12 października 2016

Eksperyment Ascha



Blazers(3-0)@Lakers(2-2) 106:109 OT



Trzecie przedsezonowe zwycięstwo. Czy kogoś dziwi, że jesteśmy niepokonani?
Genezę meczu w Los Angeles poznacie tylko tutaj. Taki exlusive pełną gębą. Jak wiecie w Portland niezbyt miło mówi się o mieścinie położonej między San Jose a San Diego. Ileż to człowiek nasłuchał się utworów ulicznych nabijających się z LA a sama publika w Moda Center zawsze dodatkowo spina się na wizyty klubów z tego miasta, ze szczególnym wyróżnieniem Lakers.  





Meczu nie można więc był odpuścić nawet jeżeli jest to mecz przedsezonowy. Problem w tym, iż chłopcy tym razem trochę chcieli pofolgować i osiągnąć zwycięstwo najmniejszym kosztem. Z pomocą przyszedł o dziwo Ezeli, który lecząc kolana ma za dużo czasu i głównie siedzi w necie. Kiedy Dame nagrywał ostatnią zwrotkę swojego nowego numeru rapowego w szatni narodził się plan idealny - zrobimy na Lillardzie eksperyment Ascha. Stotts na początku nie był skłonny przystać na taki pomysł, ale jak mu Boski Leonard The Legend w zamian obiecał rzucać trójki ze skutecznością 45% w sezonie to się złamał.

Tak więc od niedzieli każdy palił głupa na treningu, iż jak to dobrze, iż sezon regularny zaczyna się już w tym tygodniu i że w debiucie trzeba zagrać z Lakers na maksa. Podobno Lillard długo nie mógł pojąć o co chodzi, ale po dwóch dniach zaczął się wkręcać. Tutaj jakiś telefonik, tutaj „fakowe” nagranie, które przysłał sam Sir Charles Barkley, CJ przy domowych obiadkach gadał tylko o Lakers i pierwszym meczu sezonu…

Dame został wkręcony a Stotts od razu go nakręcił na MVP sezonu.

Zaczynamy więc piątką poważną, tym razem z Turnerem na skrzydle. Lakers także wychodzą swoim pierwszym garniturem, co już całkowicie rozwiewa wątpliwości naszego lidera. Turner w pierwszej akcji, aby zrobić dodatkowe wrażenie powagi, sieka trójeczkę. Później już jednak idzie wszystko zgodnie z planem, czyli wejście na luzik- kolejne trójki pudłuje autor wcześniejszego trafienia oraz Aminu, który wraz z CJ mają się w tym meczu najbardziej obijać. Pierwsze prowadzenie Lakers łamie grający na poważnie Lillard. Później mamy słabą obronę w naszym pomalowanym, ale przecież to nie czas, aby się wysilać, oraz siekanie kolejnych trójek a’la Curry przez nasz numer zero. W efekcie plan udaje się zrealizować praktycznie w sposób idealny. Dame w pierwszej kwarcie punktów 13 na bardzo wysokiej skuteczności, a reszta nie gra generalnie nic. Szczególnie odpoczywa CJ mający 0-3 w tym fragmencie gry, ale reszta także nie zachwyca. Oczywiście nie sposób pominąć wielkiego wydarzenia, jakim był powrót The Legend i to od razu z grubej rury - dunk o mało nie połamał obręczy Lakers. Ten śmieszny wygląd Adonisa Boskiego to tylko taka ściema.
Pierwsza kwarta 29-24 dla lepszych.

 

Na kwartę numer dwa wychodzimy w składzie: Napier, Turner, Krab, Davis oraz Moe. Rezerwy palce lizać, ale przecież to ma być jajcarny mecz. Po 2 minutach jest już remis a po kolejnych 2 w plecy 5 punktów. Wtedy do gry w stylu The Legend wkracza Davis i wracamy do -3. Słaby to był okres naszych rezerwowych. Generalnie powiedziałbym Wam szczegółowo jakie gramy akcje, ale niestety mój analityk uciekł, a ja się nie znam. W każdym razie Turner w tej kwarcie 0-3, CJ 2-6 i nawet nie pomógł w tym fragmencie Dame mający 1-5. Oczywiście w ramach jajcarnego meczu o swoich żarcikach przypomniał Moe (przestrzelenie spod kosza), ale z drugiej strony solidne 2-2 uzyskał gwiazdor RipCity Vonleh, który bardzo niechętnie przystąpił do eksperymentu Ascha.
Po pierwszej połówce równe 50-50.

Kwarta numer trzy to już pełne wkurzenie Lillarda. Cała drużyna śpi, a Lillard gra sam, ale przecież tak miało być. 165 sekund- 15 punktów naszego lidera. Więcej nie trzeba pisać. Przy okazji rozbawiony CJ 0-3, Turner dalej słabo 1-3, a Aminu 2-5. Do tworzenia wrażenia przystąpił natomiast Moe, który naprawdę poważnie poprawił rzut z półdystansu , a z dystansu sieje wciąż duże spustoszenie. Dobra skuteczność należy także do naszego białego hydraulika, który wolne definitywnie ma już opanowane w stopniu, o którym Howard może tylko pomarzyć. Taka to była Lillardowa kwarta i wyobrażam sobie jaki był jego szok, kiedy w czwartej kwarcie nie powąchał już parkietu. 

Czwarta kwarta wciąż na styku, bardzo dobry okres gry Moe, zdecydowanie gorszy The Legend (2-6) i maksymalne wkurzenie na ławce Lillarda -- mecz na styku, a tutaj grę prowadzi Napier. Podobno Stotts w 6 minucie nie wytrzymał i zdradził naszej zerówce o co biega. Napier w tej fazie minimalnie lepiej na skuteczności 50%, ale trochę chłopak siłuje rzuty po tym, jak był liderem w meczu z Suns. Ostatnia akcja to istna poezja- to, co odwalił Meyers to naprawdę trzeba zobaczyć. Na szczęście Lakers lepsi nie byli i mamy przyjemność oglądania dodatkowych 5 minut.

Na te wychodzimy piątką: The Legend (za zasługi w 4 kwarcie chyba), Napier, Pat, gwiazda Vonleh oraz uwaga Leyman Jake. Po chwilowych problemach idziemy już na całość i przy skuteczności na poziomie 62% roznosimy Lakers w pył czyli punktami trzema.
Tym oto sposobem razem z Rakietkami jesteśmy 3-0 w preseason i generalnie idziemy na mistrza. 

lucero

2 komentarze:

  1. Anonimowy15:37

    Lucero&pdxpl - świetna robota jeśli chodzi o relacje pomeczowe."Eksperyment Ascha" - to majstersztyk ;)Nie mogę doczekać się kolejnych relacji. Go Blazers! Pozdrawiam.

    Clyde_SzamoT

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tylko gościnnie dzisiaj. Relacje pisał do tej pory Andrzej Ogien i pdxpl

    OdpowiedzUsuń