Trochę na kolejną egzekucję wyglądała perspektywa potyczki z Golden State Warriors na ich terenie, w kolejnym meczu bez Damiana Lillarda. Tymczasem w pierwszej połowie można było przecierać oczy ze zdumienia, tudzież nie wierzyć, czy aby na pewno człowiek obudził się na dobre o 5 rano. Porażka jest porażką, ale od dawien dawna na grę nie patrzyło się z taką przyjemnością (i brakiem wstydu przy okazji). Nawet gospodarze wyglądali na zdziwionych oporem jaki napotkali. "Co będzie z Lillardem" mogli pomyśleć niespokojnie patrząc na układ w tabeli i perspektywę par pierwszej rundy rozgrywek play-off.
Początek
GSW zaczęło od swojej tradycyjnej serii z karabinu maszynowego, czyli 100% skuteczności z dystansu. Ale także po drugiej stronie boiska piłka, o dziwo, wpadała do kosza. Początkowo głównie po akcjach Plumlee, ale z czasem również z obwodu. Terry Stotts nie zawahał się zaryzykować i wpuścił na parkiet "jaskini lwa", nie tylko Napiera i Leonarda, a nawet Connaughtona. Nie powstrzymało to co prawda rozpędzonych gospodarzy, którzy rzucili w I kwarcie 40 punktów, ale deficyt 6 punktów wstydu gościom nie przynosił.
Kwarta marzeń
Druga kwarta rozpoczęła się od stopniowego powiększania przewagi, czyli wyglądało że wszystko idzie zgodnie ze scenariuszem. Uspokoiło to GSW, którym przydarzył się kilkuminutowy przestój: łatwe straty i masowe pudła - skąd my to znamy? I ten przestój został wykorzystany. Na kilka minut przed końcem pierwszej odsłony na niespodziewane prowadzenie wyszli goście, a na parkiecie można było zaobserwować takie cuda jak przechwyty Masona Plumlee, czy wyrywanie piłki z rąk samego Kevina Duranta przez niejakiego Evana Turnera. 37 pkt w II kwarcie i 71 w całej pierwszej połowie - to takie małe ostrzeżenie co czeka "Curry i spółkę" w kwietniu.
Zaczęli bronić
W III kwarcie gospodarze wzięli się do roboty, głównie w obronie. Ciężko było wypracować jakąkolwiek przyzwoitą pozycję rzutową. Najlepszym sposobem na punktowanie było wymuszanie fauli - przy dobrej skuteczności rzutów wolnych pozwalało to jako tako utrzymywać się na powierzchni. Słabszą kwartę za to efektownym wsadem zakończył Leonard. Było już jednak pewne, że GSW na kolejny przestój sobie nie pozwoli.
Bój do końca
Te kilka końcowe punktów przewagi gospodarzy "wisiało" praktycznie przez całą ostatnią kwartę. Trochę słabszy w II połowie McCollum nie dał rady poprowadzić drużyny do większego zagrożenia faworytowi. Wszyscy jednak się ambitnie starali, komentatorzy chwalili grę gości, a publiczność zgotowała dobrze grającym w tym meczu GSW owację na stojąco. Przegrać z nimi 8 punktami, jak grają dobrze (momentami nawet bardzo dobrze, szczególnie w obronie) to światełku w tunelu obecnej sytuacji drużyny ze stanu Oregon. Myślenie, że zabrakło do zwycięstwa tylko obecności Lillarda jest jednak bardzo mylące. Czas brać się za poprawianie bilansu: okazji ku temu w styczniu będzie akurat dość sporo.
Taki flashback z poprzedniego sezonu. Jakby chemia wróciła do normy w zespole. Naprawdę jestem ciekawy, jaki wpływ ma na to brak Lillarda.
OdpowiedzUsuń"Co będzie z Lillardem" mogli pomyśleć niespokojnie. Statsy on/off Dame'a nie wypadają jakoś wspaniale na korzyść Blazers, ale on jest mistrzem dowodzenia własnej wartości. Mam nadzieję, że zjem kapelusz.
tiaa..jak tylko uzyskalismy przewagę pod koniec drugiej kwarty,wzięli sie do roboty..sędziowie.ja (na)pier...
