Blazers - Jazz 88:81
Jazz- Blazers 101:116 (OT)
Blazers- Lakers 102:104
Portland Trail Blazers nie zamierzają tankować w
tym preseason(w przeciwieństwie,np. do takich SAS). W ostatnich trzech grach dali radę Jazz, w Salt Lake City i Rose Garden, byli bliscy zrobienia tego
samego z Lakers. Jako, że mecze przedsezonowe( ranga, wątpliwa
atrakcyjność), kiepsko nadają się do osobnego relacjonowania
podsumujmy więc 3 ostatnie występy PTB.
W ubiegłym tygodniu, pozbawieni swego Lillarda
lidera, Blazers pokonali Jazz w pełnym składzie. CJ McCollum i M.
Leonard nie wyglądali na przesadnie zagubionych. Zdobyli odpowiednio
16 i 19pkt. Pierwszy dobrze organizował grę-5asyst, drugi
znakomicie wywiązywał się z roli stretch-four-4 trójki, ale tez 8
zbiórek i 2 bloki. Atrakcyjnie wypadł też Aminu z 15 punktami i
jego wszędobylski back-up, Moe Harkless-11 pkt i 3 przechwyty. W
sumie wystarczyło to siedmiopunktową wygraną nad niemrawymi tego
wieczoru gospodarzami.
Tydzień poźniej w Rose Garden sytuacja się
odwróciła. Blazers już z D. Lillardem wyglądali na tle Jazz, bez
Haywarda, Goberta i Favorsa, jak ekipa po cięzkim treningu
kondycyjnym gdzieś w Górach Skalistych. Rezerwy gości robiły z
symulowaną obroną Portland, co chciały. Burke, Ingles niepokojeni
przez nikogo, trafiali seriami niekontestowane trójki. Po drugiej
stronie Lillard brał ciężar gry na siebie, trafiał z dystansu,
ale też głupio tracił piłki, reszta tylko asystowała. 14
punktowa strata po przerwie jeszcze wzrosła bowiem Ingles i Burke
nie przestawali trafiać za 3 -75% w trzeciej kwarcie.
Zanosiło się na niewinny blowout, kiedy w
ostatniej części gry Snyder schował swoje strzelby do futerału.
Na parkiecie pojawili się rezerwowi rezerwowych , a McCollum grając
przez połowę kwarty bez „wsparcia” Lillarda zdobył 18 ze
swoich 26 pkt tego wieczoru, to był run, show jednego gracza:
jump-shoty, floatery, lay-upy. Bez Lillarda u boku McCollum grał
znacznie lepiej, tak jakby dusił się w obecności Lilla. W
dogrywce to znów Lillard rządził, trafił 2 z 3 trójek, kolejną
dołożył Crabbe, tymczasem CJ nie trafił ani razu, nie trafił, bo
nie oddał żadnego rzutu, nie rzucał, bo nie miał piłki w rękach.
Dla porównania point guard nr 1 : 32pkt z 27 rzutów, 6 trójek, 6
asyst, 7 strat.; point gurad nr 2: 26 pkt z 23 rzutów , 2 trójki,
9as, 4 straty. Grając razem dali się wodzić za nos obwodowym Jazz.
McCollum uwolniony od Lillard sam zniwelował osiemnastopunktową
stratę. W dogrywce Lillard tylko dobił znokautowanych rywali. Może
Lillardowi nie przeszkadza obecność młodego kolegi, po prostu w
swoim stylu dominuje, ale na pewno ten drugi czuje się lepiej, i
jest bardziej efektywny gdy sam prowadzi grę Blazers.
Dzień później w Los Anegles sytuacja wygląda
następująco. McCollum zaczyna mecz u boku Lillarda, gra przez
początkowe 6 minut prawie nie dotykając piłki, trafia jeden z
dwóch rzutów, Tymczasem Lillard zdobywa 8 punktów z 7 prób i
notuje trzy straty. W drugiej kwarcie McCollum rzuca już
czterokrotnie na 6 punktów, grając z Frazierem, Kamanem, Vonlehem
i Crabbem. Lillard przygląda się temu z ławki. Pod wodzą Lillarda
Blazers wygrywają 4 punktami, w drugiej kwarcie z McCollumem i
rezerwami tę przewagę tracą. W tym czasie jeszcze tylko Moe
Harkless wyglądał na gracza NBA -11 pkt, 4 zb, to był wstęp do
kolejnego bardzo dobrego wieczoru w wykonaniu tego zawodnika. Po
przerwie Stotts ponownie testuje symbiozę „bliźniaków”.
Lillard trafia 4/8, McCollum 1/4. Blazers wychodzą na prowadzenie
74:72, i w ostatniej części meczu na parkiecie pojawia się
Pressey, a my zostajemy z otwartym pytaniem o sens grania
jednocześnie dwójką bardzo podobnych do siebie graczy, mających
te same zalety, i niemalże identyczne wady. Odpowiedź na to
pytanie, to najważniejsza zagadka przed która stoi sztab trenerski
Portland Trail Blazers? Dużo bardziej istotna, niż ostateczna
porażka z Lakers. A nie mogło być inaczej bo przecież Pressey nie
nadaje się, aby grać w meczu NBA aż 12 minut, on walczy, na razie
mało przekonywająco, o 2-5 minuty. Nie mogło się udać, bo Noah
Vonleh zbiera co prawda 9 piłek w 12 minut, ale nie trafia ani
razu. A w tej grze wygrywa się trafianiem do celu, a nie
zbieractwem, choć to drugie może ułatwiać realizację tego
pierwszego. Mimo to, o dziwo, jeszcze w ostatnich sekundach gry, mieli
Blazers szansę na zwycięstwo. Nieporadność gospodarzy i Pressey „
nie jestem takim gapą na jakiego wyglądam” do spółki z
Connaughtonem załatwiają sobie prawie drugą dogrywkę w ciągu 48 godzin.
