BLAZERS (5-8) @ SPURS ( 5-8) 121:116 |
Nie było to spotkanie na szczycie. Obie ekipy niedomagają, pałętając się w obcych dla siebie rejonach Zachodu. Typowy mecz na przełamanie.
Lepiej zaczęli Blazers. Siedem trójek. Trafiał każdy kto spróbował. 41 punktów na 72% skuteczności. Grający dzień po dniu Spurs wydawali się rozbici. Niestety, podobnie jak w kilku poprzednich występach rezerwowe ustawienia Stottsa nie dają rady. Patty Mills (jak prawie zawsze) i Jakob Poetl panoszyli się po Rip City. Gdyby nie gorący od startu McCollum z ponad dwudziestopunktowej przewagi do przerwy mogłoby zostać jeszcze mniej niż skromne osiem.
Dalej było jeszcze gorzej, ale dopóki Lillard punktował po wymuszeniach z osobistych Blazers byli nieznacznie z przodu. Tąpnięcie nastąpiło w wydawałoby się sprzyjających okolicznościach, kiedy z gry wyleciał pyskujący sędziom Popovich. Jednak podrażnieni Spurs, prowadzeni przez Aldridge'a i DeRozana, zdobyli od tego momentu w 9 minut 32 punkty. W Portland znów prawie wszystko wyglądało źle. Tak jak w kilku poprzednich meczach siadła skuteczność, błędy zdarzały się nawet przy wprowadzania piłki do gry. Hezonja, Labissiere, Simons im bardziej się starali, tym mniej wychodziło. Gorzej, że przestał trafiać McCollum, a Lillard psuł nadal, zza łuku, blokowany pod obręczą. Wszędzie.
Blazers ponownie mieli przegrać mecz, który mieli pod kontrolą. Tak było z 76ers, Nets czy w pierwszym starciu ze Spurs. Nagle nieefektywni Rain Bros w rozpaczy zaczęli polegać na innych. Lillard do Whiteside'a. McCollum i Lilltle'a paka z góry. Jeszcze raz Hassan tym razem za 3 punkty w ratach i Bazmore również w 2+1. Na 180 sekund przed końcem CJ zebrał piłkę po przestrzelonym floaterze i trafił z ponowienia. Remis. Lillard przestrzeliwuje 8 trójkę, ale hustle Little'a nabija piłką Gay'a. Wznawiają Blazers i Lillard, McCollum, Hood w izolacji robi łatwe punkty. Whiteside blokuje DeRozana. Spurs przegrywają challenge i cały mecz.
Skończyli Blazers tak dobrze jak zaczęli dzięki temu wygrali pojedynek dwóch "chorych ludzi" Zachodu. McCollum-32 pkt był dzisiaj Lillardem. Lillard- 4/19 wczesnosezonowym McCollumem. Pomogli Hood 6/8 z gry oraz świetny po dwóch stronach Whiteside i małe, ważne rzeczy od hustle Lilltle'a.
Pierwszy mecz serii wyjazdowej za Blazers. Przed nimi jeszcze pięć. Najbliższy we wtorek z Rockets, chyba jeszcze bez Carmelo Anthony'ego.
Tak wchodzi Kent
This isn't the part of the glass you're supposed to use, but we'll allow it @24Bazemore pic.twitter.com/teg4CNyGP6
— Portland Trail Blazers (@trailblazers) November 17, 2019
Fajny ten Nassir w obronie. Jak dołoży z 3 trójki to będzie cudownie.
OdpowiedzUsuńTo jest dzik notecki. Nassir może być naszym Draymondem, czy Rodmanem. Złoto.
OdpowiedzUsuńRacja...Tylko żeby go nie przechandlowali w jakiejś wymianie
OdpowiedzUsuńLaMarcus
Albo naszym Aminu...
OdpowiedzUsuńJak wy to widzicie to Oshley tym bardziej. On, mrówka i Zach to przyszłości . Szybciej CJ odejdzie. Hassan na wielki plus po tych oskarżeniach że się leni. Chyba czyta blogi :)
OdpowiedzUsuńJak to jest możliwe że Hezonja gra jeszcze w NBA, przecież on był nawet za słaby na Knicks
OdpowiedzUsuńNassir - to się nazywa skorzystać z szansy. Ostatni z ławki do gracza pierwszej piątki ( Terry to tez oryginal - Vonleh wspomina do dzisiaj)
OdpowiedzUsuńraczej chyba wszyscy się zgodzimy że dwaj najgorsi zawodnicy drużyny to Hezonja i Tolliver...Gdyvy ich zastąpic jednym PF co daje rade PTB mieliby szanse na play off
OdpowiedzUsuńDlatego sięgamy po Melo :-)
UsuńTo bedzie juz trzeci nsjgorszy zawodnik druzyny
OdpowiedzUsuńNie koniecznie...
OdpowiedzUsuńTo przecież oczywiste, że jak dojdzie Melo to nie ma poffs. Jest za wolny i słaby w obronie. Nie potrzebujemy jeszcze jednego czołgu co się co chwilę psuje. Luka po Explosive mode a la Harkless jest ogromna.(Nassir trochę ją zaczął uzupełniać)
OdpowiedzUsuń