16 marca 2018

Jeden na dziesięciu

Może gdyby koszykówka była sportem indywidualnym zwycięzcą tego meczu byłby LeBron James.

Szczególnie gdyby oceniano wartość artystyczną, bo niektóre akcje były magiczne, a wsad z pierwszej kwarty po locie przez pół stanu Oregon przypominał wyczyny Michaela Jordana z lat 90 tych. Efektowność nie zawsze szła w parze z efektywnością. Lider gości nie zauważał kolegów, opieprzał trenera, irytując się nie trafiał rzutów wolnych i głupio faulował. Kwintesencją jego postawy była akcja z ostatniej minuty meczu, gdy przebiegł z piłką całą długość parkietu i przestrzelił spod samego kosza, w akcie frustracji fundując gospodarzom faul techniczny: zamiast zmniejszenia deficytu do trzech punktów zrobiło się osiem. I mecz wygrała Drużyna. Bo taka stanęła naprzeciwko Jamesowi:
  • pierwszą połowę trzymał na swoich barkach CJ McCollum trafiając na skuteczności 70%
  • Aminu trafił trójkę na "dzień dobry" i bardzo ważną w końcówce meczu na "do widzenia", a przez cały mecz harował irytując Jamesa
  • Harkless samodzielnie zbudował przewagę w trzeciej kwarcie, a jego aktywność w obronie przypomniała argumenty które decydowały o wysokim kontrakcie
  • Turner trafiał co drugi rzut, więc jak na swoją formę w Portland całkiem nieźle
  • Napier z Patem (który chyba trenuje z Lillardem rzuty za cztery punkty) rzucili po jednej trójce
  • Lillard wziął ciężar gry na siebie dopiero w końcówce, bezbłędny z osobistych i nadzwyczaj rozważny i spokojny
Drużyna miała również Trenera (swoją drogą brakuje mi krytyki jego osoby jak tlenu w Rowie Mariańskim). Problem w tym meczu był z cetrami, którzy zusamen rzucili dziewięć punktów, szybko popadając w kłopoty z przewinieniami. Stotts nie wahał się złamać kanon i posadził całe towarzystwo wzajemnej adoracji na ławce, grając już do końca niskim składem. Może przeciwko Kawalerii nie było to zbyt odkrywcze, bo rywal walkę na atakowanej tablicy zupełnie sobie odpuścił, ale zawsze warto wspomnieć. Bo rolę Trenera w trwającej serii zwycięstw jakby pomijano.
Blazers odnosząc 11 zwycięstwo z rzędu zapewnili sobie już teraz dodatni bilans na koniec rozgrywek i pobili ubiegłoroczny bilans. Z większym spokojem mogą obserwować zażartą walkę za swoimi plecami.

9 komentarzy:

  1. Anonimowy13:05

    Świetnie, serio trwaaaaj! Mamy w drużynie nie jednego króla, a co najmniej kilku. Ależ byłoby pięknie gdybyśmy rekord organizacji w wygranych z rzędu pobili.

    ~Danio

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy14:13

      Mamy co najwyżej Księciów, w tym jednego Afrykańskiego :)

      Karol PTB

      Usuń
  2. Krytykowałem Stottsa to go teraz pochwalę, bo rotacja była w tym meczu idealna. Fajnie, że unikał grania Collinsem w czasie gdy James był na boisku. Jeden Nurkić ze zniszczoną psychiką po meczu wystarczy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Sosna198213:34

    Tak się rozmarzyłem, że może by Król do Oregonu zawitał od lipca...

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. Adams by pasował idealnie. Jestem jego fanem od dawna. Widać, że ma głowę na karku i cały czas się rozwija. No i ma dopiero 24 lata. Ale podpisał z OKC i będzie się męczył z Westbrookiem.

      Usuń
  5. pdxpl10:32

    bardzo przkonujące zwycięstwo,podobalo mi się. jak tak patrze na inne ekipy(ogladam głownie Zachód), to Blazers wygladają na ich tle bardzo zdrowo i świeżo.

    OdpowiedzUsuń
  6. GSW się posypało.Ciekawe czy się pozbiera na PO.Wczoraj Lillard też coś źle stanął i grymasił.Dałbym mu odpocząć z Detroit...

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam ten sport, najlepsze jest to że na tym poziome jeden błąd oznacz pkt dla przeciwnika..

    OdpowiedzUsuń