12 stycznia 2020

Bez szans


Mamy w tym roku w lidze dwie maszyny, które niczym buldożery jadą po reszcie zespołów niszcząc ich wszystkich bez żadnych skrupułów. Bucks i Lakers, bo o nich mowa grają koszykówkę nie z tej planety. 

Ciężko jest opisać dzisiejszy mecz.

Pochwalić należy nasz zespół za duża wolę walki. Zważywszy na to, że podstawowym centrem był dziś Tolliver a w pierwszej piątce grał Kent to i tak całkiem długo wynik utrzymywał się blisko remisu (no może 4-6 na minusie). Na początku Kent założył "czapę" temu wybrykowi natury z Grecji, ale to akurat niewiele pomogło. Potem Kozły odskoczyły i prowadziły już do końca meczu. W ich składzie pojawiło się kilku byłych graczy Blazers i mimo dużej sympatii do każdego z nich uważam, że ich rola w nowym zespole jest równie mało znaczącą jak u nas. Dobijają piłki, gdzieś tam czasem coś im się uda rzucić, ale generalnie na prawdę nie ma za czym tęsknić.

Rozmawiałem z moim znajomym Matt'em z Milwaukee, po tym meczu i mówił, że tak to prawda, teraz wszyscy o nich mówią. Miasto i kibice oszaleli znowu na punkcie swojego zespołu, ale ostatnie kilkanaście lat było tak bardzo słabe, że wszyscy bardzo się boją i nie potrafią do końca cieszyć, bo wiedzą jak niewiele brakuje by znowu być na dnie. Przykro mu, że teraz mamy taką sytuację w zespole, ale i tak on zawsze nam zazdrościł, że przez tyle lat graliśmy chociaż w play-off i że chociaż cokolwiek o nas się mówiło. On też uważa tak jak ja, że w tym roku na pewno zagramy w drugiej fazie rozgrywek, bo wszystko wróci do normy a sezon jest jeszcze długi.

Trzymam go za słowo.

18 komentarzy:

  1. Milwaukee fajne miasto, szczegolnie wrazenie robia etakady autostradowe na wjezdzie do miasta od strony Chicago. Duzo browarow, rzeczka, generalnie fajna atmosfera

    Na mecze Kozlow jak sie czasami dla beki wpadalo to mozna sie bylo poczuc troche na jak na jakiejs innej planecie. Piknik, betonowa hala, ale za to bilety za kilka $. Pozniej dorobili sie prawie Ultrasow

    OdpowiedzUsuń
  2. Na dokladke prosze bardzo:

    MILWAUKEE BUCKS - PORTLAND TRAIL BLAZERS



    Mający tragiczny sezon (zbieżność z moim podążaniem za drużyną oczywiście przypadkowa) Blazers na moje nieszczęście musieli jeszcze w tym sezonie zawitać do Milwaukee, jednego z bardziej ulubionych moich miast w USA, czego nikt zrozumieć za bardzo nie może. Sam zresztą też mam z tym trudności. W każdym  razie chwilowo pojawiły się trudności z definicją, czy przyjazd do Milwaukee jest pretekstem dla meczu, czy mecz jest pretekstem do pobytu w mieście.



    Dzień przed pojedynkiem Portland wygrywa w Dallas- niespodzianka pełną gębą. Wychowany na polskiej piłce nożnej od razu traktuje spotkanie w Milwaukee w kategoriach jakże dobrze nam znanych pojedynkach „ostatniej szansy”. Szybkie przypomnienie modeli statystycznych, spojrzenie na kalendarz i wnioski są oczywiste- szansa na 8 miejsce dające udział w play-offach prawie pewna przy wygranej w kolejnym pojedynku. Założenia chwilowo można było sobie podarować, ale przypominały one: my wygrywamy wszystko, Anglia u siebie remisuje z Wyspami Owczymi a Niemcy przegrywają 2:0 w Angoli. Łatwizna, sezon jednym słowem trwa nadal.

    OdpowiedzUsuń


  3. Uderzamy do Milwaukee kilka godzin wcześniej , wszak atrakcji do spędzenia tego czasu nie powinno zabraknąć. Rzeczywistość okazuje się minimalnie bardziej brutalna, oprócz przejścia z downtown do muzealnego wybrzeża nie za bardzo pojawia się pomysł, co zrobić z resztą wolnego czasu. Plan numer dwa jest oczywisty- knajpy i piwko, wszak to także w Milwaukee można uznać za „zwiedzanie” z uwagi na liczne tutaj browary. Pierwsze kufelki idą w dobrze nam już znanej knajpce przy akompaniamencie burgera. Dwie godziny przed meczem zmiana klimatu i przejście do „Starego Miasta”, które tylko Amerykanie mogą nazywać Starym Miastem. Szybka lokalizacja kolejnego pubu i na stole lądują cztery (happy hours) kufelki, przy których podziwiamy 101 najlepszych akcji w historii koszykówki. Przy okazji przy barze miotają się kibice najbardziej emocjonującego sportu na świecie jakim jest baseball. Trzeba mieć lekko nierówno pod sufitem, aby jeździć na wyjazdowe mecze w tej niezwykle widowiskowej dyscyplinie. Jako, iż koszulki Portland i St Louis są podobne przez chwilę jesteśmy zaangażowani w rozmowę, że i owszem w Polsce baseball także jest bardzo popularny, ale w troszeczkę innym stylu. Bardziej skupiamy się na gloryfikowaniu narzędzi używanych do tej gry.

