21 listopada 2018

Trudna przeprawa w Nowym Jorku

BLAZERS (12-5) @ KNICKS (4-14) 118-114



Niespodziewanie trudne warunki postawili nowojorscy Knicks będącym w podróży Blazersom. Wydawało się, że po dobrym meczu w Waszyngtonie rozpędzeni goście, faworyci meczu, przejdą go gładko. Od początku jednak gospodarze prowadzeni przez znakomitego Tima Hardaway Jr postawili trudne warunki. Mecz był wyrównany, wynik zmieniał się jak w kalejdoskopie. Knicks grali na bardzo dobrej skuteczności od samego początku spotkania i skończyli je na ponad 50 procentach. Nie wystarczyło to jednak na domowe zwycięstwo, którego bardzo domagała się publika MSG. 


Knicks stawiali na rzuty, które wpadały. Faktem jest, że obrona żadnej z drużyn, przynajmniej w pierwszej części spotkania, nie błyszczała. Wynik ciągnęli Hardaway, Mudiay, Vonleh, który został graczem pierwszopiątkowym drużyny NBA. Portland swoje, pick & rolle z Nurkiciem. Lillard w pierwszych kwartach często kolekcjonuje w ten sposób asysty. Dziś nazbierał 8. Nurkić dziś już nie tak dobry w asystowaniu, ale przynajmniej postraszył Knicksów blokiem. Napracował się też na deskach - kilka gwizdków po tej pracy goście otrzymali. W tym ważne ostatnie minuty. Ale o tym za chwilę.

Zaskakujące były statystyki dystansowe gospodarzy. Zazwyczaj około 30 procent, dziś w pierwszej połowie mieli dwa razy tyle. Dzięki temu wynik wciąż utrzymywał się wokół remisu. Zaskakujące też dla fanów Portland okazały się występy obu białych wysokich w ramach wejścia na parkiet ławki rezerwowych. Collins zagubiony, łapiący szybkie niepotrzebne faule, z jednym celnym rzutem z półdystansu. Z kolei Meyers - widzieliśmy najlepszy jego występ w tym sezonie. Celne rzuty dystansowe a i potrafił kilka razy znaleźć się z sensem pod koszem przeciwnika. Nieźle, nieźle.

Z racji kontuzji Curry'ego pojawił się na chwilę Wade Baldwin IV, ale nic sensownego o jego występie nie da się powiedzieć. Był za krótko. Turner jak zwykle ciągnął w rozegraniu drugi unit, choć kilka rzutów mu nie weszło, to w końcówce pokazał się z dobrej mądrzejszej strony. Aminu i Layman dzisiaj dyskretni ofensywnie. Trafił też swój niesamowity z połowy rzut za 3 Stauskas równo z syreną kończąca pierwszą połowę. Wynik blisko remisu i myśleliśmy, że Knicks (4-14) już się wystrzelali.

A jednak, początek trzeciej kwarty zaczął zwiastować kłopoty Portland (na kłopoty McCollum), kiedy skuteczni gospodarze celnymi strzałami zbudowali 10 pkt przewagi i Stotts ratował sie time-outem. Jak w pierwszej połowie głownie punktował Damian, tak teraz pałeczkę przejął CJ. Po powrocie liderów gdzieś tak od połowy trzeciej kwarty Blazers zaczęli grać lepiej, trafiać swoje rzuty, zarówno dystansowe jak i te bliżej kosza po floaterach McCulluma i pull-upach. Z minus 10 zrobiło się na koniec plus 10 i można było odetchnąć.

Tylko że publiczność Madison Square Garden nie chciała się na to zgodzić i Tim Hardaway pociągnął raz jeszcze atak gospodarzy. Zbliżyli się na jedno posiadanie i tak wyglądał cały crunch time. Cios za cios. Na nieszczęście TrailBlazers szybko wyczerpali limit fauli i każda nieprzepisowa akcja w obronie kończyła się linią wolnych dla przeciwnika. W tym meczu to gospodarze częściej stawali na linii i częściej też trafiali. Ale nie Noah Vonleh - który pomógł swym niedawnym kolegom pudłując w końcówce 4 rzuty wolne, choć wcześniej trafiał wszystkie. To siedziało w jego głowie. Nerwy.

Pomimo skutecznych na obwodzie Blazers zawodnicy z Nowego Jorku jakoś odrabiali te straty - penetracje, wolne  - wynik nie chciał wzrosnąć. W ostatniej minucie Damian Lillard trafił trudny fade away i wydawało się, że zamroził wynik. Ale nie, Knicks odpowiedzieli. Nurkić niepotrzebnie faulował gracza z piłką, niepotrzebnie rzucał z daleka. Ale też dał się sfaulować pod atakowanym koszem, co dało bardzo ważne posiadanie w samej końcówce meczu. Lillard tym razem nie trafił, ale Nurkić wyskoczył najwyżej, podbił piłkę, tę złapał będący z drugiej strony kosza w wyskoku Evan Turner i dobił. Piłkę i przeciwnika. Zrezygnowani Knickerbockers już nawet nie faulowali po swoim niecelnym rzucie. Skalp wzięty.

Wygląda na to, że Blazers nie chcą oddać fotela lidera konferencji zachodniej. Ostatnio byli na prowadzeniu w styczniu 2014r. Tylko teraz trzeba będzie bronić się przed głodnymi rewanżu Bucks, a potem jeszcze wystąpić przed Wojownikami. Test.

4 komentarze:

  1. dobrze, że to wyciągnęli. Nie jest łatwo w takich meczach, co pokazali LAC w Waszyngtonie.
    PS Stauskas jest mądrym koszykarzem

    OdpowiedzUsuń
  2. pgdame18:39

    ktoś wie co się dzieje z Collinsem w ostatnich meczach?
    po wspaniałych pierwszych meczach gdzie według mnie kolo lillarda był najlepszym graczem Portland, teraz jest zagubiony i bardzo szybko łapie faule, a co za tym idzie, ofensywnie praktycznie go nie widać, troche mi szkoda, bo bardzo się nim jarałem na początku

    OdpowiedzUsuń
  3. syndrom drugoroczniaka, spokojnie. akurat w defensywie w kazdym meczu ma 1-2 zagrania, w których bardzo pomaga

    OdpowiedzUsuń
  4. Collins najlepiej czuje się jako środkowy. I na tej pozycji grał swoje najlepsze mecze. Wtedy grał Mo a Leonard wcale albo epizody. Teraz gra obok Leonarda i faktycznie jet trochę zagubiony. Za to Leonard przejął pałeczkę pod koszem. Więc nie ma się raczej co martwić. Najważniejsze, że gra i łapie doświadczenie nawet jeśli nie na swojej pozycji. Niech się w spokoju rozwija.

    OdpowiedzUsuń