21 października 2015

Razem czy osobno?



Blazers - Jazz 88:81
Jazz- Blazers 101:116 (OT)
Blazers- Lakers 102:104


Portland Trail Blazers nie zamierzają tankować w tym preseason(w przeciwieństwie,np. do takich SAS). W ostatnich trzech grach  dali radę Jazz, w Salt Lake City i  Rose Garden, byli bliscy zrobienia tego samego z Lakers. Jako, że mecze przedsezonowe( ranga, wątpliwa atrakcyjność), kiepsko nadają się do osobnego relacjonowania podsumujmy więc 3 ostatnie występy PTB.

W ubiegłym tygodniu, pozbawieni swego Lillarda lidera, Blazers pokonali Jazz w pełnym składzie. CJ McCollum i M. Leonard nie wyglądali na przesadnie zagubionych. Zdobyli odpowiednio 16 i 19pkt. Pierwszy dobrze organizował grę-5asyst, drugi znakomicie wywiązywał się z roli stretch-four-4 trójki, ale tez 8 zbiórek i 2 bloki. Atrakcyjnie wypadł też Aminu z 15 punktami i jego wszędobylski back-up, Moe Harkless-11 pkt i 3 przechwyty. W sumie wystarczyło to siedmiopunktową wygraną nad niemrawymi tego wieczoru gospodarzami.

Tydzień poźniej  w Rose Garden sytuacja się odwróciła. Blazers już z D. Lillardem wyglądali na tle Jazz, bez Haywarda, Goberta i Favorsa, jak ekipa po cięzkim treningu kondycyjnym gdzieś w Górach Skalistych. Rezerwy gości robiły z symulowaną obroną Portland, co chciały. Burke, Ingles niepokojeni przez nikogo, trafiali seriami niekontestowane trójki. Po drugiej stronie Lillard brał ciężar gry na siebie, trafiał z dystansu, ale też głupio tracił piłki, reszta tylko asystowała. 14 punktowa strata po  przerwie jeszcze wzrosła bowiem Ingles i Burke nie przestawali trafiać za 3 -75% w trzeciej kwarcie.
 
Zanosiło się na niewinny blowout, kiedy w ostatniej części gry Snyder schował swoje strzelby do futerału. Na parkiecie pojawili się rezerwowi rezerwowych , a McCollum grając przez połowę kwarty bez „wsparcia” Lillarda zdobył 18 ze swoich 26 pkt tego wieczoru, to był run, show jednego gracza: jump-shoty, floatery, lay-upy. Bez Lillarda u boku McCollum grał znacznie lepiej, tak jakby dusił się w obecności Lilla. W dogrywce to znów Lillard rządził, trafił 2 z 3 trójek, kolejną dołożył Crabbe, tymczasem CJ nie trafił ani razu, nie trafił, bo nie oddał żadnego rzutu, nie rzucał, bo nie miał piłki w rękach. Dla porównania point guard nr 1 : 32pkt z 27 rzutów, 6 trójek, 6 asyst, 7 strat.; point gurad nr 2: 26 pkt z 23 rzutów , 2 trójki, 9as, 4 straty. Grając razem dali się wodzić za nos obwodowym Jazz. McCollum uwolniony od Lillard sam zniwelował osiemnastopunktową stratę. W dogrywce Lillard  tylko dobił  znokautowanych rywali. Może Lillardowi nie przeszkadza obecność młodego kolegi, po prostu w swoim stylu dominuje, ale na pewno ten drugi czuje się lepiej, i jest bardziej efektywny gdy sam prowadzi grę Blazers.
 
Dzień później w Los Anegles sytuacja wygląda następująco. McCollum zaczyna mecz u boku Lillarda, gra przez początkowe 6 minut prawie nie dotykając piłki, trafia jeden z dwóch rzutów, Tymczasem Lillard zdobywa 8 punktów z 7 prób i notuje trzy straty. W drugiej kwarcie McCollum rzuca już czterokrotnie na 6 punktów, grając z Frazierem, Kamanem, Vonlehem i Crabbem. Lillard przygląda się temu z ławki. Pod wodzą Lillarda Blazers wygrywają 4 punktami, w drugiej kwarcie z McCollumem i rezerwami tę przewagę tracą. W tym czasie jeszcze tylko Moe Harkless wyglądał na gracza NBA -11 pkt, 4 zb, to był wstęp do kolejnego bardzo dobrego wieczoru w wykonaniu tego zawodnika. Po przerwie Stotts ponownie testuje symbiozę „bliźniaków”. Lillard trafia 4/8, McCollum 1/4. Blazers wychodzą na prowadzenie 74:72, i w ostatniej części meczu na parkiecie pojawia się Pressey, a my zostajemy z otwartym pytaniem o sens grania jednocześnie dwójką bardzo podobnych do siebie graczy, mających te same zalety, i niemalże identyczne wady. Odpowiedź na to pytanie, to najważniejsza zagadka przed która stoi sztab trenerski Portland Trail Blazers? Dużo bardziej istotna, niż ostateczna porażka z Lakers. A nie mogło być inaczej bo przecież Pressey nie nadaje się, aby grać w meczu NBA aż 12 minut, on walczy, na razie mało przekonywająco, o 2-5 minuty. Nie mogło się udać, bo Noah Vonleh zbiera co prawda 9 piłek w 12 minut, ale nie trafia ani razu. A w tej grze wygrywa się trafianiem do celu, a nie zbieractwem, choć to drugie może ułatwiać realizację tego pierwszego. Mimo to, o dziwo, jeszcze w ostatnich sekundach gry, mieli Blazers szansę na zwycięstwo. Nieporadność gospodarzy i Pressey „ nie jestem takim gapą na jakiego wyglądam” do spółki z Connaughtonem załatwiają sobie prawie drugą dogrywkę w ciągu 48 godzin. Prawie bo Omri Johnson myli obronę z broną, a stąd prosta droga do zaorania, tym razem Ryan Kelly  zrobił to z Vonlehem.
 
