12 listopada 2016

Zwycięskie męczarnie

 

 
Ostatnie dni  w Portland do najspokojniejszych nie należały. A i w samej organizacji TrailBlazers nastroje dość minorowe. Kontuzja łydki  Aminu,  z kolanami Ezeliego jest ponoć gorzej niż było, wreszcie upokarzający wieczór w Los Angeles. Spotkanie z dysfunkcyjnymi od 123 lat Kings miało być dla RipCity sposobnością do odbudowania morale. Kings grali dzień po dniu, ich defensywa nawet w marzeniach nie zbliża się do tego, co prezentują Clippers. RipCity czekało na sukces.

Terry Stotts tym razem do pierwszej piątki wrzucił Meyersa Leonarda. I zmagania Legenda z DeMarcusem Cousinsem były atrakcją wieczoru.  Próba przeniesienia tej rywalizacji na poziom MMA została szybko utemperowana przez sędziów obustronnym faulem technicznym. Pózniej zajęto się grą, gdzie Meyers nie zamierzał ustępować.


Dobrze w mecz weszli też  bliźniacy. W pierwszej kwarcie wykombinowali 18 punktów. Wszystko, jak prawie zawsze, grało dopóki na parkiecie nie musieli znaleźć się ich zmiennicy. Ten czas to dla każdego rywala sposobność , aby zniwelować straty doznane od Rain Bros. Również Kings skorzystali z tej okazji. Evan Turner najpierw zaliczył stratę, chwilę później był bliski drugiej, by w pierwszej próbie strzeleckiej tradycyjnie spudłować z półdystansu. Stotts odwołal się więc do swojej najsilniejszej broni. I  Jake Layman "39pkt/per36" nie zawiódł, był w pierwszej połowie nieomylny. Najlepsze chwile w sezonie przeżywał tez Allen Crabbe, który w 15 minut wyczarował 10 punktów. Z pomocą nieustannie trafiającego McColluma doczłapali  Blazers do przerwy z- wydawałoby się- względnie bezpieczną, pięciopunktową przewagą.
 
Obrona Blazers, tradycyjna już zapaść  w trzecich kwartach, rezerwowe line-upy, miały potwierdzić kruchość tego bezpieczeństwa. Koufos za łatwo spod obręczy, stary dobry Afflalo i jego mid-range. Przestój strzelecki McColluma, Leonard nieskuteczny zza łuku, sabotaż Turnera. Gdyby nie błysk Lillarda w postaci zabójczej kombinacji: trójka, jumper, deep-trójka,  floater, Blazers wchodziliby w ostatnie 12 minut z wynikiem znacznie gorszym niż te "biedne" 84:83.
 
Czwartą kwartę zaczęli gospodarze  mocno alternatywnie. Zestawienia McCollum- Crabbe- Turner -Layman-Davis miało chyba wstrząsnąć playbookiem Dave'a Joergera. Wstrząsnęło wynikiem i wszystkimi, którzy to oglądali. Po 2 minutach i przy 6 punktach straty Lillard i Harkless musieli wrócić. W między czasie piłka po strzale Turnera, chyba z litości, wtoczyła się do kosza. W kolejnej nie miała już tyle miłosierdzia i na parkiecie zameldował się McCollum. Jakieś 4 minuty później, po 13 punktach z rzędu bez reakcji Kings, Portland wyszło na prowadzenie 101:95. Floater McColluma, trójki Harklessa i Lillarda, nadal skuteczny Crabbe. Ale nie byłoby tego wszystkiego bez świetnej obrony. Mason Plumlee, w 5 kolejnych posiadaniach, zatrzymywał Cousinsa. Jeszcze na minutę przed końcem było 106:101. Potem jednak , nie mogący przebic się pod koszem DMC walnął trójkę. W odpowiedzi Harkless nie wykończył prostego lay-upa. Jak to się robi pokazał mu właśnie Boogie, doprowadzając do remisu. Ostatnie dziewięciosekundowe zdanie należało jednak do RipCity. Znów wybrano wariant najbardziej oczywisty dla rywala, wariant najbardziej wyeksploatowany. Damian Lillard wykonał rzut , który trafił tylko w tablicę. Dogrywka.
 
