Raptors (34-16) @ Blazers (24-27) 110:103
Mecz Blazers z Raptors był pojedynkiem będących na fali wznoszącej drużyn. Drużyna z Toronto ostatnio przegrała tylko jeden mecz, a Portland dzięki korzystnemu terminarzowi była w serii pięciu zwycięstw z rzędu. Trzeba przyznać, że poziom meczu odpowiadał styczniowym wynikom obu drużyn: walka na parkiecie rozgorzała od pierwszej minuty, a obie drużyny wykazywały olbrzymią determinacje w celu podtrzymania udanej passy.
Mecz Blazers z Raptors był pojedynkiem będących na fali wznoszącej drużyn. Drużyna z Toronto ostatnio przegrała tylko jeden mecz, a Portland dzięki korzystnemu terminarzowi była w serii pięciu zwycięstw z rzędu. Trzeba przyznać, że poziom meczu odpowiadał styczniowym wynikom obu drużyn: walka na parkiecie rozgorzała od pierwszej minuty, a obie drużyny wykazywały olbrzymią determinacje w celu podtrzymania udanej passy.
Pierwszym zaskoczeniem był skład
pierwszej piątki Blazers. Kontuzjowanego Vonley’a (notabene pokazywanego na
trybunach, jakby był co najmniej najważniejszym graczem pierwszej piątki)
zastąpił pomijany ostatnio Harkless, który zaraz na początku meczu przypomniał
się swoim fanom pudłem spod kosza.
Gdy McCollum w pierwszej minucie meczu
trafił rzut osobisty, nikt w Moda Center nie przypuszczał że prowadzenie 1:0 będzie ostatnim w tym meczu. Goście
z Kanady punktowali rzutami dystansowymi: Lowry, DeRozen i Scola trafiali nawet
przy agresywnej obronie Blazers. W pierwszej kwarcie aż 6 z 7 rzutów za trzy
punkty Raptors znalazło drogę do kosza. W drugiej kwarcie przewagę pod koszem
wykorzystał Valanciunas zwiększając prowadzenie gości aż do 16 punktów. Stało się jasne
dla kibiców Blazers, że tym razem gospodarzy czeka cięższa przeprawa.
Brakowało w pierwszej połowie
Lillarda, który zakończył tą część meczu z zaledwie 6 punktami. Więcej miał na
tym etapie i Crabbe i Leonard.
Druga połowa to systematyczny, ale
powolny pościg za Raptors. Najbliżej było na początku czwartej kwarty, gdy
deficyt zmniejszył się do 3 punktów 79:82. Niestety od stanu 81:84 nastąpił
decydujący dla losów meczów przestój Blazers: kolejne 13 punktów (przedzielone tylko 2 punktami Hendersona) zwiększyło przewagę gości do 14 punktów. Blazers jeszcze raz podjęli rzuconą
rękawicę. W ostatniej minucie po przechwycie – przy przewadze 5 punktów –
szybką kontrę zmarnował McCollum.
To był pojedynek obrońców: dwójka
Lowry-DeRozen pokonała bliźniaków z Portland 59:48. To zadecydowało o
ostatecznym wyniku.
Po tym meczu Portland spadło w tabeli
na 9 pozycję i patrząc na najbliższy terminarz (spodziewane dziś zwycięstwo
Utah i ciężki dwumecz z Rockets) na dłużej mogą zagościć poza strefą Play Off.
ptb
Trochę przemyśleń.
OdpowiedzUsuńPomimo porażki Blazers jak dla mnie zagrali narawdę dobry mecz, widać było niesamowite zaangażowanie. niestety na minus trzeba zaliczyć postawę Leonarda, jakby się zablokował w pewnym momencie i bał rzucać dodatkowo Lillard w ofensywie ostatnio nie istnieje, na siłę prubuje wymusić osobiste, co prawda sędziowie też nie pomogli dzisiaj. Na plus na pewno Henderson, muszę zmienić o nim zdanie w defensywie pracuje niesamowicie.
Witam
OdpowiedzUsuńZ innej beczki. Dzis Balzers o bardzo przystepnej porze 23.00!
poskus
I czat :) Henderson w formie to bez dwóch zdań gracz pierwszopiątkowy. Mamy ich już trzech na SG (CJ, Henderson, Crabbe)...
OdpowiedzUsuńdlaczego nie gra Krabik?
OdpowiedzUsuńposkus
Brzuszek go bolał chyba
UsuńHarden idzie na truble-double punkty,zbiorkii straty.jejejej
OdpowiedzUsuńZauwazyliscie,ze wszyscy ,ktorzy zagrali u nas maja zbiorki w ataku !!
poskus