    Bradley Center- hala gdzie rozgrywają swoje mecze Kozły, to kilka kroków od naszego drugiego baru. 30 minut przed spotkaniem jesteśmy w hali- cóż, trochę tutaj zaściankowo, jak i w całym mieście. Nie ma klimatu ani Detroit, ani Indiany, ale tradycje także trochę nie te. Nie zmienia to faktu, iż sztama z Milwaukee jest faktem i z góry akceptujemy wszystko, co miasto nam oferuje. Szybko zresztą jesteśmy za to wynagrodzeni- na miejscu przez nas zajmowanym wisi karteczka „Winner”. Pięciominutowa droga do stoiska dla „zwycięzców” mija nam na planowaniu, gdzie popłyniemy w pierwszy rejs świeżo wygranym jachtem. Pięć minut drogi powrotnej pozwala nam natomiast zachwycać się właśnie co odebraną figurką komentatorów tutejszej TV. Pięknie.



    Jeżeli chodzi o komfort oglądania widowiska, to mecz w Milwaukee należy do tych z kategorii „tanio i dobrze”. 22$ wystarcza do zajęcia miejsca w rzędzie N od boiska oczywiście lower level. Szybko zapomina się czasy IV klasy na spotkaniu w Chicago. Fani gospodarzy także nie żałują gotówki- Lower level zapełnia się w około 75% natomiast Upper level w rejonie 5%. Ogólnie frekwencja nie zachwyca, chociaż spotkanie ogląda około 17 tys „kozłów”. Trzeba mieć oczywiście na względzie, iż gospodarze walczą o ósemkę i szanse na to mają o wiele większe, nie trzeba im żadnych porażek w stylu, jakie zakładałem przy szukaniu szans Portland. Z tego punktu widzenia jestem zawiedziony frekwencją, ale cóż- i tak wygra Portland, więc może lepiej zostać w domu.

    Prezentacja na wejściu słabiutka, znów odzywa się lekka zaściankowość. Pierwsza piątka jest na tyle załamana, iż zarząd klubu nie wydał ani centa na chociażby malutką petardę przy prezentacji, iż pierwsza połowa pewnie wygrana zostanie przez Portland.



    Wreszcie można w przerwie spotkania chodzić z podniesioną głową na około hali, chociaż jeszcze nie nakazuje miejscowym kłaniać się w pas, dobrze widząc, iż 9 punktów dla Portland to przewaga, która można szybko stracić. Około 60 minut później pomysł „kłaniania się” szybko obracamy w żart, próbując jakoś „po angielsku” ulotnić się z hali 2 minuty przed końcem widowiska. „Mecz ostatniej szansy” w plecy, sezon w plecy, wyjazdy łącznie 1-3. Pięknie, chociaż na osłodę zostają niejako dla mnie „derby” z Chicago, o dziwo wygrane.



    Powoli można szukać w Direct TV okienka „rezygnuj”, być może jeszcze zmusiłbym się do oglądania Chicago- New York oczywiście kibicując tym drugim.

    OdpowiedzUsuń
  4. Robi się nieciekawie. Niby jest jeszcze kontakt z PO ale zaczyna się ograniczać do ostatniego premiowane miejsca. Może jeszcze OKC dostanie zadyszki ale pierwsza 6 robi się dość pewna.
    Do 7 miejsca na zachodzie dzieli nas tyle co do 1 miejsca w loterii. Jeszcze kilka tygodni i nie będzie się nad czym zastanawiać czy walczyć czy tankowac.

    OdpowiedzUsuń
  5. Behemot20:12

    Brown i Tatum ostatnio świetnie grają, a Celtics rozglądają się po centrach. Pewnie bez wielkich nadzei, ale zaproponowałbym coś takiego + 2 picki w pierwszej rundzie do Bostonu:
    http://www.espn.com/nba/tradeMachine?tradeId=ubnszp7

    OdpowiedzUsuń
  6. Behemot20:38

    Ale rzeczywiście bez sensu, bo przyszły rok Haywarda to opcja gracza, więc odpada.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zatankować. W drafcie szukać długiego SF. Pożegnać spadających z kontraktami a podpisać Bertransa. Kasa się zgadza ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Behemot23:17

      Będę bardzo zawiedziony jeśli nie wymienią przynajmniej jednego z tych kontraktów na dobrego gracza na przyszłe lata.

      Usuń
    2. Tyle, że za spadające kontrakty można dostać ciążący kontrakt od przebudowującej się drużyny (Love, Griffin) albo jakieś ochłapy z odległymi pickami od atakujących tytuł jeśli ktoś uzna, że brakuje mu akurat takiego zawodnika w układance.

      Usuń
  8. Pdxpl22:59

    Ten draft pono nie jest bogaty w top sf, no chyba ze avdija;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liczę, że Olshey znowu błyśnie talentem

      Usuń
  9. Behemot12:32

    Trudno będzie w lecie uzyskać podobny talent z puli wolnych agentów, w stosunku do tego co można uzyskać w wymianie. Tej kasy będzie mniej do wydania niż jest w spadających kontraktach. Mamy przecież jeszcze inne assety (picki, Little), które można dorzucić żeby pozyskać kogoś innego. Nie wiem, może Aaron Gordon (Magic stawiają na Isaaca), może Covington, albo obaj ;) Griffin już zdecydowanie nie, ale Love nadal ma sporo do zaoferowania. Wg mnie to nie jest już czas na draft, Lillard nie młodnieje.

    OdpowiedzUsuń
  10. Pdxpl12:51

    Covington, gordon, porter, prince pakiet pickow plus little/ trent powinno wystarczyc na ktoregos z nich

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie wiem co można by było zrobić zebysmy mieli team który by wzbudzał respekt u przeciwników,ale Ci panowie nie uratuja tonącego statku

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pdxpl18:22

      Ja mysle juz o kolejnych sezonach

      Usuń