Blazers (42 - 23) @ Spurs ( 48-16) 90:103
TrailBlazers przegrali w San Antonio, a najważniejszym momentem meczu była kontuzja Aldridge'a na początku drugiej połowy, na skutek której został zniesiony z boiska. Jak długo nie będzie go na parkiecie nie wiadomo. Wyglądało to na groźne stłuczenie lub nawet złamanie. W tej chwili wiadomo, że wynik prześwietlenia jest negatywny, a status zawodnika to day-to-day. Po tym jednak, co zobaczyliśmy, wątpliwe, by wystąpił w następnym meczu.
Akcja wyglądała tak:
Do tej pory lider Portland grał dobrze (6/11 z gry, 14 pkt w 20 minut) i kto wie, jak potoczyłby się mecz z jego udziałem.
O samym przebiegu spotkania nie ma co ciekawego powiedzieć. Gospodarze prowadzili od początku do końca i ani przez chwile ich zwycięstwo nie było zagrożone. Blazers nawet nie próbowali objąć prowadzenia, tak, jakby zrobili to w każdym meczu w roku poprzednim - cóż, raz na wozie, raz pod wozem. Do przerwy - 16 i juz było wiadomo, że ciężko będzie powalczyć z serio grającymi u siebie Spurs. Portland zagrali dobrze jedną kwartę - III, ale wtedy właśnie do szatni poprowadzili koledzy Aldridge'a i w ich głowach było już po meczu.
Nie chcę znęcać się indywidualnie nad graczami TrailBlazers, nikogo szczególnie bym nie wyróżnił ani też zganił. To co ostatnio charakterystyczne to niska około 40% skuteczność Damiana Lillarda, ogólnie kiepska skuteczność za 3 - 4/21, 19% !!! i brak zbiórek wysokich zawodników. Który to już raz, że gracze na poz 4 i 5 nie zbierają, a więcej od nich ma sam Nick Batum - ostatnio coś koło 16, 17 a dzisiaj znowu 14. Brawo dla tego pana, ale wysokich PTB wyslalbym na intensywny kurs zastawiania własnej tablicy i ustawiania się do zbiórek pod koszem. I to szybko.
Następny mecz w Nowym Orleanie nic moim zdaniem nie zmieni i zakończymy tę cudowną podróż po zachodzie 0:5. I albo Stotts coś wymyśli na tę strzelecką niemoc (może nieśmiało by tak spróbować bronić - cóż trudniejszego niż być blisko przy graczu atakującym mocno na nogach i machać mu przed nosem rękoma, prawda?) albo ten wyjazd zostanie w głowach na dłużej. A szkoda, bo teoretycznie końcówka sezonu ułożona jest tak samo lajtowo jak jego początek.
Mam wrażenie że już gdzieś to kiedyś widziałem. Zrobiło mi się takie te... Te że ve mi sie zrobiło. Pewnie nie ma głębszego sensu porównywanie końcówki ubiegłego sezonu z obecnym ale czułem że tak to mniej więcej może wyglądać. Pytanie tylko co dalej? Fajnie jak się ma ponad 40% zza łuku ale chyba nawet dziecko z przedszkola doszłoby do wniosku że nie zawsze uda się zbudować z klocków ładnej budowli. Bez konkretnego defensora leżymy i kwiczymy. W tym sezonie na pewno i w przyszłym jesli nie nastąpią jakieś zmiany. No defense=no wins. 10 lat temu Phoenix grało zajebistą dla oka koszykówkę. Co wygrali? Nic. Dalsze dywagacje uważam za zbędne.
OdpowiedzUsuń