Tutaj wszystko odbywało się w systemie cios za cios, gdzie odpowiedzialność wzięli na siebie liderzy. Gra toczyła się do samego końca. Para Lillard-McCollum wygrała te 5 minut z duetem Gay-Cousins 13:8. W decydującym momencie Blazers zrezygnowali jednak z grania przez Lillarda. I ponownie wyszli na tym lepiej . Harkless znalazł niepilnowanego Leonarda, a ten sfaulowany, w chwilę potem dał prowadzenie 121:120. Gay nie trafił prostego jumpera. Crabbe poprawil z linii osobistych. Kings mieli 13 sekund, ale ani Cousins, ani Gay nie stanęli na wysokości zadania. Portland po męczarniach wygrało swój 6 mecz w sezonie.
 
Nieregularny McCollum ze znakomitą pierwszą połową i dogrywką- 31pkt z 24 rzutów oraz 4 przechwyty, Lillard trzymający Kings na dystans -36pkt, 5/10 za trzy, Allen Crabbe w ubiegłorocznej formie -16pkt, 7 zb., Mason Plumlee z wielką robotą na DMC w q4 oraz efektywność ofensywna Meyersa Leonarda, pozwoliły wyszarpać to zwycięstwo. Blazers wygrywają, nie bez kłopotów, z drużynami, z którymi przegrywać nie powinni. Dostają baty od potentatów. Na razie nie możemy oczekiwać niczego więcej. W tym roku, na razie, w tej lidze nikt nie chce przegrywać. Tym bardziej warto docenić to wczesnolistopadowe 6-4. I tylko Even Turner tu nie pasuje.

15 komentarzy:

  1. Uff po raz kolejny

    OdpowiedzUsuń
  2. Behemot17:19

    Jake Layman może grać.

    OdpowiedzUsuń
  3. pdxpl19:06

    Jake Layman wydaje się gościem, którego szkoda trzymać na ławce az do garbage time.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem miło zaskoczony postawą Meyersa.Gdzie są Ci wszyscy,którzy na nim bezustannie psy wieszają?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy21:55

      Obecny. Zagrał jeden mecz, spie..lil ich 100 i co? Nagle się nadaje do tej organizacji?

      Karol PTB

      Usuń
  5. A zagrał dobry ? Mnie jakoś nie przekonał chociaż fakt walczyl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy22:43

      Bo wisi nad nim widmo tradu akurat za Dmc. Następny mecz będzie taki jak 100 pozostałych chyba, że wreście się obudzi.Greg

      Usuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dwie skandaliczne decyzje sędziów w dogrywce mogły nam zabrać mecz:
    1. czyściutki blok Crabbe'a na Afflalo zagwizdany jako faul i 2. nurkowanie po piłę Lillarda też zagwizdane przez tego białego referee (założę się że głosował na Trumpa). A propos wymiany za DMC, jeśli już jesteśmy w krainie marzeń i wyobraźni, handlowałbym każdym jednym oprócz numbers 0 & 3. A zwłaszcza Turnerem... i Leonardem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy13:01

      Tak jak wyżej. Uważam, że McCollum i Lillard powinni być twarzą organizacji na długie lata.

      Karol PTB

      Usuń
    2. Anonimowy20:48

      BTW. Wedlug Was mamy za soba ciezki terminarz? Wszystkie mecze narazie gramy na zachodzie. Nie wiem czy jest druga taka druzyna z naszej konferencji :-)

      Karol PTB

      Usuń
    3. Behemot22:08

      Łatwy na pewno nie był.

      Usuń
    4. Rozumiem, że zachodnie wybrzeże USA jest opanowane przez lewicową ideologie.W Seattle jest gigantyczny pomnik Lenina.Ubolewam nad tym co się w ostatnich dniach działo w Portland.Amerykanie ,,walcząc o demokracje na całym świecie", nie potrafią uszanować demokratycznych wyborów we własnym kraju. GOOD BLESS YOU PRESIDENT DONALD TRUMP.
      A wracająć do spraw sportowych w pierwszej piątce powinien grać Leonard.

      Usuń
    5. pdxpl11:12

      przecież ten pomnik Lenina w Seattle nie ma zadnego wymiaru politycznego, przywieziony z Czechoslowacji po aksamitnej rewolucji, traktowany jest jako "atrakcja" turystyczna, a nie poparcie dla komunistycznej ideologii. czasami wazny jest kontekst... Nie sadzisz, że protesty uliczne to tez demokracja? Natomiast zgoda, co do ich formy, nie ma przyzwolenie dla dewastowania miasta, niezaleznie kto i dla czego manifestuje

      Usuń
  8. PrzemoW23:21

    Za tydzień w niedzielę o 21:30 znow PTB na C+ Sport :)

    OdpowiedzUsuń