17 grudnia 2017

Zagrać, wygrać, zapomnieć


BLAZERS (16-13) @ HORNETS (10-19) 93:91


W przeciwieństwie do Hornets Blazers  ostatnie dwa mecze wygrali. Obie ekipy grały dzień po dniu. Na wielką koszykówkę się  nie zanosiło.  I rzeczywiście- przez większość  czasu, od patrzenia na popisy jednych i drugich, wykręcało twarz. W back-to-backach prawie zawsze idzie o to samo: zagrać, wygrać, zapomnieć.

Portland zaczęło od 1/6 zza łuku, Charlotte odpowiedziało-1/7 oraz czterema air-ballami. Nurkić znów łapał szybciej faule niż podania od nie widzącego poza nim świata Lillarda. Aminu tym razem nie trafiał więc nie namyślając się swoim zwyczajem próbował iść w  drybling. Vonleh stawiał oryginalne zasłony przy zbyt sugestywnym użyciu tyłka. Trudno to sobie wyobrazić, ale po drugiej stronie było jeszcze gorzej. Alegorią formy Hornets były osobiste Kidda-Gilchrista, 2/6 jako swoisty tribute dla młodego Dwighta Howarda.

Z rzeczy koszykarsko sensownych i estetycznie akceptowalnych mieliśmy prawie nie mylącego się w pierwszej kwarcie McColluma-4/5, jego alter ego z ławki czyli Napiera w dobrej formie na półdystansie, 7 zbiórek w 7 minut od Zacha Collinsa, 100% celności Vonleha oraz Nurkicia kończącego co drugie podanie Lillarda. Najcenniejsze przyszło w ostatniej chwili. Trzy trójki Lillarda w trzy minuty, "długa" dwójka Aminu oraz Napier także zza łuku przyniosło 12 punktów przewagi.

12 punktów, z których w połowie przedostatniej części nie zostało prawie nic, bo Nic Batum przypomniał sobie kto zesłał go do Północnej Karoliny. Zemsta. 6/6 zanim na poważnie zajął się nim Evan Turner. Portland ratowały lay-upy McColluma o tablicę i nieomylny z półdystansu...Turner. Ostatnie posiadanie było symbolicznym podsumowaniem dotychczasowych wysiłków koszykarzy z Charlotte i Portland. Lillard dał sobie w prosty sposób wyjąć piłkę, a Carter- Williams w jeszcze prostszych okolicznościach nie trafił lay-upa. Kabaret. Cyrk miał dopiero nadejść. 

W półtorej minuty czwartej kwarty udało się Blazers zrobić 16 punktów przewagi. Wystarczyły 3 strzały spoza 7.25. Później  syndrom back-to-backu uderzył z całą mocą.  Plaga strat, skuteczność bliska zeru. W tym okresie na RipCity wystarczyła jedna owca. Na 5 minut przed końcem po trzech osobistych Lamba mieliśmy remis, Szerszenie wróciły. 

Fianł przyniósł nieoczekiwane emocje zbudowane głównie ze strat oraz  spudłowanych rzutów. Prawie wszystko wyglądało pokracznie. Jusuf Nurkic kończył pick-n-rolla z McCollumem by za chwilę wyrzucić piłkę w trybuny. Lillard trafił jumpera po czym w kolejnym posiadaniu zaplątał się w dryblingu. Evan Turner hamował w obronie Batuma, ale gubił się po drugiej stronie. Szczęśliwie Aminu jedyny raz tego dnia zrobił coś dobrze. 



