Minus dwadzieścia w niedzielę, minus dwadzieścia jeden w środę. Tak na razie wygląda rywalizacja, która przed pierwszą rundą zapowiadała się na najbardziej ekscytującą.
Jeżeli ktoś nie wie jaka jest przyczyna takiej dysproporcji, to realizator meczu - w trakcie czwartej kwarty - w trzech przerywnikach wskazał kluczowe czynniki.
1) W kilku urywkach pokazano czym kończą się wejścia graczy Blazers pod kosz. Nawet jeżeli statystyki (bilans zbiórek, czy całkiem przyzwoity dorobek Plumlee) tego nie pokazują, w tej strefie Blazers są masakrowani (na razie).
2) Statystyka rozpoczętych kwart: 13:4; 12:2; 8:0; 11:2 - tak wyglądał początek poszczególnych części gry. Jak łatwo obliczyć - tych fazach LAC odskoczyli łącznie na 36 punktów.
3) Lillard-McCollum na skuteczności 31% (w pierwszym meczu 36%).
Może nawet drugi mecz był większym rozczarowaniem dla kibiców Blazers. Bo, po pierwsze gra była dużo gorsza, a po drugie nadzieja tliła się trochę dłużej. Na 10 minut przed końcem meczu przewaga wynosiła 6 punktów i po cichu liczyliśmy (przynajmniej na Wiejskiej) na przebudzenie Damiana Lillard. Skończył on jednak mecz z dorobkiem 17 punktach, przy spudłowanych 16 rzutach na 22. Do tego miał zaledwie 3 asysty. Swój występ podsumował dziecinną stratą na 3 minuty przed końcem. Z takim liderem szanse na sukces w LA i tak były iluzoryczne.
Ale to nie koniec mankamentów. Żadnego wsparcia nie dali rezerwowi. Crabbe spudłował swoje 4 rzuty i praktycznie mógł nie przyjeżdżać do Miasta Aniołów. Henderson miał na koncie 4 punkty, a Davis zupełnie nie mógł się odnaleźć pod koszem. Vonley'a zastąpił Kaman, ale też tym razem nic nie wniósł, poza kilkoma uśmieszkami.
Ale to wszystko zmieni się w sobotę. Blazers zagrają zupełnie inny mecz w Moda Center. Czy wystarczy na Clippers? Zobaczymy. Mecz - na polski czas nad ranem w niedzielę.
ptb
ptb
Nie myślałem że kiedykolwiek to napiszę czy powiem, ale dziś nie byłem w stanie oglądać meczu Blazers. Tego nie dało się oglądać. Wyłączyłem po 3 minutach 4 kwarty. Nie chodzi o to że przegrywamy. Chodzi o to że gramy kompletny piach. Ciężko się na to patrzy.
OdpowiedzUsuńZaletą wysokiego wyboru w drafcie byłoby też to, że nie trzeba by teraz tej serii oglądać. Gra Blazers wygląda jak sytuacja Crabbe'a z 4kw. Jak już zebrał piłkę to o mało jej sobie nie wrzucił do własnego kosza.
OdpowiedzUsuńczyżby powtórka z poprzedniego sezonu 1:4 ;( na to się zapowiada
OdpowiedzUsuńDziś zaczałem oglądać od stanu chyba 62-59 dla LAC :-)....
OdpowiedzUsuńPrzegramy czy nie, sa pewne pozytywy. Jednym z nich np jest to, ze coraz bardziej przekonuje sie do tego aby oddac CJa za innego grajka.
Karol PTB
na jakiejś stronie przeczytałem, że w tym sezonie to aż nadto meczów wygraliśmy więc dla mnie ten sezon to i tak sukces. W porównaniu z poprzednim jest praktycznie bez różnicy, a może się odwiniemy i będzie tak samo :P
OdpowiedzUsuńOby, bo nie wiem jak Was, ale mnie te porażki mocno irytują. I to pomimo, że w sumie spodziewałem się podobnego rozwoju wypadków. No może poza seryjnym pudłowaniem otwartych trójek...
UsuńLillard gra bardzo slabo( od marca)
OdpowiedzUsuńJa jeszcze mam nadzieję, że się podniosą i powalczą. Na razie oglądać się tego nie daje.
OdpowiedzUsuńDostajemy łomot...zresztą nie tylko My. Trzeba się wzmacniać.
OdpowiedzUsuńRakiety dały rade z gsw... To teraz czas na nas
OdpowiedzUsuńa zamierzałem mecz obejrzeć po południu...
UsuńSpokojnie,ten kto narzeka niech przypomni sobie z jakim nastawieniem zaczynaliśmy sezon. Gramy ze starymi wygami.Nasze doświadczenie w play-offs w stosunku do Clipps jest nieporównywalnie śmiesznie małe.i to widać.Spięcie, brak luzu, irracjonalne zachowania-to wszystko frycowe,które musimy zapłacić.Ja jednak bardzo mocno wierzę w dwa zwycięstwa w Rose Garden ;-)
OdpowiedzUsuńPanowie co jest?Jestesmy dalej w grze a tu nikt nie komentuje...
OdpowiedzUsuńNo właśnie.... Tez czekam na relacje
UsuńBędzie 2:2 i LAC dostaną drgawek w meczu nr 5
OdpowiedzUsuńCJ się zmotywowal po zdobyciu nagrody :-) BTW gratuluję dla niego bo dawno nikt od nas nie dostał tak nagrody!
OdpowiedzUsuń