Blazers (9-12) @ Wolves (8-11) 109:103
Blazers (9-13) @ Bucks ( 9-13) 88:90
Ludzie wierzą w różne
rzeczy. Wielu fanów NBA wierzy w niezwykłą moc draftu, w silę,
która rzekomo ma pomóc w budowie potęgi ulubionego zespołu. Ci z
sympatyków Blazers, którzy zaliczają się do wyznawców tego
Kościoła mogli poczuć w ostatnich dniach niepokój. Wygrana z
Indianą i wyjazdowa wiktoria w Minneapolis dały Blazers aż 9.
miejsce i zepchnęły dość daleko w kolejce po Bena Simmonsa .
W sobotę Blazers wygrali po raz drugi w tym sezonie z Wolves, po raz drugi wyciągając wynik na samym finiszu, odrabiając siedemnastopunktową stratę. Zwycięstwo o tyle cenne, ze przez 2/3 niewiele wskazywało na pomyślny finał. W pierwszej połowie Lillard i McCollum razem wzięci zdobyli(7),mniej punktów niż Aminu(10), przegrali też tę rywalizację z Davisem (8). Wydawało się, że będzie to mecz z tych do odbębnienia, spisanych na straty już we wstępnej fazie.
Po przerwie obudził się
McCollum, który do zdobycia 12 punktów potrzebował tylko 9 minut.
Pudłujący nadal z dystansu Lillard, dostawał się mądrze na
linię. W decydującej części gry Meyers Leonard takimi cięciami dorzynał watahę. Jeszcze na nieco ponad minutę do końca K.A. Towns
celną trójką przywrócił wilkom nadzieję, zmniejszając straty
do 2 punktów. Kolejnej próby na szczęście nie wykorzystał, a
Lillard w odpowiedzi popisał się skutecznym wjazdem pod kosz, co
wobec braku skuteczności na dystansie staje się powoli jego znakiem
firmowym, ocierającym się momentami o sztukę.
Blazers zrobili coś , co
wielokrotnie w tym sezonie zabierało im sukces sprzed nosa-wygrali
czwartą kwartę. Świetny Aminu-16 pkt z 7 rzutów, znakomity po
przerwie McCollum-14 z 17 punktów, trzymający równy poziom
Crabbe-11 oczek ponownie na rewelacyjnej ponad 50% skuteczności, no
i Leonard z mid-range na 14 punktów plus asysty rozrzucające Wilki
po kątach. Można było być optymistą przed starciem z Bukcs,
jakby trochę rozstrojonymi w ostatnim czasie.
Mecz w Milwaukee w pierwszej jego fazie można właściwie uznać za kopię tego w Minneapolis. Szukający nerwowo skuteczności Blazers nie mogli dopaść gospodarzy. Pudłowali wszyscy, skądkolwiek rzucali- 32%FG, 33 zdobyte punkty, jedna trójka McColluma i ta błyskotka od Lillarda to smutny bilans pierwszych 24 minut. I tylko słabości Bukcs zawdzięczali Blazers stratę zaledwie 8 punktów.
Trzecia kwarta wstrząsnęła Milwaukee. Bliźniacy ładują 4 trójki, piatą dorzuca Crabbe. Noah Vonleh dominuje na tablicach, w ciągu 7 minut zalicza 5 ze swoich 6 ofensywnych . Daje to wesołe 29:18 oraz dwupunktową zaliczkę przed finałem.
Początek 4 kwarty należy jednak do ludzi Jasona Kidda. Atak Blazers ponownie siada, czego załosną alegoria są sztywne jumpery i faule w ofensywie G. Hendersona. Po 5 minutach Bukcs wychodzą na sześciopunktowe prowadzenie. Terry Stotts bierze time-out, po którym Aminu i Lillard trafiają zza łuku, Ed Davis zaczyna przejmować mecz w pomalowanym, a CJ McCollum w końcu trafia cos z dystansu. Blazers wychodzą na prowadzenie 79:75, a ja mam gotowy tytuł tego postu: "Blazers wygrywają w końcówkach"
Niestety, na dwie minuty przed końcem, przy pięciopunktowej przewadze, Lillard odpala głupią trójkę, głupia, bo było jeszcze 10 sekund do końca akcji, i to Bucks, a nie Blazers musieli się w tym momencie śpieszyć. Żeby było gorzej, w kolejnej Lillard spożnia się w obronie do Mayo, a ten spokojnie trafia zza łuku. W odpowiedzi McCollum chce być lepszy od Lillarda, forsując kolejną trójkę. Dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że obaj trafili w całym meczu 5 z 19 prób. Może trzeba było grać więcej dwójkowych akcji z nie mylącym się Davisem-6pkt, 8zbiórek, 2 bloki w czwartej kwarcie!
A tak po kolejnej trójce przewaga Blazers stopniała do jednego punktu. Blazers pozostało prawie 17 sekund na dowiezienie tego zwycięstwa, ale zamiast tego po wznowieniu MCW, prawie wyszarpał piłkę McCollumowi. Potem wygrał jump-balla i znalazł pod samym koszem G. Monroe, który dał Bukcs prowadzenie. 5 sekund i piłka w rękach Blazers. Mason Plumlee znajduje znakomicie Meyersa Leonarda, a ten 3 metry przed koszem, mając game-winnera w rękach, zrobił kolejna złą rzecz w tym meczu. W Milwaukee zaczął się odpust...
"It Hurts To Lose A Game Like This"- powiedział po meczu Terry Stotts. Tak, boli bardzo. Nie jest dobrze z Lillardem i McCollumem. Nie trafiają. Jeszcze w sobotę się upiekło, ale dzisiejsze 13/40 z dystansu i złe decyzje w crunch-time zaważyły na wyniku. Stotts próbuje to łatać Crabbe'em-12 pkt z 9 rzutów oraz bez powodzenia Hendersonem. Mason Plumlee dał się ogrywać Diengowi, dzisiaj nie stanowił żadnej przeszkody dla Monroe. W decydujących momentach to Davis grał na środku. 10 punktów, 13 zbiórek, 2 bloki w 28 minut wyglądają znacznie lepiej niż 3punkty, 3 bloki, 4 zbiórki ciągle podstawowego centra Blazers. Meyers Leonard widzi coraz słabiej z daleka. Przeciwko Wolves 2/6, z Bukcs 0/6 zza łuku.
Zwycięstwo z Wolves, porażka z Bukcs mają tę sama- młodzieńczą twarz , która jednego dnia przynosi sukces, by w kolejnym wywołać stany depresyjne. Takie uroki pajdokracji. Nie ma czasu na refleksję, trzeba tankować grać. Już dzisiaj na Blazers czeka król James.
Pajdokracja made my day :)
OdpowiedzUsuńStraszny mecz w Milwaukee. A że mało co udało się wygrać fatalnie świadczy o kozłach. Niezłe cegły latały
OdpowiedzUsuńHydraulik zjebal ostatnia akcje.... inna sprawa co by Lillard zrobił z piłką. Pewnie uciekł na 10 metr i wystrzelił 3ke
OdpowiedzUsuńnie szło mu dzisiaj, spanikował. chyba lepszym wyjściem była proba minięcia Hensona, było wystarczająco dużo czasu na taki manewr. Zbieramy doświadczenie:/
Usuńto był Leonard
UsuńAle Plumlee pilke wyprowadzał i miał wolnego według mnie Lillarda
Usuń