Prawie bo Omri Johnson myli obronę z broną, a stąd prosta droga do zaorania,
tym razem Ryan Kelly zrobił to z Vonlehem.
Porażka, trzecia w tym preseason, ale nie o wyniki
tu chodzi. Idzie o ułożenie Blazers, dysponujących aż
jedenastoma nowymi elementami. Parę rzeczy już wiemy.
Ta drużyna ma dwóch liderów. Jednego oczywistego
z ugruntowaną pozycją, drugiego in spe. Pytanie postawione powyżej,
mają grać wespół w zespół, a może McCollum z ławki na kursie
po „NBA 6th man of the year”? Allan Crabbe nie wygląda
źle jako SG- 52%FG, 40% za trzy, zwłaszcza że za plecami Aminu
jako SF znakomicie radzi sobie Harkless, który oprócz świetnego
atletyzmu, przedziwnej umiejętności bycia zawsze tam , gdzie
najbardziej go potrzeba(zbiorki ofensywne, przechwyty), trafia
dodatkowo ponad połowę rzutów, a przecież właśnie brak
skuteczności wypominano mu nieustanie przez 2 lata w Orlando. W
Oregonie na razie nie mają z tym problemu.
Siła ofensywna Blazers rozłożona przez lata na
pozycje PF-PG (duet Aldridge-Lillard) teraz tkwi dość schemtaycznie
i przewidywalnie dla rywali tylko na obwodzie. Jeśli Meyers Leonard
nie ma dobrego dnia, to atak wysokich Blazers nie istnieje. 60% z
jego rzutów stanowią trojki, trafia znakomite 48% . Leonard jako
stretch-4 ratować będzie Blazers wiele meczów w tym sezonie.
Plumlee na razie zapamiętywany jest z wysokich
umiejętności technicznych, które pozwalają mu z upodobaniem
wyprowadzać piłkę spod własnego kosza, aż na połowę rywala.
Trafia co prawda te 66 %, ale są to głównie rzuty z bliska, gra w
post i mid-range nie istnieją, a już 25 % z osobistych... no
pozycja D. Howarda w tej kategorii wydaje się być poważnie
zagrożona.
Wymaganie od Davisa i Vonleha dwucyfrowych zdobyczy
punktowych byłoby pewnym nadużyciem. Oni są tu przede wszystkim od
zbiórek i bloków. I tu nie ma co narzekać, zwłaszcza na
ofensywnej desce wyglądają jak bestie, zgarniają średnio po 3
piłki w meczu, i większość zdobywanych przez nich punktów ma
źródło właśnie w tej umiejętności.
Gdzieś za tą dwójką wyłania się powoli z
kniei Kaman, dopiero pozycjonuje się w nowym ustawieniu. Z Lakersami
dostał 16 minut, poprzepychał się z T. Blackiem i R. Upshawem.
trafił 3 razy, coś tam zebrał i … ciąg dalszy przystosowywania się do życia poza ulubiona gawrą zapewne nastąpi
Pressey nie jest w niczym lepszy od Fraziera, a
patrząc tylko na statystyki, ustępuje mu we wszystkim. Postawienie
na tego pierwszego przez Stottsa, wymusiłoby szukanie przyczyn
takiej decyzji tylko i wyłącznie w kwestiach pozasportowych.
Gdyby nie zaginiony w akcji Omri Johnson Pat
Connaughton doprowadziłby do dogrywki w Los Angeles. Nie zmienia to
faktu, ze trafił clutch-trójkę, wyglada na rozgarniętego cwaniaka
z Nowej Anglii, co to dobrze zastawi przy zbiórce, i do kontry
pobiegnie, sieknie jakąś trójke zza węgła, da trochę energii
w zdychającej na obwodzie obronie. I wcale nie brak mi ciągle
kontuzjowanego Hendersona.
To tyle raportu z remontowanej twierdzy. W czwartek Clippersi w kolejnym
odcinku tego intrygujacego procesu przebudowy Blazers .
Zrobimy dużo więcej niż O. Johnson w obronie przeciwko Lakers, żeby napisać o tym relację.
Rzeczywiście bardzo ciekawe jak Stotts poukłada tę dwójkę na parkiecie i czy to w ogóle jest możliwe w innej wersji niż CJ jako nasz Jamal Crawford. Jak zawsze świetny tekst :)
OdpowiedzUsuńJedziemy z dwoma naszymi gwiazdami naraz :-)!
UsuńNarazie najslabszym ogniwem w Portland jest T.Stotts.
Karol PTB
Oj, bluźnierstwo. Najlepszy trener Blazers wg mnie od czasów Ricka Adelmana.
UsuńWidziałbym znowu McMillana...RIPCITIZEN
OdpowiedzUsuń