Po klęskach w spotkaniach z Bulls i Rockets wydawało się, że starcie z "2-10" Pels będzie idealną okazją do przerwania złej serii. Wydawało się. Gospodarze prowadzeni przez Anthony'ego Davisa i powracającego do gry Jrue Holidaya nie mieli żadnych kłopotów ze zwycięstwem nad kompletnie roztrojoną maszyną Trail Blazers.
Terry Stotts w kolejnym już meczu wrzuca do wyjściowego składu nową postać . Tym razem szansę otrzymał Ed Davis i dostał bolesną lekcję od swojego imiennika z drugiej strony barykady. Ed Davis nie trafia spod kosza, nie posiada rzutu z półdystansu, wobec niedostatków fizycznych nie jest też wielką zaporą w obronie. Jego dzisiejszy występ tylko potwierdził te mankamenty. 21 minut i jedna dobra akcja. To nie jest zawodnik do s5.
POSTER MATERIAL pic.twitter.com/6bIKYAy7Tf— Trail Blazers (@trailblazers) 19 listopada 2016
Poszukiwania optymalnych ustawień trwają również w innych miejscach. Zazwyczaj to Damian Lillard rozgrywa (prawie)całą pierwszą kwartę, przeciwko Pels robił to McCollum, a Dame wyszedł na drugą część, próbując okiełznać zwyczajowy chaos w rezerwowym line-upie. Nie było lepiej. To właśnie wtedy gospodarze uciekli na trzynaście punktów, których Blazers nie zdołali zniwelować już do końca. Bliżniacy zagrali obok siebie zaledwie 10 minut w pierwszej połowie. Separowanie dwóch najlepszych w RipCity to pomysł, który przynajmniej dzisiaj nie wyszedł.
Ale kto wie, czy Stotts nie jest na to skazany. Na razie bowiem, nie widać ochotnika na trzecia opcję ofensywną. Trudno oczekiwać, że Mo Harkless utrzyma 50%fg, i ponad 40% za trzy. W nowym Orleanie rzucił 10 punktów, ale potrzebował do tego aż 13 prób. Ci, którzy w naturalny sposób powinni w ataku brylować zawodzą. Allen Crabbe przez 4 minuty pierwszej kwarty, kiedy przebywał na parkiecie razem z Evanem Turnerem nie oddał rzutu, nie zebrał ani jednej piłki, nie zaliczył asysty. To był totalnie jałowy przebieg. Całą swoją dziewięciopunktowa zdobycz osiągnął później, bez obciążającej obecności byłego gracza Bostonu. Obserwowanie popisów Evana Turnera sprawia już fizyczny ból. Jego rzuty nie są nawet blisko celu, to jakieś pchnięcia kulą , po których obręcz i tablica dochodzą do siebie dopiero przy okazji najbliższego time-outu.
Bez pomocy wysokich, z zamkniętą przez tercet Davis-Asik-Jones strefą pod koszową, uciekali się Blazers do swej najmocniejszej broni, do rzutów z dystansu. W konsekwencji blisko 40% z nich stanowiły próby zza łuku. Z 34 wpadło niestety tylko 10. Niedostępny paint, brak skuteczności. Portland nie znalazło żadnego sposobu, aby przeciwstawić się rywalom. Damian Lillard zaliczył 5 "dachów" przy próbach penetracji, McCollum patrząc na to rezygnował z tego typu rozwiązań. Były też zawstydzające momenty, gdy uczeń-Tim Frazier, szkolił mistrza- Damiana Lillarda. Portland nie wygrywa , kiedy Rain Bros ślepną, trafiając tylko raz na trzy strzały. W obronie ani próbowany jako starter Davis(nie zagrał już w q4), ani też Plumlee(ciągle najefektywniejszy z wysokich) -13pkt, 12 zbiórek, nie przeciwstawili się Anthony'emu Davisowi, który nieniepokojony zrobił 38 punktów, 9 zbiorek i 4 bloki.
Jest źle. Czarne, przedsezonowe scenariusze o kompletnym niedopasowaniu Evana Turnera sprawdzają się z każdym kolejnym występem tego gracza. Nie dość, że sam nie wnosi niczego pozytywnego, to na dodatek swoja obecnością na parkiecie blokuje pozostałych. Wobec braku formy większości graczy, Terry Stotts zmienia co chwila line-upy, poszukując już nie idealnych rozwiązań, a takich, które przynosiłyby jak najmniej strat. W efekcie żaden z graczy nie ma jasno określonego czasu gry. Raz więcej gra Leonard, raz Vonleh, innym razem, jak w Houston, z końca ławki wyskakuje, nagle, zapomniany Connaughton. Allen Crabbe przeciwko Rockets zagrał jako starter 19 minut, dzisiaj w roli rezerwowego blisko 27. Ten chaos potęguje tylko brak pewności u zawodników, a to przekłada się na ich formę oraz marne występy i wyniki całej drużyny. I tak oto znaleźliśmy się w błędny kole, z którego nie widać wyjścia.
Mniej więcej rok temu nie było lepiej. Po 7 przegranych z rzędu Blazers mieli bilans 4-9. No, ale wtedy to była całkiem nowa, budowana w pospiechu ekipa. Teraz doszedł tylko jeden nowy element. Drugi, tak potrzebny, jest ciągle nieaktywny. Na razie trzeba wyciągać się z tego bagna za włosy bez Festusa Ezeliego. Tylko, kto wystąpi w roli barona Munchhausena? W niedzielny wieczór, o 21.30- spotkanie z Nets. Może wtedy poznamy, choć częściową, odpowiedź na to pytanie. Zresztą, najważniejsze to wygrać, by przerwać tę koszmarną passę.
Sprawdza się zatem moja ocena offseason zamieszczona w artykule 6na6 - za dużo podobnych graczy, nie wiadomo kto jest starterem kto zmienniki em, brak wartościowych graczy na poz 4 i 5 i absurdalne kontrakty crabbea i turnera
OdpowiedzUsuńWszystko sie zgadza co napisales. Jeszcze kolana Ezeliego. Chaos.
UsuńMFA
Nie istniejemy przy szczelnym pokryciu naszego obwodu.Padł spacing,penetracje,asysty(trójki-nie ma co wspominać).Gracze ewidentnie nie forsują tempa(gdzie przechwyty,kontry??)."Nie wchodzą dziś trójki-odpuszczamy"-tak czytam body language.Be Lazers...
OdpowiedzUsuńZle sie dzieje.Turner, Leonard i Davis do wymiany.
OdpowiedzUsuńZa darmo ich nikt nie weźmie
UsuńTurner sie męczy u nas. BOS sie męczy bez Turnera! Odeslac go tam spowrotem! Najlepiej za pick od Brooklynu.
OdpowiedzUsuńTylko ze tam miał o wiele niższy kontrakt.
OdpowiedzUsuńposkus
Podejrzewam ze za trzy miesiace bedziemy pisac "i pomyslec ze chcielismy Turnera oddawac na poczatku sezonu za czapke gruszek"
OdpowiedzUsuńTak czuje
wszyscy tutaj z radością odszczekamy tę krytykę , jeśli rzeczywiscie przestanie zachowywać się jak spanikowany rookie i po prostu zacznie grac na bostońsim poziomie. przecież to tak niewiele
OdpowiedzUsuńDzisiaj gramy o zwycięstwo innej opcji nie widzę. Mecz e C+ o 21.30
OdpowiedzUsuńWidzę ze trudno dzisiaj idzie poprawianie relacji z negatywnych przymotnikow przy Turnerze :)
OdpowiedzUsuń