OdpowiedzUsuńChryste, ależ CJ się marnuje w parze z Lillardem. Każdy może bez drugiego walić 30+ punktów co noc. Kazus trochę jak Durant/Westbrook, za duże talenty ofensywne żeby się nawzajem nie ograniczali. Potrzebny nam jest jakiś wkurzony i żądający wymiany Paul George albo inny Jimmy Butler żeby wykorzystać prawdziwą wartość któregoś z nich (czt. CJ) w wymianie. Albo dajcie tego rim protectora za inne assety, tylko nie wiem jakim cudem (chyba tylko Noel w ogóle do wyjęcia z takich graczy).
OdpowiedzUsuńWitam, jako były prowadzący kilka lat temu blog o Blazers, jeszcze w czasach świetności Brandona Roya, muszę z przykrością stwierdzić, że obecni Blazers to totalne cieniasy. Mimo, że już nie piszę to ciągle ich śledzę i widzę, że ta drużyna poszła w bardzo złym kierunku.
OdpowiedzUsuńUważam, że Stotts nie jest trenerem, który poprowadzi Blazers do mistrzostwa. Rozumiem, że z tym szrotem co ma teraz nie da się za wiele zrobić, ale jednak spokojnie mógłby stworzyć z tej ekipy przynajmniej mocnych średniaków. Ewidentnie widać, że nie ma pomysłu na nich i nie wie jak wykorzystać resztki potencjału. W jego miejscu chciałbym zobaczyć Scotta Skilesa.
Lillard jest efektowny i ma dobre staty, ale to za mało żeby być prawdziwym liderem. Nie potrafi tak jak Steve Nash albo Chris Paul swoją grą powodować, że całą drużyna jest zaangażowana, a nawet największy średniak wydaje się być mocnym atutem drużyny.
Ponieważ Lillard ma teraz wysoką wartość to osobiście zaryzykowałbym wymianę go z pickami za wysokiego z TOP 5 np Whiteside lub Embiid lub dwóch solidnych wysokich.
Zostawiłbym McColluma na jedynce z Napierem jako zmiennikiem. W pierwszej piątce na dwójkę wskoczyłby Turner, na trójce Harkles. Na ławce zostawiłbym jeszcze Aminu, Davisa i Plumlee. Dałbym jeszcze szansę na rozwój Vonleh i Laymanowi. Podziękowałbym już Connaughtonowi. Może też Ezeli odpali w następnym sezonie. Poza tym do wymiany Mayers i Crabbe. Dorzuciłbym pick i może udałoby się wyciągnąć Gortata.
Jestem fanem Blazers od 2000 roku, czyli od czasów Jail BLazers. Mimo, że tamta ekipa miała różne przygody z prawem to jednak miała swój charakter, którego teraz drużynie brakuje. Historia Blazers najlepiej pokazuje, że tylko draftem i wymianami można ściągnąć prawdziwych grajków. Teraz Olshey ma ostatnią szansę, żeby to naprawić. Jeśli nic się pod tym względem nie zmieni to dla mnie może już pakować walizki.
Pozdro dla wszystkich fanów PTB i NBA.
Iro
Szefunio? Tylko ten blog Blazers kojarzę. Scott Skiles? Boże uchowaj. Stotts to świetny trener, co roku wykręca lepszy wynik niż suma talentów swoich graczy. To pierwszy rok kiedy (póki co) wyniki nie dowożą. Kasa chyba przewróciła niektórym w głowie, a inni przygryzają wargę z zazdrości.
UsuńCrabbe ma potencjał wg mnie. Lillarda nie wymienisz, chyba że chcesz żeby przez najbliższe 20 lat żadna gwiazda tu nie przedłużyła kontraktu. Gość się zadeklarował dla Portland jako pierwszy od wielu, wielu lat. Spokojnie, jest tyle assetów, że będzie bardzo dobrze, tylko może jeszcze nie teraz, ani za rok.
Sir yes sir :) Skiles to może kiepski przykład, chodziło mi o kogoś kto nie jest stary, ma charakter i mógłby wprowadzić do drużyny coś nowego. Chyba nikt nie jest zaskoczony, że chemia posypała się głównie przez kasę, ale to do trenera należy, aby wszyscy skupili się na grze i niczym więcej. Stotts pod tym względem jest za miękki, także daje za dużo swobody na parkiecie. Co do Lillarda, jakoś jego obecność nie pomogła zatrzymać Aldridga, ani tez sprowadzić nikogo znaczącego tego lata. Nie byłbym też przekonany co do tych "assetów", oprócz Cj'a i Lillarda, w tej ekipie nie ma obecnie nikogo wartościowego.
UsuńIro