25 marca 2016

Leonard kończy sezon, a JJ Redick Blazers



Blazers (37-36) @ Clippers (44-27) 94:96

Prawdopodobnie wydarzenia z dzisiejszej nocy w Los Angeles miałby jakiekolwiek znaczenie i moc, ale wiadomość o zakończeniu sezonu przez Meyersa Leonarda musi usunąć je w cień. Kontuzja lewego ramienia okazała się poważniejsza niż przypuszczano. Blazers w playoff zagrają bez The Legend, dla wielu fanów gracza o mocno przecenianych talentach, ale w tej small-ballowej lidze człowieka o  dość unikalnych parametrach i predyspozycjach. Z tymi mieszanym uczuciami, jednak, parę słów o meczu.


Portland Trail Blazers przegrali 15 z ostatnich 20 meczów z Los Angeles Clippers. Damian Lillard  czuje zbyt duży respekt do Chrisa Paula i zazwyczaj przegrywa ten match-up. Dzień wcześniej Clippers rzucili ręcznik w Oakland , a Blazers pod wodzą Eda Davisa wyrwali zwycięstwo z gardeł Mavs. Od startu dzisiejszego spotkania obie drużyny wyglądały nawet nie jak ekipy w back-to-back, a zbieranina grajków po  solidnej libacji. Trzeźwy nie wydawał się też realizator meczu.
Brak skuteczności dotykał wszytkich w przybliżonym stopniu. Pudłowali strzelcy: Paul, Lillard, McCollum, może najlepiej wyglądał JJ Redick z 7 punktami po 12 minutach. Ze skąpej listy "atrakcji" należy wymienić punkty po ścięciach z prawej strony, wszędobylskiego Moe Harklessa oraz trójkę Hendersona i akcje 2+1 Davisa.  Tego Eda Davisa, który przeciwko Dallas  zrobił 16 punktów, a dzisiaj w 11 minut zabawy z C. Aldrich'em był 5/5. Lillard pudłując wszystkie swoje rzuty w drugiej kwarcie potwierdził,  jak bardzo onieśmiela go obecność CP3. McCollum nie radził sobie z rozegraniem i Stotts po raz kolejny rzucił mu na pomoc Briana Robertsa. Do przerwy -7, ale Clippers naprawdę nie wyglądali na przeszkodę nie do sforsowania.

Mecz nadal nie powalał estetyką. Po stronie Blazers drgnęlo o tyle, że McCollum i Lillard trafili na  otwarcie  trzeciej kwarty po trójce, ale potem wszystko wrócił do beznadziejnej normy z przed przerwy. Lillard przestrzelił w trzech kolejnych podejściach, McColllum już nawet nie próbował. Mason Plumlee miotał kulą na 1/5 fg, ratując twarz 100% skutecznością z linii. W obozie wroga nie było lepiej, tylko Crawford z 7 punktami szachował obroną Blazers. Buzzer Crabbe'a, zza łuku, dał remis 65:65 i zapowiedział nieśmiało  crunch-time.

I finałowa odsłona wynagrodziła wszystkim 36 minut w konwencji garbage-time. Zaczął A. Rivers floaterem, po podwójnym ponowieniu akcji prze Clippers. Ale to  Crawford ciągnął Clippers. Na 5.36 przed końcem Moe Harkless powiedział "dość". Rozkręcił się McCollum, który zaczął trafiać pull-upy. Harkless tyrał w obronie za nieobecnego Aminu i dobijał "śmieci", które wypadały z kosza po rzutach nieustannie nieskutecznego backcourtu. W każdym razie w ostatnią minutę, po deep trójce Crawforda to Clippers weszli z jednopunktową przewagą. Do akcji wkroczył nieobecny(2/12), do tego momentu Lillard. W ciągu 20 sekund zrobił więcej niż przez cały mecz. Najpierw penetracja na 2+1, a potem Chris Paul posmutniał jeszcze bardziej.

Niestety  szybka odpowiedź Craw..., który finiszował z 25 punktami, dającymi gospodarzom remis na 11 sekund przed finałem. Ale  Blazers w kolejnym już meczu mieli dość czasu aby wymyślić coś bardziej sensownego, niż siłowy wjazd pod kosz Moe Harklessa. Jak należało to zrobić pokazali w ostaniej akcji wieczoru Clippers. JJ Redick zagrał tego dnia spektakularnie raz, pech Portland polegał na tym , że akurat w najważniejszej akcji.

Blazers po raz enty pokazali złe rozwiązania w decydujących chwilach . A to Lillard mając mnóstwo czasu odpala, długie kontestowane trójki, a to, jak dzisiaj nienajlepszy w końcu strzelec próbuje załatwić sprawę poprzez zbyt zuchwałą indywidualną akcję .  W efekcie przykra porażka, z rywalem, który nigdy Portland nie leżał, a  który dzisiaj był wyjątkowo do pokonania.

W kolejnym meczu Rain Bros, są tylko Bros. McCollum 6/12 plus kłopoty z kozłowaniem i prowadzeniem gry , Lillard 4/16. Znów francourt oparty na Harklessie 10 pkt, 8zb, 5/8 i Davisie 12pkt, 8zb. 5/7 wyglądał dużo lepiej niż obwodowi. Bliźniakom nie pomaga 3/8 Hendersona i 2/11 Crabbe. Już chyba w akcie desperacji 22 sekundy otrzymał Connaughton. Nic to, 6. miejsce zachowane. Jak mawiała Scarlett O'Hara, jutro też jest dzień. Przed nami domowe mecze z 76ers oraz Sacto, i relacja wprost z Ameryki od @Lucero;)

5 komentarzy:

  1. Anonimowy11:29

    Dlatego warto bic sie o 5 seed.
    Poniewaz:
    A) Mamy najwieksze szanse na 2 runde z LAC
    B) Damian otrzaska sie w koncu w starciach z CP3 i przestanie sie go bac :-)

    Karol PTB

    OdpowiedzUsuń
  2. Behemot11:47

    No warto, ale Memphis musiałoby praktycznie wszystko do końca przegrać (fakt, że terminaż mają b. trudny). Z drugiej strony Ci Clippers niby tacy zawsze do ogrania, a ciągle z nimi przegrywamy. Zwłaszcza Crawford i Reddick karcą Blazers niemiłosiernie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy12:24

      To dlatego, ze CP3 deprymuje Lillarda jak zaden inny zawodnik w NBA.
      Zwrocilem na to uwage juz w poprzednim sezonie. Nie wiem...moze z ukrycia lapie Damiana na cohones???

      Karol PTB

      Usuń
  3. Anonimowy11:48

    Meyers wybił sobie to ramię pewnie po upadku z tej poręczy na zdjęciu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Behemot16:08

    Wesołych Świąt wszystkim fanom Blazers!

    OdpowiedzUsuń