15 lutego 2018

Blazers pobili Warriors


WARRIORS (44-14) @ BLAZERS (32-26) 117:123


W trzecim meczu WCF 2018 W  ostatniej grze przed „meczem gwiazd” Portland Trail Blazers sensacyjnie pokonali Golden State Warriors. Relacja na całe USA w ESPN, krotochwilny komentarz  Billa Waltona, w którym przedstawił niemal kompletną  historię Blazers, cofając się prawie do niełatwych początków oregonskich pionierów. Ale najważniejsze działo się na parkiecie, gdzie Portland nie dało się dopaść ścigającym ich przez cały wieczór Warriors. Wypełniona po brzegi Rose Garden znów wyglądała jak szalone  Memorial Coliseum, a nie smutna wielokrotnie w tym sezonie Moda Center. 

Po dwóch trójkach Lillarda i kolejnej McColluma gdzieś w połowie pierwszej kwarty Blazers wyszli na pięciopunktowe prowadzenie i nie oddali go już do samego końca. Rzecz niesłychana, biorąc pod uwagę realia NBA, gdzie rzadko udaje się utrzymać przez cały mecz, tak szybko osiągniętą przewagę, zwłaszcza z rywalem tak elitarnym, jak Warriors, z tańczącym Kevinem Durantem, który zrobił 50 punktów, trafiając seriami zza łuku, dwa razy nawet w wersji 3+1. A jednak udało się.

Rain Bros zmiażdzyli Splash Bros 73:34. Dostali wsparcie od trzeciego brata. Niskie zestawienie z Napierem znów pomogło przetrwać ciężkie chwile, kiedy rywal próbował jeszcze przed przerwą wrócić do gry. To dopiero wtedy, pod koniec drugiej części gry Curry trafił pierwszy raz za trzy. Ale wówczas Lillard postanowił pograć trochę z Nurkiciem. Działało. Bośniak dorobił się prawie double-double, a Blazers zachowali aż 12 punktów przewagi.

Po zmianie stron, Warriors dostali wścieklizny. Curry zza łuku, Grenn dwa razy w akcjach 2+1 i Durant również dwukrotnie, ale za każdym razem za 4 punkty! To zabiłoby tego dnia nawet... Warriors. Tymczasem  triplets z Portland still alive. CJ i Shabazz za trzy. Dame w drive'ach, gdzie paint to stok, obrońcy Golden to tyczki w ciasno ustawionym wertikalu. Jeszcze udaje się przetrwać , ale pościg przyspiesza. Na 7 minut przed metą, Curry trójką doprowadza do remisu. Wszystko zaczyna się od początku. W 90% tego typu przypadków przewagę psychologiczną, a w konsekwencji punktowa zyskują, ci którzy gonili. Ale nie tym razem, Portland się nie poddaje. McCollum odpowiada 2+1, Nurk przejmuje deski, tego dnia nie marnotrawi też podań od Lillarda, trafia, a Rose Garden purpurowieje w ekstazie, bo Blazers za 5 dwunasta mają 8 punktów przewagi nad mistrzami.

Jeszcze Durant splunie dwa razy zza łuku i pewnie kolejny raz pomyśli o tym jak w pojedynkę uratował Golden State. Ale McCollum aż drży, żeby odpowiedzieć.Trójka w twarz Curry'ego.Wigwamy "Wojowników" płoną. W dwóch następnych posiadaniach Durant zdobywa swoje 4 ostatnie punkty z tych absolutnie szalonych 50. 117:115, ale do finału aż 60 sekund, czasie których nikt już nie ma głowy do rzutów, pudłuje nawet KG. Blazers utrzymują wygrana dzięki skuteczności z linii. W próbie ostatniej szansy, celnej, Durant nie mieści się w parkiecie, a to wielkie zwycięstwo w umysłach fanów Blazers.

Ale to prawda. Po spektakularnym meczu, kolejnym wielkim występie Lillarda, tylko odrobinę słabszym pokazie McColluma, Blazers pobili mistrzów, zaliczając najbardziej wartościową wygraną w sezonie. Portland było dziś twarde, skuteczne, nieprzejednane, ilekroć rywal( Durant) uderzał, Lillard&Co wstawali mocniejsi, bardziej nieugięci. To ważne, bo wyścig o playoffy na Zachodzie znów ostry. Nie ma już gier nieważnych, do odpuszczenia. Teraz ASG i odpoczynek, a potem „bitwa o Zachód”. 

16 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lucero znowu o strojach?

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolory mi się w nocy pomyliły

    Mecz zdecydowanie wygrany przez zajebiscie wykonany hymn

    OdpowiedzUsuń
  4. pomogła też łuczniczka, która wystąpiła w przerwie

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy12:30

    Mistrzostwo mecz, tyle emocji :) Będę to musiał teraz na spokojnie w całości obejrzeć :) Już dawno żadne widowisko sportowe takiego pozytywnego kopa mi nie dało.

    ~Danio

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale sędziowie w 3q to dawali w palnik

    OdpowiedzUsuń
  7. Behemot14:35

    Ani Turner ani Aminu nie pomylili się z linii w ostatniej mniucie, niech wystąpi ten kto nie drżał o wynik, gdy stawali do tych rzutów.

    OdpowiedzUsuń
  8. pdxpl14:52

    drżałem.Obaj zresztą dobrze w obronie te ostatnie posiadania. Napier/Cj/lillard w 13.5 minuty razem na parkiecie byli +7, na 58%fg i 40 za 3. Dzięki temu przetrwaliśmy nawałanicę

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja najbardziej drżałem na replay center-przekroczenie linii Duranta,by z rozpędu nie podyktowano mu wolnych i piłki z boku ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Więc ja zadrżałem, jak Lillard zapragnął rzucić za cztery, a Durant odpowiedział trójką.

    OdpowiedzUsuń
  11. Anonimowy16:39

    Komentarz Waltona straszny, nie dało się faceta słuchać. Partnerzy z ESPN też mieli problem by Go okiełznać :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja słucham tylko naszych;) nawet już mogę ich przeżyć. dopiero miesiąc temu odkryłem że można też tak na wyjazdach robić

    OdpowiedzUsuń
  13. Anonimowy18:39

    Bedzie cos o ASW?

    LaMarcus

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na tym blogu zajmujemy sie sportem, na resztę brakuje chęci i czasu. ASG to jednak tylko zabawa. Ale gdyby ktos chciał się podzielic wrazeniami, to chetnie udostępnię te łamy. Za to jutro pojawi się 3X4- podsumowanie dotychczasowych wystęów Blazers i przewidywania na resztę sezonu.

      Usuń
    2. Idziemy na mistrza - to w kwestii przewidywan

      Usuń
    3. Ta,akurat..telewizyjni spece od koszykówki transmisyjnej (sic!) wskazują na chińską drużynę z teksasu! A ja im wierzę bo się znają

      Usuń