Porażka, trzecia w tym preseason, ale nie o wyniki tu chodzi. Idzie o ułożenie Blazers, dysponujących aż jedenastoma nowymi elementami. Parę rzeczy już wiemy.
Ta drużyna ma dwóch liderów. Jednego oczywistego z ugruntowaną pozycją, drugiego in spe. Pytanie postawione powyżej, mają grać wespół w zespół, a może McCollum z ławki na kursie po „NBA 6th man of the year”? Allan Crabbe nie wygląda źle jako SG- 52%FG, 40% za trzy, zwłaszcza że za plecami Aminu jako SF znakomicie radzi sobie Harkless, który oprócz świetnego atletyzmu, przedziwnej umiejętności bycia zawsze tam , gdzie najbardziej go potrzeba(zbiorki ofensywne, przechwyty), trafia dodatkowo ponad połowę rzutów, a przecież właśnie brak skuteczności wypominano mu nieustanie przez 2 lata w Orlando. W Oregonie na razie nie mają z tym problemu.
 
Siła ofensywna Blazers rozłożona przez lata na pozycje PF-PG (duet Aldridge-Lillard) teraz tkwi dość schemtaycznie i przewidywalnie dla rywali tylko na obwodzie. Jeśli Meyers Leonard nie ma dobrego dnia, to atak wysokich Blazers nie istnieje. 60% z jego rzutów stanowią trojki, trafia znakomite 48% . Leonard jako stretch-4 ratować będzie Blazers wiele meczów w tym sezonie.
 
Plumlee na razie zapamiętywany jest z wysokich umiejętności technicznych, które pozwalają mu z upodobaniem wyprowadzać piłkę spod własnego kosza, aż na połowę rywala. Trafia co prawda te 66 %, ale są to głównie rzuty z bliska, gra w post i mid-range nie istnieją, a już 25 % z osobistych... no pozycja D. Howarda w tej kategorii wydaje się być poważnie zagrożona.
Wymaganie od Davisa i Vonleha dwucyfrowych zdobyczy punktowych byłoby pewnym nadużyciem. Oni są tu przede wszystkim od zbiórek i bloków. I tu nie ma co narzekać, zwłaszcza na ofensywnej desce wyglądają jak bestie, zgarniają średnio po 3 piłki w meczu, i większość zdobywanych przez nich punktów ma źródło właśnie w tej umiejętności.
Gdzieś za tą dwójką wyłania się powoli z kniei Kaman, dopiero pozycjonuje się w nowym ustawieniu. Z Lakersami dostał 16 minut, poprzepychał się z T. Blackiem i R. Upshawem. trafił 3 razy, coś tam zebrał i … ciąg dalszy przystosowywania się do życia poza ulubiona gawrą   zapewne nastąpi
 
Pressey nie jest w niczym lepszy od Fraziera, a patrząc tylko na statystyki, ustępuje mu we wszystkim. Postawienie na tego pierwszego przez Stottsa, wymusiłoby szukanie przyczyn takiej decyzji tylko i wyłącznie w kwestiach pozasportowych.
 
Gdyby nie zaginiony w akcji Omri Johnson Pat Connaughton doprowadziłby do dogrywki w Los Angeles. Nie zmienia to faktu, ze trafił clutch-trójkę, wyglada na rozgarniętego cwaniaka z Nowej Anglii, co to dobrze zastawi przy zbiórce, i do kontry pobiegnie, sieknie jakąś trójke zza węgła, da trochę energii w zdychającej na obwodzie obronie. I wcale nie brak mi ciągle kontuzjowanego Hendersona.

To tyle raportu z remontowanej twierdzy. W czwartek Clippersi w kolejnym odcinku tego intrygujacego procesu przebudowy Blazers . Zrobimy dużo więcej niż O.  Johnson  w obronie przeciwko Lakers, żeby napisać  o tym relację.



4 komentarze:

  1. Behemot10:31

    Rzeczywiście bardzo ciekawe jak Stotts poukłada tę dwójkę na parkiecie i czy to w ogóle jest możliwe w innej wersji niż CJ jako nasz Jamal Crawford. Jak zawsze świetny tekst :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy13:05

      Jedziemy z dwoma naszymi gwiazdami naraz :-)!
      Narazie najslabszym ogniwem w Portland jest T.Stotts.

      Karol PTB

      Usuń
    2. Behemot18:42

      Oj, bluźnierstwo. Najlepszy trener Blazers wg mnie od czasów Ricka Adelmana.

      Usuń
  2. Anonimowy00:47

    Widziałbym znowu McMillana...RIPCITIZEN

    OdpowiedzUsuń