W następnym posiadaniu Chief przestrzelił po raz siódmy. Nurkić wygrał jednak kolejny raz z Howardem zbiórkę. Blazers zachowali punkt przewagi i 32 sekundy, kiedy marnych lotów kabaret przeistoczył się w prowincjonalny cyrk. W pierwszej próbie wyprowadzenia piłki Turnera ratuje time-out Stottsa. Za drugim razem ET1 nie marnuje szansy na zaistnienie w „ Shaqtin' a Fool”. Z tylko sobie znanych powodów szukał Nurkicia w drugim rzędzie trybun. Kemba Walker przestrzeliwując jumpera, nie wykorzystuje pierwszej piłki meczowej, Nurkić jeszcze raz zastawia Howarda, piłka trafia do McColluma, który faulowany trafia zaledwie raz. Kemba w nieskutecznej szarży na kosz. Airball Lamba ląduje w dłoniach Aminu. 4 sekundy do końca i Chief pudłuje wszystkie osobiste. Walker w trzeciej, ostatniej próbie pognębienia Blazers nie daje rady. Zwycięstwo.

To był koszmarny mecz, z całkowicie zbędnymi emocjami. Gwałtowny odskok na początku drugiej połowy, jeszcze szybszy upadek i dojście gospodarzy. 19 strat, lawina kuriozalnych błędów w końcowych minutach. Wyglądało jakby Hornets byli jedyną drużyna koszykówki spośród tysięcy uprawiających ten sport, która tego dnia nie była w stanie wykorzystać nieporadności Blazers. Ile razy Portland, przez głupotę, roztargnienie, brak umiejętności wyciągało pomocną dłoń, tyle razy Charlotte z podobnych powodów tę pomoc odrzucało.

Nie byłoby tej wygranej bez 25 punktów, 4 trójek McColluma, kluczowych posiadań , w których Jusuf Nurkić wygrywał walkę na deskach z Howardem. Wyróżnienie dla, mimo wszystko, Turnera za ograniczenie Batuma i serię 4 celnych rzutów w trzeciej kwarcie oraz Collinsa z 10 zbiórkami, blokiem i trójką. 

Mecze dzień po dniu nie są piękne, czasami przynoszą spore emocje, najczęściej nie mają jednak nic wspólnego z wysokim poziomem sportowym. Strata prawie żadna,  kiedy “twoja“ drużyna wygrywa, a to właśnie zrobili Blazers. Ot, klasyczny back-to-back: zagrać, wygrać, zapomnieć.  

Po nieoczekiwanej porażce Wolves z Suns wtorkowy mecz w Minneapolis może pozwolić Trail Blazers wskoczyć na pozycję lidera Northwest. Dziwny Zachód. 




11 komentarzy:

  1. Behemot07:55

    Za to relacja pierwsza klasa, dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, że Collins gra i fajnie, że jego psycha jest tak odmienna od psychy Mejersa. Mamy taki tłok w wysokich, że nie mogę się doczekać transferów.

    OdpowiedzUsuń
  3. I nagle mamy 16-13.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z pdxpl to jest przerabane

    Przez niego na Aminu patrzę jako waz ogrodowy

    Od wczoraj na Napiera jako mucha w lipcu

    OdpowiedzUsuń
  5. Niechże już zaczną przegrywać bo zero dyskusji

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pdxpl16:48

      nie wiem co mi do łba strzeliło, ale postanowiłem ten mecz obejrzeć na żywo( zazwyczaj oglądam z odtworzenia wspomagając się "strzałkami"). do tej pory mam kaca, a nic nie piłem.

      Usuń
    2. Też walczyliśmy na żywo. Tyle że ja przesiedziałem trzy kwarty na komórce, a Lucero przebudził się w przedostatniej minucie

      Usuń
    3. pdxpl17:23

      czyli wszystko co najważniejsze zobaczył;)

      Usuń
  6. Taktyka Panowie taktyka :)

    Jak spałem sytuacja była pod kontrolą

    OdpowiedzUsuń
  7. Szkoda, że nie miałem czasu obejrzeć meczu w Minn. Damian 13 asyst. Przy trójce Napiera w okolicach 50 piłka chodziła jak w SanAntonio. Ten zespół jest jakiś dziwny. Okazuje się, że wszystko umieją. Aminu 3/5 znowu. I ten blok Collinsa, niby z faulem, ale normalnie jak w starym Detroit. Masa plusów.

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajna relacja :) wszystko w pigułce. Będę śledził bloga dalej :)

    OdpowiedzUsuń