Portland (33-30) @ Toronto (41-19) 115-117
Trail Blazers w swym kolejnym meczu na trudnej sesji wyjazdowej podjęli rękawicę rzuconą im przez 2 zespół konferencji wschodniej. Walczyli, nie odpuszczali, chcieli ten mecz wygrać i prawie im się udało. Prawie, ponieważ przeciwko sobie mieli nie tylko świetnych Lowrego i Derozana oraz pokazującego co to znaczy być centrem Valanciunasa, ale też sędziów gwiżdżących każdy kontakt z ciałem DeRozana w ataku za faul karany rzutami osobistymi. Myślałem, że Hardena tutaj trudno przebić - myliłem się. DeRozan stawał na linii 25 razy i pewnie ten ostatni raz też by trafił, gdyby nie miał w pamięci 0,9 sekundy do końca meczu nr 6 serii play-off Portland Houston. Wy też pamiętacie? Dlatego rzut spudłował, stracił rekord NBA (100% w 24 att.), ale mecz wygrał. I to pomimo 50 punktów Lillarda.
Lillard w tym meczu był wielki. Penetrował, trafiał trójki, jump-shoty i z linii. Sam w pojedynkę praktycznie dogonił w końcówce meczu drużynę Toronto, która sukcesywnie począwszy od drugiej kwarty budowała swoją przewagę. Zaczęłaby już w pierwszej, ale buzzer Lillarda po 12 minutach zrobił wrażenie na publiczności. Potem grali DeRozan, Lowry, Valanciunas i ogólnie cały team Toronto nie napotykał zanadto naszego oporu zwłaszcza pod bronionym koszem. U nas oprócz Damiana grał (gra) tylko McCollum, który szlifuje przed play-offs (oby!) te swoje pull-upy. Reszta drużyny nie grała, a zwłaszcza środkowi. Przypatrując się spotkaniu przez jego większą część na spokojnie mogliśmy obserwować zachowanie na parkiecie naszych wysokich. Na spokojnie, ponieważ nic nie zapowiadało szalonej końcówki gdy Lillard odpalił killing mode. I tutaj wyszły wyraźnie wszystkie bolączki wysokich graczy. Może w meczach ze słabszymi teamami Stottsowi udaje sie jakoś braki te maskować, ale przy lepszych drużynach będzie to wychodzić. No i dobrze, niech Olshey i Allen temu sie przypatrują. Może - jak chcemy - sięgną do kieszeni tego lata.
A dużo tej drużynie nie potrzeba, by wejść na poziom wyżej. Wystarczy wstawić do składu np. takiego gracza jak Valanciunas. Żadna gwiazda, prawda? Wysoki, dobrze zbiera, zastawi deskę, rzuci tyłem do kosza, zbierze i dobije. W Portland Leonard pożal się boże C-F wiemy jak gra, zazwyczaj nie trafia, a cieszymy się jak dzieci, gdy ma mecz, że trafi 3 trójki. Naprawdę chcemy mieć takiego zawodnika w talii? Zresztą dzisiaj pokazał głębokie zero. Mason Plumlee - wiemy że poprawił osobiste i że uczy się tych pick&rolli, ale to wciąż nie przekłada się na dorobek punktowy naszego centra. Słabo jak na ten wzrost zbiera, a w obronie kolekcjonuje faule. Davis ani Vonleh ani Harkless to nie ten poziom (jeszcze?) by rywalizować z poważnymi drużynami jak Toronto.
