2 marca 2018

Piąty raz z rzędu


To się jeszcze w tym sezonie chimerycznym Blazers nie przydarzyło.

Po czterech wygranych, rozdzielonych weekendem gwiazd, do Moda Center przyjechała drużyna rzadko tutaj wygrywająca, ale mająca podkoszowe atuty, których nam bardzo brakuje. Jedyny sposób na taki zespół to skuteczność z dystansu. A z tym był poważny problem. W pierwszej kwarcie Blazers zagrali na skuteczności 24%, Lillard nie trafił dziewięciu pierwszych rzutów i nawet na linii się mylił, za trzy nie wpadł żaden rzut w całej pierwszej połowie. Przy okazji obie drużyny pobiły niechlubny rekord NDA łącznie trafiając przez 24 minut zza łuku tylko raz. Przy takich okolicznościach zaledwie 5-punktowy deficyt do przerwy został przyjęty w Moda Center jako błogosławieństwo. Blazers musieli zmierzyć się z wrogiem jego bronią, czyli punktować pod koszem. Na całe szczęście to był ten dzień, w którym Szanowny Pan Nurkić trafiał nie tylko z 30 centymetrów. W drugiej kwarcie Blazers w zasadzie nie walczyli z Minnesotą, a z jedynym Townsem, który zupełnie przejął całość ofensywy rywala. Na uwagę zasługują jeszcze dwie efektowne asysty Turnera do Collinsa i Davisa. Evan wyszedł nawet w drugiej połowie jako podstawowy gracz, ale zniknął równie szybko co Moe Harkless. Z tą głębią składu to niestety będziemy mieli problem, jeżeli chcemy coś powalczyć w decydującej fazie rozgrywek.

W przerwie wszyscy mieli nadzieję, że ta słaba skuteczność w pierwszej połowie to dobry omen, … no bo w końcu zacznie wpadać. Druga połowa zaczęła się od banalnych fauli Wilków czujnie wychwyconych przez sędziów. Pierwszą trójkę w końcu trafił McCollum i Blazers wyszli na prowadzenie. Dalej jednak wojna toczyła się głównie pod koszem. A duet Aminu- Nurkić tylko do czasu dawali radę. Ten pierwszy kilka razy pokazał się z dobrej strony, ale odstawił także rzut po którym piłki trzeba było szukać w okalających Moda Center zaroślach. Nurkić trafiał w ofensywie, ale już pod własnym koszem był zaporą banalną do przebrnięcia. Goście punktowali z paint bez większego zagrożenia. Nawet posadzone w trumnie drzewo stanowiłoby większą przeszkodę od nie mającego pojęcia o grze obronnej Bośniaka. Efektem było ponowne objęcie prowadzenia przez gości. Gdy przewaga sięgała już 10 punktów pierwszą mądrą decyzję w tym sezonie podjął Terry Stotts. Po trzecim, głupim jak większość przez niego popełnianych, faulu Nurkicia (dla tego zawodnika powinien to być limit regulaminowy, bo z takim bagażem pożyteczny jest jedynie jako kolega Leonarda od machania ręcznikiem) ściągnął Bośniaka z parkietu wystawiając duet Davis-Collins. Ci może mniej efektowni gracze przynajmniej zgłębiają tajniki gry obronnej, potrafią powalczyć pod koszem, zebrać coś, a także, co może mniej widoczne, pracują na zasłonach w ofensywie – co umożliwia takiemu Lillardowi większy komfort wjazdów pod kosz. Los Blazersom sprzyjał, bo w końcu zaczęło wpadać z dystansu. Lillard wykoncypował, że jak nie trafia zza linii, to może cofnąć się jeszcze z metr: dwa rzuty które powinny być punktowane za 4 punkty spokojnie znalazły drogę do kosza, a dzięki temu przewaga gości szybko stopniała.

Kolejnym dobrym pomysłem było zrzucenie odpowiedzialności na pół czwartej kwarty na CJ i Napiera. Szczególnie ten drugi robił sporo wiatru, obniżając morale rywala. Wypoczęty Lillard wszedł na sześć i pół minuty. Trójką na prowadzenie Blazers wyprowadził Aminu, który w końcu odnalazł lokalizację kosza - jak wpada to wpada, nawet on trafił. Goście też się chcieli odgryźć, ale im akurat trójki nie wpadały do samego końca. Na półtorej minuty do końca Lillard dobił rywala kolejną trójką i było pozamiatane.

Wygrać mecz na skuteczności 39% to jest jednak osiągnięcie. Brawo trener :)

Kolejny mecz o przysłowiowe sześć punktów w nocy z soboty na dzielę z OKC. Jak ważne jest każde zwycięstwo – widać w tabeli.

9 komentarzy:

  1. Anonimowy11:39

    Nie brawo redneck-trener, tylko brawo zawodnicy!

    Karol PTB

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli w tym tygodniu jedziemy na mistrza! Oby w przyszłym tygodniu było tak samo ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nurek to ma przej.... gość jak śpi po meczu to budzi się w stresie co tam na blazers.pl znów o nim napisano

    Ma gość braki Ale z drugiej strony gra najlepszy swój sezon i chociażby przewyższa średnie Sabonisa, który pojawił się już jako megadoswiadczony gracz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Behemot12:20

      Zamierzam zapisać się do Andrzeja na kurs przekazywania dobrych wiadomości w przygnębiający sposób.

      Usuń
    2. lata praktyki ;-)

      Usuń
  4. Anonimowy13:11

    Pięknie :), cieszę się, że Napier w końcu odpalił. Ta tabela to naprawdę jakaś masakra xd

    ~Danio

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy20:15

    Gdy Nurkowi chce się grać to nawet braki na skrzydle nie są tak bolesne. Napier jak będzie grać równo do końca sezonu to ma szanse na Sixth Man. Blazers nie mają może potencjału na misia, ale z doświadczonymi skrzydłowymi mogą sporo namieszać w kolejnym sezonie. Może uda się wyhaczyć tanio: Mirotica, Favorsa, Rodneya Hooda, Thadeusa Younga lub Dewayne Dedmona.

    weteran

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem czy widzieliście że jesteśmy na 7 miejscu najbardziej pokrzywdzonych drużyn w ostatnich 2 minutach spotkań

    OdpowiedzUsuń
  7. PrzemoW08:24

    Jaki miły widok z rana :) Jesteśmy na 3 miejscu w konferencji :) Oby sie to utrzymało do końca sezonu zasadniczego :)

    OdpowiedzUsuń