten mecz mógłby potoczyć się zupełnie inaczej. Brakowało agresji zarówno ze strony Jazz jak i Blazers.

Blazers nie mieli problemu z obroną wolno grającego ataku Jazz. Zatrzymali ich na 37.5% skuteczności, na tylko 5 trójkach i na 9 asystach przy 33 celnych rzutach. Atak Quina Snydera wyglądał źle, w porównaniu z tym co już w tym sezonie Jazz zdążyli pokazać. Nie było idealnego niemal timingu w setplayach, egzekucja zagrywek trenera Snydera była na bardzo niskim poziomie. Jazz wykonali mnóstwo podań, ale nie potrafili przekuć ich na asysyty. 

To nowośc, że Ci Blazers potrafią wygrywać mecze przy pomocy obrony (chociaż nawet w tym meczu łatwo gubili krycie), ale też Terry Stotts zrobił kawał dobrej skautingowej roboty, czytając zagrywki Jazz na mid-range jumper Gordona Haywarda. 

Atak Blazers to cały czas atak Lillarda i McColluma. Zależy od tego co ta dwójka zrobi z piłką. McCollum nie miał problemów z mijaniem w pick-and-rollu obrońcow i trafaniem floterów nad rękoma Rudy'ego Goberta czy pull-up jumperów. Damian Lillard był in-the-zone cały wieczór trafiając przez ręce, po koźle, penetrując. Byli agresywni po zasłonach wysokich graczy i samolubni. Raz jeszcze poszli w izolacje. Tylko 7 asyst od tej dwójki, tylko 11 asyst całego zespołu. 

Defensywnie natomiast backcourt Blazers potrzebuje jeszcze albo naprawdę wysokich celów i słusznej motywacji, albo lepszych weteranów na ławce, albo bardzo dobrych trenerów od obrony. Zastanawiam się czy Terry Stotts mógłby na przykład zaczynać mecze z Harklessem albo Crabbem w piątce na pozycji numer 2 i w stuprocentach przejmować rezerwowe matchupy właśnie McCollumem.

Pozostali gracze byli mało widoczni. Allen Crabbe nie trafił rzutu, Noah Vonleh w 13 minut nie zrobił nic. Kaman, Montero, Frazier, Connaughton nie zagrali ani minuty.

Dzisiaj o 4:30 kolejny meczy. W Portland, Blazers zagrają z Memphis Grizzlies.

10 komentarzy:

  1. Nie do konca do teraz jeszcze wiem jak mozna wygrac mecz majac tak tragiczna skutecznosc na linii i tyle strat... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Behemot14:10

    Ej no, co jest grane, przecież miał być Top3 wybór w drafcie :-/
    Stotts i Lillard łamagi nie umieją tankować ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy17:29

    Spokojnie...bedzie wysoki pick

    OdpowiedzUsuń
  4. Najlepsze, co spotkało nas tego wieczora, to kostka Meyersa Leonarda ;)
    Jego +/-, a reszty pierwszej piątki... i 0 zbiórek
    PS martwi mizeria punktowa zmienników, czyżby scenariusz "PTB nie ma ławki" miał się powtórzyć?

    OdpowiedzUsuń
  5. Behemot20:45

    Naprawdę nie wiem jak cokolwiek może w tej chwili martwić :)

    OdpowiedzUsuń
  6. może ja mam jakieś zaniżone standardy oczekiwań wobec tych dzieciaków, ale poza zapascią rzutową (bo tylko slepy nie zauważy postępu w obronie) Leonarda wszyscy pozostali zaskakują mnie na plus, do tego stopnia, że nawet Plumlee udający Sabonisa już tak mnie nie drażni. Dla malkontentów proponuję, zebyscie wlączyli do wyboru po 30 sek Lakers, Nets, Pels czy nawet Dallas, humory powinny wam się poprawić od razu;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Podobno nie przedłużono kontraktu z Moe Harklessem, naprawde szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  8. Porównanie Plumlee do Sabonisa ciekawe :)
    A z graczy drugiej piątki... cóż, sporo jeszcze grania przed nami i widocznie Terry Stotts potrzebuje więcej minut dla nich na boisku by poustawiać kilka zagrywek gdzie nie trzeba oddawać rzutu dalej niż 1 metr od kosza😊

    OdpowiedzUsuń
  9. Anonimowy07:42

    Czyli jednak play off'y, a nie żaden draft ;) Blow out z Grizzlies.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kaman ostro wkurzony ze mu kazali wejsc na 2 minuty- to sobie jaja porobil :)

      Usuń