15 listopada 2018

Lebron wygrał z Portland

BLAZERS (10-4) @ LAKERS (8-6) 117-126


Koniec zwycięskiej serii Portland. Przyszło wyjechać do Los Angeles i Anioły nie okazały się gościnne. LeBron James niemal w pojedynkę pokonał drużynę TrailBlazers, a historią stało się osiągnięcie przezeń 5 miejsca na liście wszech czasów wśród strzelców ligi. Widzieliśmy słabszy mecz Portland, szczególnie w obronie. 

Początek był łaskawy, bo strzelcy Portland trafiali trójki, Layman, McCollum. Podobały się dwie akcje bloki Nurkicia. Generalnie początki obiecujące, choć Lillard zatracił strzelecką skuteczność, to po raz kolejny obsługiwał kolegów. Dziś 11 asyst, zdecydowana większość na początku meczu. Potem gorzej - dotyczy to całej zresztą drużyny. Po głowach skakał nam McGee - tradycyjnie - ale nawet potrafił kilka razy efektownie z piłką w ręku przodem do kosza.


W drugiej kwarcie zmiennicy nie wsparli liderów, choć początkowo nawet goście osiągnęli kilkanaście punktów przewagi, to gdy słabszy drugi unit Lakers ustąpił miejsca liderom, szybko straty zostały zlikwidowane. No ale jeśli James trafia trójki z Downtown, tak jak Lillard... LeBron przejął mecz w drugiej kwarcie i wyprowadził LAL na kilku, a następnie w trzeciej kwarcie na kilkunastopunktowe prowadzenie. Hala eksplodowała. 

Słabsza skuteczność Portland - w meczu całe 44% z gry - zdecydowała. Nie mieliśmy dziś atutów w postaci wygranej deski, a bez tego i wysokiej skuteczności trudno o zwycięstwa. Jak najpierw siedział rzut za trzy, potem przestał, nawet z otwartych pozycji. Damian dostał przykrą czapę pod samiutkim koszem od LeBrona i to go tak zdeprymowało, że większość punktów zdobywał już z linii. Choć też potrafił odkuć się daleką trójką. 

Tym razem zawiodły nas rezerwy. Nie pociągnęli Turner & CO. Collins momentami zagubiony, Stauskas nawet nie dostał takich pozycji do rzutu co w meczu otwarcia, Curry niewidoczny, Meyers swoje. Aminu  bronił Jamesa jak zawsze, ale LeBron wychodził daleko i stamtąd trafiał trójkę za trójką. Tak samo Ball i Caldwell-Pope. Nie było dziś na to odpowiedzi gości.

Widzieliśmy aktywną na obwodzie obronę gospodarzy, sporo przekazywania, nacisk na gracza kozłującego, przechwyty. Tradycyjnie, spora ilość strat to mankament do poprawki w drużynie Portland. Podobnie obrona nie wymuszą wielu strat przeciwnika. Pod względem tych statystyk Blazers na dnie ligi. Na górze natomiast w skuteczności rzutów z linii i zbiórek. Ciągle można poprawić ilość asyst. Przed tym meczem mieliśmy 4 skuteczny atak ligi na sto posiadań i 5 obronę. Nieźle.

Mecz generalnie nie wciągnął, a gdy Los Angeles osiągnęli kilkanaście punktów i III, a następnie znowu w IV kwarcie, wynik został rozstrzygnięty. Wszyscy tylko liczyli, kiedy James prześcignie Chamberlaina w ilości zdobyczy punktowych. Oczywiście osiągnął - niestety kosztem Portland, którzy nieciekawie zaczęli długą wyjazdową sesję. Trudno, porażkę z Lebronem trzeba kalkulować. Teraz wyjazd do nowej Minnesoty. Uwaga Denver i Oklahoma nie śpi.

2 komentarze:

  1. Nie ma co płakać. Mecz był do wygrania. Blazers nie trafiali a Jamesowi bardzo zależało i do tego jeszcze jakimś cudem trafiał te trójki. A mimo wszystko mecz był wyrównany.
    Jedyne co martwi to znowu brakowało pewnej opcji przy agresywnej obronie rywala na obwodzie.

    OdpowiedzUsuń
  2. najważniejsze teraz to, żeby Portland nie zakontraktowali Melo...

    OdpowiedzUsuń