Co nam zatem pozostało w składzie na ten mecz wartościowego? Wiara Stottsa w drużynę, MIP McCollum i ogromna siła mentalna Damiana Lillarda. Ten człowiek to narodowy skarb Oregonu. Gdy w IV kwarcie przewaga gospodarzy osiągnęła 15 punktów i wszyscy pomału szykowaliśmy się do snu, Lillard wziął sprawy w swoje ręce i zaczął trafiać jak natchniony, łącznie kolekcjonując 50 punktów, w tym 6/13 za trzy. Końcówka była na styku ale Lowry i DeRozan nie pozwolili niestety na objęcie choćby minimalnego prowadzenia gościom. Każdą jednak ich przewagę niwelował Damian i na 8 sec przed końcem było tylko 112-114. Wtedy jednak oczywiście z linii dorzucił DeRozan. W odpowiedzi za trzy trafił Lillard i iskierka nadziei zatliła się na chwilkę, gdy znów na linii stanął DeRozan i trafił pierwszy rzut, a drugi przestrzelił po to, byśmy nie mieli już czasu na oddanie rzutu w ostatnich 0,9 częściach sekundy.
Blazersi przegrali, ale mecz mógł się podobać, stał na bardzo wysokim poziomie, oba teamy pokazały wszystkie swoje najmocniejsze strony, a wisienką na torcie była pogoń Lillarda w ostatnich minutach i sekundach meczu omal nie zakończona sukcesem. To mogło się udać gdyby np arbitrzy nie tak skwapliwie sięgali po gwizdek przy penetracjach DeRozana. Trudno. Gwardia umiera, ale się nie poddaje. Następny mecz w niedzielę w Detroit.
Trzy rzeczy.
OdpowiedzUsuń1) Straty...ile tych strat mieliśmy pod rząd to glowa mala.
2) Harkless naucz sie rzucac osobiste bo Ci do dupy nakopie.
3) Leonard wyp...i ze soba kolege weź...tez bialego i nieprzydatnego pod koszem MP.
Karol PTB
Skoro tak nas pokarał Valanciunas, to ciekawe, co zrobi z nami pod koszem potencjalny duet Lamarcus-Duncan w playoffach. Strach się bać.
OdpowiedzUsuńJa do sędziowania w NBA mam spore zastrzeżenia.nie lubię jak się robi z kibiców debili.a to jak się gwiżdże Hardenowi to już groteska.Lillard takimi meczami zawstydza sędziów. Szykujemy się na playoofs vs LMA?
OdpowiedzUsuńMysle ze Spurs to najgorszy wybor na pierwsza runde. Zjedza naszych swoja defensywa. Ja bym juz wolal LAC w pierwszej rundzie. Jest szansa ze Blake po kontuzji nie bedzie soba. OKC tez nie blyszczy w ostatnim czasie. Z GSW mozna pojsc na wymiane ciosow i cos wyszarpac jak w meczu po ASG. Ze Spurs widze szybkie 0-4 niestety.
OdpowiedzUsuńBędzie OKC, wyprzedzimy Dallas do końca sezonu. Podoba mi się jak redaktorzy bloga prowadzą we wpisach korespondencyjną dyskusję na temat Leonarda ;P
OdpowiedzUsuńRedaktorów mamy pierwsza klasa!
UsuńLeonard, a ostatnio też Plumlee to najsłabsze ogniwa, które trzeba szybko zneutralizować (np. poprzez wydalenie).
Karol PTB
Osobiście naprawdę nie rozumiem fenomenu Spurs
UsuńWysocy Por...Lillard zebrał dziś więcej piłek niż Wy dwaj razem wzięci. Co to oznacza? Ano tyle, że Wasze miejsce nie jest na parkiecie takiej drużyny jak Pór, tylko w.... No....Gdzie? Podpowiem...w DU..IE.
OdpowiedzUsuńCo za lajzy.
Koniecznie do wymiany lub zakopania.
Karol Ptb
Daj już spokój, wszyscy już słyszeli 5 razy.
UsuńTo chyba dobrze. Nikt może potem po 1 dobrym meczu MLE LUB MPL nie wyskoczy z teoria, że stanowią dla nas jakąkolwiek wartość dodana :)
Usuńpanikujecie, popadacie w przesadę. Jeśli nie aktualna forma, to wiek i pieniądze , które płacimy tym ludziom, powinny trochę powstrzymać te radyklane oceny.
OdpowiedzUsuń