19 grudnia 2017

Lider Dywizji


Jak by nie było – mecz o liderowanie w Nortwest Division.


Timberwolves jest drużyną, z którą wiodło nam się ostatnimi laty bardzo skutecznie: 7 na 9 zwycięstw. Ale w tym sezonie Wilki z wyrównanym, młodym składem grają bardzo skutecznie – stąd zadanie o wiele trudniejsze. Szczególnie, że Minnesota nie leży na Wschodnim Wybrzeżu, gdzie zwycięstwa jakby przychodziły dużo łatwiej.

To był bardzo wyrównany, przez co i emocjonujący, mecz: remisy, zmiany prowadzenia, szybkie odrabianie niewielki strat. Pierwsza kwarta raczej pod dyktando gospodarzy. Na zbudowanie przewagi nie pozwala jednak Aminu, trafiając swoje jedyne w tym meczy trzy trójki. Pierwsza kwarta to jedyna okazja aby wspomnieć o tym zawodniku pozytywnie.

W tak ważnym meczu nie mógł przytrafić się syndrom początku drugiej kwarty. McCollum tym razem nad wyraz rozsądnie pokierował pierwszymi akcji i drużyna z Portland objęła 7-punktowe prowadzenie, co jak na ten mecz było gigantyczną przewagą. Wsparciem dla CJ był w tym okresie przede wszystkim Napier (jeden z lepszych meczów tego gracza w sezonie). Gospodarzom na doprowadzenie do remisu wystarczyło jedynie dwóch minut i już było prawie pewne, że nikt tutaj nie odpuści. Na prowadzenie przed przerwą wyprowadził Blazers trójką Damian Lillard, który w tym meczu skupił się głównie na asystowaniu. To był chyba pierwszy tak zespołowy mecz naszych ulubieńców – były nawet akcje, w których Blazers wymieniali piłkę po obwodzie. Czyli jednak potrafią.

W trzeciej kwarcie remis na tablicy pojawiał się sześciokrotnie, ale koniec był szczęśliwy dla gości. Collins po kontrze, Lillard za trzy po łatwej stracie, w końcu prawie 100% w tym meczu Davis, który każdą swoją ofensywną zbiórkę zamieniał  na łatwe punkty. +9 przed finałową fazą.


Napier, Collins i Davis trzymają dystans przez prawie 5 minut ostatniej kwarty. Wówczas trójkę ze środkowego koła odpala Jamal Crawford (musiał się tego od kogoś nauczyć). Swoją obecność na parkiecie zaznaczają dodatkowo sędziowie gwiżdżąc jakieś absurdalne faule w ataku. To rozstraja skuteczną do tej pory ofensywę Blazers. Wilki dopadają zwierzynę na minutę prze końcem. Odgryza się CJ i gdy na 30 sekund przed końcem regulaminowego czasu gry posiadanie mają Blazers z jednopunktową przewagę zwycięstwo jest na wyciągnięcie ręki. Gospodarze czekają na rozwój wypadków, Lillard wchodzi pod kosz, a sędziowie tym razem już tak skrupulatni nie są, na domiar złego piłka nie wpada do kosza. Hala w Minnesocie ma swoje 8 sekund nadziei. Aminu z Turnerem najwyraźniej wychodzą z założenia, że w końcówce to już fauli się nie gwiżdże i solidarnie wskakują Butlerowi na głowę. Tego nawet sędzia Laguna by nie przepuścił. Jimmy Butler wytrzymuje presje i dwoma osobistymi wyprowadza gospodarzy na prowadzenie. Blazers mają dwie i pół sekundy. Mają czas. Mają tylko jeden punkt i straty. I co robią? To co przewidziałby najmniej zorientowany obserwator meczu w Target Center: piłka trafia do mało skutecznego w tym meczu Lillarda, który z trudnej sytuacji z lasem rąk przed nosem rzuca swoją tradycyjnie absurdalną trójkę. I tyle z marzeń o przejęciu pałeczki lidera dywizji. Jeżeli 55% skuteczność nie wystarcza do zwycięstwa 

5 komentarzy:

  1. Przy okazji warto wspomnieć, że gracze Minn rzucali 21 osobistych. Gracze Por rzucali ich pięć. Wszystkie w pierwszej połowie. Lillard rzucał jednego, ale nie po jednym ze stu wjazdów pod kosz, a technika. Sędziowie wyciągnęli Minn na powierzchnię - zdarza się.

    OdpowiedzUsuń
  2. pdxpl15:55

    szkoda, ale widać postęp w grze. teraz trzeba stuknąć spurs i nuggets

    OdpowiedzUsuń
  3. http://www.kgw.com/mobile/article/news/local/large-truck-crashes-into-pool-at-blazers-forward-evan-turners-home/283-501020266#click=https://t.co/Ry2KVx4MSq

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pdxpl20:58

      na szczescie ET1 ma się dobrze;) https://twitter.com/trailblazers/status/943569875682828288

      Usuń